Zabójca prosił o najwyższy wymiar kary

W odstępie kilkunastu lat Przemysław G. popełnił dwa morderstwa. Pierwszy raz zabił, broniąc dziewczyny. Za drugim razem „coś w niego wstąpiło”. Tak zabójca się tłumaczył w śledztwie i  na rozprawie w sądzie. Zdawał sobie sprawę, że jest jednostką, która nie rokuje nadziei na poprawę, że nie trzeba wiele, by kogoś skrzywdził. Mówił, że dzieje się to jakby wbrew jego woli. Bynajmniej nie usprawiedliwiał się. W ostatnim słowie zabójca powiedział, że nie chce, by ktoś znowu przez niego cierpiał i poprosił o wyrok dożywocia.

49-letni obecnie Przemysław G. pochodził ze Świdnika. Wychowywał się bez matki, która zmarła na nowotwór, gdy miał niespełna 3 lata. Prawie jej nie pamiętał; gdyby nie zachowało się kilka zdjęć, nie wiedziałby jak wyglądała. Ojciec ożenił się ponownie. Z drugą żoną miał dzieci. Przemek czuł się jak piąte koło u wozu. Macocha wcale się nie kryła z niechęcią do niego. Ojciec ledwie go tolerował. Prezenty pod choinką: dla niego tandetny pistolecik z kiosku, dla przyrodniego rodzeństwa zdalnie sterowany samochód i lalka Barbie. Gdy się o coś z nimi posprzeczał, obrywał tylko on, jako ten starszy.

– Tak było na każdym kroku. Czułem się z tym źle. Nie miałem nikogo, kto by stanął w mojej obronie – powiedział po latach.

Gdy trochę podrósł, oddali go na wychowanie dalszej rodzinie, ale tam także zawsze był tym gorszym, przybłędą, którego trzyma się wyłącznie z łaski. Smutne dzieciństwo odcisnęło na nim trwałe piętno. W szkole nie przykładał się do nauki, choć nie był głupi, miał zdolności do przedmiotów ścisłych. Ledwie przechodził z klasy do klasy. Po podstawówce wybrał zawodówkę mechaniczną, której nie ukończył, bo wolał wagarować, niż uczyć się fachu.

Przyszły zabójca i szumna młodość

Już wtedy regularnie pił, próbował także narkotyków. Takie „przyjemności”  kosztują. Własnych pieniędzy nie miał, w domu nie mógł na nie liczyć – nie przelewało im się, krewni grozili mu, że jak się nie weźmie za jakąś robotę, to przepędzą go na cztery wiatry. W rezultacie zbratał się z osiedlowymi obibokami, zaczęli okradać sklepy, napadać na przechodniów. Skończyło to się to tak, jak zazwyczaj się kończy: wpadką, procesem w sądzie i wyrokiem. Był pełnoletni, dostał 2 lata więzienia.

Po wyjściu na wolność, przyrzekł sobie, że więcej krat w oknach od wewnątrz nie będzie oglądał. Musiał jednak z czegoś żyć. Przez kilka lat balansował na krawędzi. Wykształcenia żadnego nie miał, niewiele umiał, utrzymywał się z dorywczych, nędznie płatnych zajęć. A to skopał komuś ogródek, a to kran naprawił. Z narkotykami ostatecznie się pożegnał, natomiast z alkoholem nadal pozostawał w bliskich stosunkach.

W 2002 roku poznał dziewczynę. Był już wtedy po trzydziestce, natomiast Karolina D. nie miała jeszcze 20 lat. Mimo sporej różnicy wieku, znaleźli wspólny język. Karolina, podobnie jak on, pochodziła z niepełnej rodziny. Jej rodzice byli po rozwodzie. Ojciec mieszkał na drugim końcu Polski, wieki go nie widziała. Drugi mąż matki lubił wypić, a po wódce mu odbijało, toteż i ten związek zakończył się tak samo jak poprzedni.

Zaczęli się spotykać, uprawiali seks. Przemek często bywał w lubelskim mieszkaniu Karoliny, zaprzyjaźnił się z jej matką. Poznał także ojczyma, który od czasu do czasu odwiedzał byłą rodzinę.

– Jeśli szukasz roboty, to u mnie jest jej dość. Po znajomości płaciłbym ci więcej niż innym – powiedział do Przemka. Wiesław J. miał pod Lublinem pieczarkarnię.

***

Przemysław G. nie skorzystał z okazji. Musiałby bowiem przenieść się na wieś. A on chciał jak najczęściej widywać Karolinę, która pomagała matce w sklepie i chodziła do liceum dla dorosłych. Jednak w połowie grudnia dziewczyna namówiła go na wyjazd do Wiesława J., na spóźnione imieniny ojczyma. Pojechali autobusem. Mężczyzna mieszkał w zaniedbanym domu. Pieczarkarnia, znajdująca się na terenie posesji, też wyglądała dość marnie. Nie zastali gospodarza. Było chłodno, więc udali się do sklepu, kupili dwie nalewki i po piwie, opróżnili butelki pod wiatą przystankową. Zobaczyli, że Wiesław wraca do domu.

Ucieszył się z odwiedzin, bo była to kolejna okazja do wypitki. Zaprosił ich do stołu, zakrzątnął się. Biesiadowali do późnych godzin. Było spokojnie, miło, oglądali film na wideo. Wiesław J. wypytywał Karolinę o jej matkę, której nie widział ponad miesiąc, rozmawiał też z Przemkiem. Wciąż go namawiał do pracy u niego.

Przecież możecie we dwoje tu zamieszkać – powiedział w pewnym momencie mocno już podchmielony.

Dziewczyna szybko zmieniła temat.

Ojczym z siekierą i przyszły zabójca

Sen zmorzył ich po północy. Wiesław J. udostępnił im kuchnię, sam poszedł spać do dużego pokoju. Przemysław sporo wypił i po przyłożeniu głowy do poduszki zaraz zachrapał. Karolina też usnęła, ale ponieważ wychylała co drugą kolejkę, miała znacznie lżejszy sen. W pewnym momencie usłyszała skrzypnięcie drzwi, a zaraz potem kroki na deskach podłogi. Otworzyła oczy i zobaczyła ojczyma. Był kompletnie nagi, w ręku trzymał siekierę.

– Przestań, odbiło ci?! – krzyknęła. Wiesław J. podszedł blisko, ściągnął z niej kołdrę.

Budź go i pieprz się z nim. Chcę na to patrzeć! – powiedział, uniósł siekierę.

– Do reszty cię pogięło! Wyjdź stąd i daj mi spokój! Kiedy wreszcie się ode mnie odczepisz? – mówiła podniesionym głosem.

Ojczym zamachnął się i uderzył ją trzonkiem siekiery w nos. Krzyknęła z bólu. Hałas obudził Przemysława G. Jeszcze nie wytrzeźwiał i początkowo nie wiedział co się dzieje. Kiedy Wiesław ponownie zamierzył się na dziewczynę, rzucił się na niego, chcąc mu odebrać siekierę. Szamotanina przeniosła się do przedpokoju, następnie na ganek, a na koniec przed dom. Przemek kopnął ojczyma Karoliny w rękę, tamten zawył i puścił siekierę. Młodszy z mężczyzn zaczął nią walić Wiesława J. po głowie. Potem zadał mu kilka silnych ciosów łopatą, po których tamten przestawał dawać oznaki życia.

Chyba go zabiłem – powiedział Przemek do Karoliny.

Siedzieli przez pewien czas w milczeniu. W końcu dziewczyna stwierdziła, że ojczym nie może tak leżeć przed domem; ktoś się tym zainteresuje i będzie po nich. Ona i zabójca wciągnęli zwłoki do mieszkania. Ukryli je w wersalce. Zostali jeszcze trochę, po czym wrócili do Lublina. Jeszcze tego samego dnia zbrodnia została odkryta.

Chcesz poznać kulisy dwóch zabójstw, których sprawcą był Przemek ? Sięgnij po Detektywa 1/2022 (tekst Jerzego Blaszyńskego pt. “Proszę o najwyższy wymiar kary”). Cały numer do kupienia TUTAJ.