Zabił kobietę w warunkach recydywy

W warunkach recydywy. Był już karany za dokonanie rozboju. Niedługo przed tragicznymi wydarzeniami, wyszedł z więzienia. Zamieszkał w jednym z pokoi wynajmowanych przez 86-letnią mieszkankę Łodzi.

Niedługo po wprowadzeniu się lokatora, kobieta żaliła się rodzinie, że ich relacje nie układają się najlepiej. Mężczyzna miał sprowadzać do mieszkania kolegów i urządzać głośne imprezy. W styczniu 2018 roku, wnuczek zaniepokojony brakiem kontaktu z babcią, postanowił sprawdzić, co się dzieje. Na miejscu zastał jedynie 35-letniego lokatora, który nie potrafił wyjaśnić powodu nieobecności kobiety. Kiedy jej wnuczek wszedł do zajmowanego przez nią pokoju, zauważył na podłodze ślady krwi. Zadzwonił na policję. Funkcjonariusze po przybyciu na miejsce, ujawnili ukryte w wersalce zwłoki kobiety. Ofiara miała liczne rany głowy i okolic klatki piersiowej. Sekcja zwłok wykazała, że 86-latka zmarła w wyniku rozległych obrażeń wewnętrznych i znacznej utraty krwi. 35-latek działający w warunkach recydywy, początkowo nie przyznał się do zbrodni. Później stwierdził, że był to przypadek, po czym odmówił składania wyjaśnień.

Nie tylko zabójstwo w warunkach recydywy

Pod wpływem chwili, w wyniku odurzenia, na skutek bójki czy jako finał alkoholowej libacji – to najczęstsze drogi prowadzące do zbrodni, której ofiarą jest sąsiad zza ściany, lokator czy właściciel wynajmowanego lokum. Zbrodni, z których jedne są planowane, drugie przypadkowe. Zdarzają się i takie, których efekt bywa zaskakujący dla samego sprawcy. Wszystkie łączy jedno – tajemnica czterech ścian, często będących jedynym świadkiem zdarzenia.

Jest rok 1832. Uniwersytet w Edynburgu jako powszechnie znana i szanowana placówka kształcąca młodych medyków, by nauczyć ich anatomii, potrzebuje odpowiednich środków. A konkretniej zwłok. Ograniczenie orzekania kary śmierci doprowadza wówczas do braków ciał, które mają przysłużyć się nauce. W związku z tym zaczęto wykradać świeżo pochowane zwłoki obywateli, by potem zhandlować je lekarzom. William Burke i William Here wpadli jednak na jeszcze mroczniejszy pomysł… Ten drugi prowadził mały pensjonat w stolicy Szkocji. Początkowo biznes bazował na ciałach schorowanych lokatorów, którzy ginęli śmiercią naturalną. Gdy tych zabrakło, należało im pomóc. Lokatorów upijano whisky, a następnie duszono. Ciała sprzedawano. Kolejnym krokiem była już sekcja zwłok, którą przeprowadzali na nich adepci medycyny.

Cztery ściany widziały już wiele. Zbrodnie kuchenne i te dokonane na członkach najbliższej rodziny to jednak nie wszystko. Kiedy nikt nie patrzy, to właśnie dach nad głową wydaje się być jedynym świadkiem przestępstw. Także tych popełnionych przez zupełnie obcych sobie ludzi. Takich, z którymi dzieli się jedynie metraż.

Chcesz poznać inne tego typu historie? Sięgnij po Detektywa 10/2022 (tekst Anny Ruchlewicz pt.”Lokatorzy z piekła rodem”). Cały numer do kupienia TUTAJ.