Zabił go nożem. Koledzy – tanie dranie

Niestety firma Piotra P. miała siedzibę na obrzeżach miasta, a piątkowe popołudnie powodowało duże korki na ulicach wylotowych i karetce trudno było się przedostać. Załoga ambulansu powiadomiła policję. Funkcjonariusze zabezpieczyli wstępnie miejsce zdarzenia i rozpytali Piotra P. Mężczyzna sprawiał wrażenie będącego w głębokim szoku. Był prawie cały ubrudzony krwią w związku z próbami jej tamowania u Krzysztofa K. i bardzo nieskładnie opisywał zdarzenie. Jego stwierdzenia sprawiły, że policjanci natychmiast uznali gabinet Piotra P. za przypuszczalne miejsce zbrodni.

Prowadzenie firmy nie jest zadaniem łatwym, a jej trwanie i rozwój oznacza stałe podejmowanie decyzji, które mogą zarówno oznaczać rozwój jak i szybki upadek. Właściwe pokierowanie firmą w trudnym momencie zależne jest od posiadanej wiedzy, ale równie często zależy po prostu od nieprzewidywalnego łutu szczęścia lub pecha.

W takim właśnie momencie znalazł się w styczniu 2019 roku, 45-letni Piotr P., prowadzący sporą firmę instalującą duże urządzenia chłodnicze. Niby wszystko szło dobrze, zamówienia były i widoki na kolejne też, ale pieniędzy na kontach zaczynało mocno brakować. Niestety kontrahenci mieli przykry zwyczaj płacenia z opóźnieniem, a i trafiło się dwóch nieuczciwych, którzy odmówili zapłaty, zarzucając niewłaściwy montaż. A tak naprawdę liczyli na długie opóźnienie płatności podczas ślimaczącego się procesu. W tym czasie nie przeszkadzało im to korzystać w pełni z zamontowanych urządzeń.

Nadszedł moment, w którym Piotr P. stanął przed perspektywą zamknięcia firmy i natychmiastowego zwolnienia ponad 30 osób, będących w pełni przygotowanymi fachowcami. Mogło go uratować tylko szybkie pożyczenie minimum 200 tys. zł. W bankach już nie mógł szukać pomocy, bo był tam dość mocno zadłużony. Miał, co prawda dwie dosyć cenne nieruchomości, które mógłby sprzedać, ale znając realia tego segmentu rynku, wiedział, że przeprowadzenie takiej sprzedaży za dobrą cenę, oznacza przynajmniej kilka miesięcy różnych zabiegów, a wtedy byłoby już dawno po firmie. Wyzbywać się ze stratą dorobku całego życia nie chciał.

Rozwiązaniem okazała się wizyta w… salonie samochodowym w Warszawie. Tam, oczekując na wykonanie gwarancyjnego przeglądu jednego z aut firmowych, wyczytał w gazecie ogłoszenie o poza-
bankowych pożyczkach, bez zabezpieczeń i bez ograniczenia kwoty. Nigdy wcześniej nie przyszłoby mu do głowy, aby zainteresować się czymś takim, ale był w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Rozejrzał się po salonie i urwał kawałek strony z ogłoszeniem. Następnego dnia rano zadzwonił i już po godzinie w jego firmie pojawiło się dwóch uprzejmych panów.

Spokojnie wysłuchali, jakie ma potrzeby, przedstawili swoje warunki i szybko podpisali umowę. Piotr P. pożyczył od nich 250 tys. zł, które miały być wypłacane na pokrycie niezbędnych przelewów. Niestety warunki umowy były trudne. Pożyczając 250 tys. zł na 6 miesięcy, musiał oddać aż 310 tys. i to w taki sposób, że najsłabszy pracownik kontroli skarbowej natychmiast zrozumiałby, że chodzi o pranie brudnych pieniędzy. Piotr P. był jednak w sytuacji tak krytycznej, że zgodziłby się na jeszcze gorsze warunki. W grę wchodził przecież upadek jego firmy, będącej dorobkiem całego dotychczasowego życia. I nawet nie zdziwiło go, że pieniądze dla niego mili panowie przywieźli w gotówce, po prostu w skórzanej torbie, i po przeliczeniu przekazali mu, sporządzając jedynie pokwitowanie na kartce.

Cieszył się, że ma pieniądze i że na razie oddalił widmo likwidacji firmy. Tak po prostu.

Początkowo wszystko szło dobrze. Zaległe faktury zostały opłacone. Firma Piotra P. złapała oddech i mogła rozpocząć nowe prace. Zaczęły też wpływać pieniądze z wcześniej wykonanych robót. Niestety nie było ich tyle, żeby w terminie spłacić pożyczkę. Jednak mili panowie chętnie wydłużyli termin spłaty, oczywiście za kolejne dodatkowe odsetki.

Potem już nie było tak miło. Piotr P. przestał wyrabiać się ze spłatą kolejnych rat, a panowie, od niedawna Bogdan C. i Krzysztof K., zaczęli naciskać.

Przeszli na „ty” podczas jednego ze spotkań w marcu 2020 roku, kiedy przy alkoholu omawiali pomysły na wyjście Piotra P. z tej sytuacji.

Cały czas brakowało mu pieniędzy na pełną spłatę, teraz już tylko odsetek, bo w międzyczasie pożyczone 250 tys. zł dawno oddał, przy okazji legalizując im te pieniądze, co w rozmowach Bogdan C. i Krzysztof K.
zręcznie pomijali. On nie chciał z nimi postawić sprawy „na ostro”, bo w międzyczasie dowiedział się o różnych sytuacjach, co potrafią zrobić i po prostu bał się ich.

Ponieważ spłata się przedłużała, nowi koledzy Piotra P. podpowiedzieli rozwiązanie tego problemu.

Zaproponowali rozłożenie kwoty długu na raty. Ale w specyficzny sposób. Piotr P. zamiast spłacać, miał wziąć na swoją firmę cztery samochody BMW w leasing. On z pieniędzy firmowych będzie płacił comiesięczne raty za te samochody, a oni wykorzystają je do podnajmowania innym osobom i w ten sposób dług będzie się zmniejszał bez specjalnego wysiłku ze strony Piotra P.

Rozwiązanie początkowo wydawało mu się proste i wprost genialne w swojej oczywistości. Początkowo…, bo uwikłany w długi przedsiębiorca szybko przekonał się, że te raty bardzo mocno obciążają jego firmę. I na dokładkę nie wiadomo, kiedy miałyby się zakończyć. Potem okazało się, że to tylko część problemu.

Zabił go nożem. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 3/2024 (tekst Dariusza Gizaka pt. Koledzy, czy niezbyt tanie dranie…). Cały numer do kupienia TUTAJ.