Zabił żonę, bo okazało się, że to ona chce go zabić

Przez całe dorosłe życie Jerzy W. zajmował się zagadnieniami związanymi z chemią. Początkowo była to problematyka dotycząca farb i lakierów. Potem, przez jakiś czas, pracował w dużym kombinacie nawozowym. W końcu wrócił do własnej działalności i w niewielkim budyneczku zaczął produkcję różnych wyrobów z tworzyw sztucznych. Bardzo szybko okazało się, że ma dużą intuicję w sporządzaniu różnych mieszanek, a jego produkcja na wtryskarkach zaczęła szybko się rozwijać i zdobywać uznanie klientów. Po kilkunastu latach z niewielkiego budyneczku za domem przeniósł się do potężnej hali zastawionej wtryskarkami i innymi maszynami. W środku zaprojektowano i zbudowano nawet spore laboratorium, gdzie mógł pracować nad mieszankami do nowych produktów. W tym laboratorium spędzał większość dnia z południową przerwą na obiad. Do domu, żony i dwójki dzieci, wracał dopiero późnym wieczorem. Często pracował nawet w niedzielę.

Taki tryb życia musiał odbyć się kosztem zdrowia i w 2016 roku, w wieku 49 lat, przeszedł zawał serca, na szczęście niezbyt rozległy. Pobyt w szpitalu i późniejsza rekonwalescencja niewiele zmieniły w trybie jego życia, bo chemia tworzyw sztucznych była jego pasją, a pracowitość miał chyba w genach. Jednak nie wszystko pozostało bez zmian… W jednym ze szpitali poznał 29-letnią Teresę Z., zatrudnioną tam, jako laborantka. Szybko zawiązała się między nimi bliższa znajomość i to chyba bardziej z jej inicjatywy niż z jego. Dziewczyna nie tylko miała trochę pojęcia o chemii, ale także, a może przede wszystkim, potrafiła słuchać Jerzego W., gdy z pasją opowiadał o swojej pracy.

Teresa Z. była szczupłą długonogą brunetką z dość przeciętną twarzą, ale dobry makijaż w połączeniu z perfekcyjną figurą sprawiał, że większość mężczyzn oglądała się za nią.

Wysoki i, co prawda, szczupły, ale lekko zaniedbany i o 20 lat starszy Jerzy W., nie mógł jej pociągać swoją fizycznością, ale na pewno jego atutem była zasobność finansowa. Pasja połączona z pracowitością spowodowały, że był jednym z najbogatszych mieszkańców Ł. I w tym mieście, pod względem wysokości dochodów, niewielu mogło się z nim równać.

Po zawale Jerzy W. trochę zaczął dbać o zdrowie, ale w domu nadal nie spędzał zbyt wielu godzin. Od czasu poznania Teresy Z. zdarzało mu się, że nie wracał na noc, co szybko zaniepokoiło jego żonę. Zaczęło dochodzić do kłótni, po których wychodził i wracał dopiero następnego dnia. Początkowo były to tylko epizody, aż wreszcie, w marcu 2017 roku, jego małżeństwo się rozpadło. Jerzy W. zamieszkał w zakupionym apartamencie. Oczywiście razem z Teresą Z. Przyznać trzeba, że zachował się z klasą przepisując na żonę dużą willę na obrzeżach miasta i ustanawiając alimentację dla niej. Nie stracił też kontaktu z dorosłymi już dziećmi, które nie były zachwycone jego poczynaniami. Ich relacje uległy ochłodzeniu.

Podczas jednego z dość burzliwych spotkań wymusiły na nim, aby zawarł umowę intercyzy z przyszłą żoną, bo już wówczas mówił o ślubie. Pomimo jej niechęci, podpisana została umowa o rozdzielności majątkowej, ale jednocześnie kobieta wymogła na nim zapis testamentowy na wypadek jego śmierci. Stawała się wówczas właścicielką kilku nieruchomości i znacznych udziałów w firmach.

Zabił żonę. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 11/2023 (tekst Dariusza Gizaka pt. Pracowity chemik). Cały numer do kupienia TUTAJ.