Zabiła w okrutny sposób. Historia 16-latki

Resocjalizacja w jej przypadku odniosła sukces. Laura S., wychowana w dysfunkcjonalnej rodzinie, nienauczona empatii i szacunku dla życia, po wyjściu w 2020 roku po 8 latach odsiadki na wolność, zrobiła wszystko, co tylko możliwe, żeby demony jej młodości „chmurnej i durnej” nie miały więcej nad nią władzy.

Wspomnienia jednak wracają od czasu do czasu, przyjmują postać sennych koszmarów. Laura S. już wie, że nie opuszczą jej do końca życia. Gdyby mogła cofnąć czas, nigdy nie poszłaby z Julią Ż. do baru przy ulicy Swobodnej w Białymstoku. Stało się jednak inaczej…

Feralnego dnia, 28 kwietnia 2012 roku, Piotr P. odebrał wypłatę w myjni samochodowej, w której pracował od kilku lat. Wraz z kumplem Arturem W. poszli do baru przy ulicy Swobodnej. Po chwili pili już w większym gronie. Dołączyli do nich starzy znajomi: Damian Ż., Rafał G. oraz Laura S. i Julia Ż.

To był cotygodniowy rytuał w wykonaniu Piotra P. i jego najbliższego przyjaciela, jeszcze z czasów wspólnej nauki w szkole zawodowej. Z tym że raz na miesiąc, z racji wypłaty w myjni, pieniędzy było pod dostatkiem. Stąd i chętnych do wypicia w towarzystwie Piotra P. pojawiało się o wiele więcej.

Laury S., w tamtym czasie, nie było trzeba dwa razy namawiać na taką formę spędzania wolnego czasu. Z Piotrem P. znali się z osiedla, na którym oboje mieszkali. Wystarczył jeden telefon od niego, żeby 16-latka szybko się ogarnęła z makijażem i skontaktowała się z Julią Ż.

Laura nigdy nie była grzeczną dziewczynką, lubiła towarzystwo mężczyzn, w tym szczególnie takich, którzy nie wylewają za kołnierz. Zresztą mogła śmiało z nimi konkurować w tym temacie, gdyż miała wrodzoną wysoką tolerancję na ilość wypitego alkoholu. I kiedy nawet rosłe byczki padały pod stół z powodu nadmiaru promili, Laura S. do końca trzymała fason i do domu wracała na własnych nogach.

Doświadczenie w piciu wyniosła z domu. Ani matka, ani ojciec nie wylewali nigdy za kołnierz. Z tym, że kiedy ojciec, hydraulik z zawodu, ruszał z kolegami w wielotygodniowy „rejs” po białostockich knajpach i melinach, bezrobotna matka wolała upijać się na smutno w domu. Laura oczywiście towarzyszyła jej w tym pijackim rytuale i gdzieś tak w okolicach 12. roku życia sięgnęła, przy jej cichej aprobacie, po pierwsze piwo.

28 kwietnia 2012 roku nic nie zapowiadało nadciągającej tragedii. Zabawa rozkręcała się więc na dobre, tym bardziej, że do alkoholu doszły narkotyki.

– Idziemy do mnie na chatę! – zarządził nagle Artur W. i cała grupa ruszyła w stronę jednego z blokowisk.

Po drodze nabuzowane towarzystwo wywróciło kilka koszy na śmieci, przewróciło ławkę oraz obrzuciło wyzwiskami starsze małżeństwo. Co było dalej, łatwo sobie wyobrazić. Na wpół zamroczone towarzystwo kontynuowało zabawę, lał się alkohol, krążyły skręty z marihuaną. W pewnym momencie doszło jednak do kłótni dziewcząt z Piotrem P. Poszło o pieniądze.

Mężczyzna zarzekał się, że nic mu w kieszeniach nie zostało, bo kasa rozeszła się w barze. Mówił w zasadzie prawdę, poza tym, że ukrył fakt, że na comiesięczny ochlej w większym gronie przeznaczał nie więcej niż 1/3 zarobków, resztę przezornie zostawił w domu, o czym nie wiedział nawet jego najbliższy przyjaciel – Artur W. Piotr P. jako jedyny z kręgu swoich znajomych, miał stałą pracę i nie zamierzał być „skończonym frajerem”.

Dziewczyny były przekonane, że Piotr ma jeszcze przy sobie gotówkę i nie zamierzały odpuścić.

– Wyskakuj koleś z pieniędzy, wyskakuj! – krzyczała na niego Laura S., nie przestając ani na chwilę ciągnąc go za włosy i wymierzając celnie uderzenia otwartą dłonią w jego prawy policzek.

– Odpieprz się ode mnie, ty dziwko! – rzucał jej w odpowiedzi Piotr P., ale w żaden sposób nie udawało mu się poskromić rosnącej w nastolatce złości.

Taka słowno-fizyczna przepychanka trwała kilka minut, po czym wszyscy zgodnie znów usiedli za stołem. W pewnym momencie 23-letni Piotr P. był jednak już tak pijany, że postanowił na chwilę odpocząć i położył się w sąsiednim pokoju.

– Tak łatwo to nie będzie! – zagroziła nagle Laura S. z krwiożerczym błyskiem w oczach i ruszyła za nim, niczym drapieżnik w ludzkiej skórze.

Założyła przedtem buty, wskoczyła na łóżko i zaczęła skakać mu po twarzy, klatce piersiowej oraz kopać w głowę. Piotr P. bezskutecznie zasłaniał się rękoma, ale 16-latka wpadła w prawdziwą furię i wymierzała coraz mocniejsze ciosy.

Przyjaciółka Julia Ż., która ruszyła za nią jak cień, cały czas zanosząc się od śmiechu, postanowiła trochę wesprzeć koleżankę. W tym celu – jak ustalili śledczy – włożyła na nogę but i trącała nim coraz bardziej krwawiącą głowę Piotra P. Jednocześnie Laura S. zabrała pobitemu do nieprzytomności koledze 20 zł. Ta, zresztą niewielka, kwota dała później podstawę do postawienia jej również zarzutu o dokonanie rozboju.

Wyposażone w dwudziestozłotowy banknot, obie już dobrze podpite nastolatki, opuściły na chwilę mieszkanie Artura W. w celu zakupu kilku piw w osiedlowym sklepiku. Na imprezę wróciły rozbawione do łez. Jakiś starszy mężczyzna zwrócił im uwagę, że źle się zachowują, a te w odpowiedzi obrzuciły go stekiem przekleństw i zagroziły pobiciem.

– Spieprzał jak mały zajączek! – relacjonowała kompanom przebieg zdarzenia Laura S.,
śmiejąc się przy tym na cały głos.

Po opowieści z wyprawy do sklepu włączyli głośno muzykę i całe towarzystwo ruszyło w pijacki tan.

Zabiła w okrutny sposób. Chcesz poznać kulisy tej zbrodni? Sięgnij po Detektywa 2/2024 (tekst Arkadiusza Panasiuka pt. Okrutna 16-latka). Cały numer do kupienia TUTAJ.