Zabójstwo Grzegorza Przemyka to jedno z najbardziej wstrząsających wydarzeń w historii Polski lat 80. Jego śmierć stała się symbolem brutalności aparatu władzy PRL i bezkarności funkcjonariuszy służb mundurowych. Ten tragiczny incydent odbił się szerokim echem w kraju i za granicą, wywołując falę protestów i oburzenia społecznego.
Zabójstwo Grzegorza Przemyka była jedną z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL w latach 80. Matka Grzegorza Barbara Sadowska – na dziewięć dni przed śmiertelnym pobiciem jej syna – 3 maja 1983 roku również została pobita wraz z pięcioma osobami z Prymasowskiego Komitetu Pomocy, gdy nieumundurowany oddział ZOMO wtargnął do klasztoru franciszkanek i kościoła św. Marcina. Grożono jej wówczas, że „coś złego może stać się jej synowi”.
Teresa Stryjkowska, wówczas dyrektor Liceum im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Warszawie, gdzie uczył się Przemyk, wspominała w 2003 roku, jakim ogromnym wstrząsem była dla niej śmierć chłopca. Mówiła, że powszechnie łączono ją z zemstą za działalność opozycyjną jego matki.
Sprawę śmierci Grzegorza Przemyka kilkakrotnie rozpatrywały polskie sądy, jednak w konsekwencji postępowanie umorzono. Do dziś nikt nie odpowiedział za tamte wydarzenia.
Tło historyczne
Grzegorz Przemyk urodził się 17 maja 1964 roku w Warszawie. Był synem poetki Barbary Sadowskiej, działaczki opozycyjnej, co już na starcie nadawało mu szczególne znaczenie w kontekście politycznym. Polska w latach 80. była krajem, w którym władza komunistyczna brutalnie tłumiła wszelkie przejawy oporu i niezadowolenia społecznego. Opozycja była represjonowana, a aparat bezpieczeństwa czuwał nad utrzymaniem porządku za wszelką cenę.
Zatrzymanie i śmierć
12 maja 1983 roku, Grzegorz Przemyk zaprosił do domu kilku kolegów, gdzie świętowali zdanie pisemnej matury. Gdy zrobiło się ciemno z powodu nadchodzącej burzy, postanowili wyjść na Starówkę.
Zostali zatrzymani przez milicję, która zarzuciła im brak dokumentów tożsamości. Grzegorza przewieziono na komisariat na Starym Mieście, gdzie doszło do jego brutalnego pobicia przez funkcjonariuszy. Milicjanci bili go pałkami po nerkach i brzuchu, co spowodowało poważne obrażenia wewnętrzne.
Jeden z milicjantów miał doradzać innym funkcjonariuszom: bijcie tak, żeby nie było śladów
Z komisariatu zabrało go pogotowie, a lekarz dyżurujący nie stwierdził pobicia, dostrzegł natomiast rzekomy obłęd.
Przewieziono go do szpitala psychiatrycznego, skąd zabrała go matka. Następnego dnia, w szpitalu na Solcu został poddany operacji. Zmarł w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pochowano go 19 maja na Starych Powązkach, a uroczystości pogrzebowe prowadził ks. Jerzy Popiełuszko. Wydarzenie to stało się manifestacją sprzeciwu wobec komunistycznej władzy.
Winą za śmierć Przemyka obciążono sanitariuszy wiozących go z komisariatu do szpitala. W wyniku nacisków Czesława Kiszczaka wersja ta została potwierdzona na zakończonym w 1984 roku procesie
Zeznania Barbary Sadowskiej
– Zobaczyłam Grzesia leżącego bokiem na kozetce, chronił brzuch – mówiła przed sądem matka Grzegorza Przemyka Barbara Sadowska. – Kucnęłam przy nim i zaczęłam pytać, co się stało. Zobaczyłam, że jest nieprzytomny, nie odpowiadał mi, nie poznawał mnie. W tym momencie poczułam, że stoi za mną mężczyzna, który wręczył mi jakiś papier. To było skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Tekst, który widniał na tym skierowaniu, w niczym nie przypominał wywiadu lekarskiego. Zobaczyłam zdanie, że na komendzie milicji nie wykonywał poleceń. Nie wyraziłam zgody na zabranie syna do szpitala psychiatrycznego.
– Przełożono Grzesia na nosze. Jeszcze zobaczyłam, że z buzi wyciekała mu ślina z krwią, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się stało i jak poważny jest stan mojego dziecka – zeznawała podczas rozprawy Barbara Sadowska.
Barbara Sadowska, poetka, działaczka opozycji antykomunistycznej, była prześladowana przez Służbę Bezpieczeństwa. Działała w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. 3 maja 1983 roku, 11 dni przed śmiercią syna, maturzysty, ucznia LO im. A. Frycza-Modrzewskiego w Warszawie, została pobita w trakcie napadu „nieznanych sprawców” na komitet pomocy internowanym, który mieścił się przy kościele św. Marcina w Warszawie.
Barbara Sadowska zabrała syna do domu. – Ułożyłam Grzesia na łóżku – zeznawała podczas rozprawy sądowej. – Po paru godzinach wróciła mu przytomność, zaczął się skarżyć i powiedział, że może by mu pomogła kąpiel w letniej wodzie. Wsadziliśmy go na chwilę do wanny, ale to niewiele ukoiło ból i z powrotem położyliśmy na łóżko. Zadzwoniłam po pogotowie. Przyjechał lekarz chirurg, obejrzał Grzesia pobieżnie. Powiedziałam, że dziecko pobito. Doktor dał mu środki przeciwbólowe i stwierdził, że nie widzi nic złego, zalecił jedynie okłady na nerki.
Reakcja społeczeństwa i próby zatuszowania sprawy
Śmierć Grzegorza Przemyka wywołała ogromne oburzenie wśród społeczeństwa. Tysiące ludzi wzięło udział w jego pogrzebie, który przekształcił się w manifestację przeciwko władzy komunistycznej. Władze PRL podjęły natychmiastowe działania mające na celu zatuszowanie sprawy i skierowanie podejrzeń na pracowników pogotowia ratunkowego, którzy przewozili Grzegorza do szpitala.
Mimo prób manipulacji faktami, dzięki determinacji matki Grzegorza i wsparciu wielu działaczy opozycyjnych, prawda o brutalnym pobiciu przez milicjantów zaczęła wychodzić na jaw. Media podziemne, takie jak „Tygodnik Mazowsze”, odegrały kluczową rolę w informowaniu opinii publicznej o prawdziwych okolicznościach śmierci Przemyka.
Procesy i brak sprawiedliwości
Procesy sądowe związane z zabójstwem Grzegorza Przemyka były wielokrotnie manipulowane przez władze. Funkcjonariusze milicji, którzy brali udział w pobiciu, nie ponieśli odpowiedzialności za swoje czyny. W latach 90., po upadku komunizmu, sprawę ponownie podjęto, jednak procesy ciągnęły się latami, a ostateczne wyroki były wyjątkowo łagodne lub kończyły się uniewinnieniem.
Po 1989 roku niesprawiedliwy wyrok uchylono i wznowiono proces. W 1997 roku Arkadiusza Denkiewicza – dyżurnego komisariatu z Jezuickiej skazano na 2 lata więzienia. Milicjant, ze względu na problemy psychiczne, nigdy nie trafił do celi. Drugi z funkcjonariuszy – Ireneusz Kościuk, w piątym procesie (2008 r.) został skazany na 4 lata więzienia za „nie budzące wątpliwości” śmiertelne pobicie Przemyka.
W połowie grudnia 2009 roku Warszawski Sąd Apelacyjny uznał, że sprawa śmierci Grzegorza Przemyka przedawniła się 1 stycznia 2005 roku. Tym samym został umorzony proces Ireneusza Kościuka.
Dziedzictwo Grzegorza Przemyka
Zabójstwo Grzegorza Przemyka na stałe wpisało się w pamięć narodową jako symbol walki z brutalnością systemu komunistycznego. Jego śmierć przypomina o ciemnych kartach historii PRL i o ofiarach, które poniosły konsekwencje represji ze strony władzy. Upamiętnienie Grzegorza Przemyka, poprzez liczne publikacje, filmy dokumentalne i tablice pamiątkowe, jest wyrazem hołdu dla jego odwagi i niewinności.
Historia Grzegorza Przemyka to tragiczny przykład niesprawiedliwości i brutalności aparatu władzy, która do dziś budzi emocje i skłania do refleksji nad przeszłością. Jego śmierć stała się symbolem walki o prawdę i sprawiedliwość, przypominając, że nawet w najciemniejszych czasach, niezłomność ducha ludzkiego i solidarność społeczna mogą prowadzić do zmian.
Zabójstwo Grzegorza Przemyka: Przypadkowa ofiara systemu
Śmierć chłopaka bywała przedstawiana jako celowa represja. Wiele jednak wskazuje na to, że w pewnym sensie była przypadkowa. Skąd podejrzenia o celowość?
Barbara Sadowska była aktywistką Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Ta instytucja, pomagająca w stanie wojennym tysiącom internowanym, znajdowała się na celowniku władz. Na początku maja grupa ubranych po cywilnemu milicjantów zaatakowała biura Komitetu, które mieściły się na terenie parafii św. Marcina. Kilku pracowników porwano i porzucono za miastem, parę osób pobito — w tym Sadowską.
Ją samą wcześniej zastraszano, zresztą była też zatrzymana (wraz z Grzegorzem). Chłopakowi przy jakiejś okazji milicjant zniszczył dowód osobisty. Ale zomowcy, którzy 12 maja zatrzymali go na pl. Zamkowym, najprawdopodobniej nie mieli pojęcia, kim jest. Nikt nie planował więc jego wyeliminowania — ale to też oznacza, że na miejscu Przemyka mógł się znaleźć każdy nastolatek.
— Milicja czuła się wtedy bezkarna w pacyfikowaniu młodych ludzi. Była agresywna, pod byle pretekstem wyciągano pałkę. Przemyk nawinął im się przypadkiem, ale już sytuacja w jakiej się znalazł, nie wynikała z przypadku — tłumaczył mi prof. Andrzej Paczkowski, historyk.
Takie były czasy! Zabójstwo Grzegorza Przemyka
Wiosną 1983 r. tysiące funkcjonariuszy aparatu przemocy dosłownie „rwało się na smyczy”. Środowiska opozycyjne zapowiadały bojkot oficjalnych uroczystości pierwszomajowych. W pierwszych dniach maja m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie czy Poznaniu dochodziło do manifestacji, rozrzucano ulotki, a zomowcy musieli rozpędzać tłum. W Nowej Hucie miały miejsce regularne starcia.
Milicjanci w tych okolicznościach wiedzieli, że jeśli nawet komuś przyłożą zbyt mocno, włos im z głowy nie spadnie. Mieli się o tym przekonać także oprawcy Grzegorza Przemyka.
Komunistyczna władza z wizerunkowych powodów musiała przynajmniej udawać, że zamierza sprawę wyjaśnić. Zbliżała się wizyta Jana Pawła II — Episkopat korzystając z tej okoliczności mocno naciskał na ekipę Jaruzelskiego.
Od śmierci Przemyka nie upłynął nawet miesiąc, gdy w resorcie spraw wewnętrznych powstała specjalna grupa dochodzeniowo-śledcza. Jej zadaniem było nie ustalenie prawdy, lecz jej przykrycie. Pieczę nad przedsięwzięciem sprawował gen. Czesław Kiszczak, szef MSW, a przyglądało mu się uważnie Politbiuro KC PZPR.
Według doniesień „Wprost”, w akcji propagandowej brał udział Jerzy Urban, ówczesny rzecznik rządu. Proponował, by władze „przykryły” sprawę śmierci Przemyka opublikowaniem kompromatów na Lecha Wałęsę. Doradzał Kiszczakowi, by dla efektu tymczasowo zawiesił podejrzanych zomowców i odbył wizytę w liceum, do którego chodził Przemyk. Ale wkrótce usłużni propagandziści doradzili, że władza nie może dać się zepchnąć do defensywy — trzeba było znaleźć kozła ofiarnego.
Podpowiedziano Kiszczakowi, że można przedstawić Przemyka jako niezrównoważonego, który z kolegami… ćwiczył ciosy karate, a ponieważ w komisariacie zachowywał się podejrzanie, funkcjonariusze wezwali pogotowie. Mógł sobie zrobić krzywdę — sugerowano — po opuszczeniu komisariatu, na przykład w karetce pogotowia.
Ta wersja wydarzeń może się wydawać całkowicie absurdalna — uczyniono z niej jednak wersję obowiązującą.
Życie zabrane, życia złamane
„Powinno powstać przekonanie, że winą za śmierć Przemyka obciążeni są pracownicy pogotowia” — pisał jeden z rządowych propagandystów. Kiszczak zanotował: „Ma być tylko jedna wersja śledztwa — sanitariusze”. Tym, którzy w tym mataczeniu odegrali istotną rolę, szef bezpieki miał przyznać nagrody pieniężne.
Na głównego oskarżonego władze wytypowały kierowcę karetki, która wiozła Przemyka z Jezuickiej na Hożą. Sanitariusz trenował sporty walki, był dobrze zbudowany i wysportowany. Znaleziono podstawionego świadka, który oskarżył załogę pogotowia o inne pobicie — i poprzez taką sprawę niewinnego kierowcę pogotowia można było „połączyć” z pobiciem Przemyka.
Na pół roku aresztowano także Macieja Bednarkiewicza — prawnika, który był pełnomocnikiem Barbary Sadowskiej. Kierowcę pogotowia zastraszono w areszcie, grożąc, że jego rodzinie przydarzy się coś złego; pogróżki odbierał też jego adwokat. Zaszczuty kierowca karetki wziął winę na siebie. W lipcu 1984 r. dwóch milicjantów winnych pobicia uniewinniono, a skazano jego i drugiego sanitariusza.
Barbara Sadowska zmarła ledwie trzy lata po tym, jak milicjanci zakatowali jej syna.
Jej przyjaciel Cezary F., który tamtego tragicznego dnia towarzyszył Grzegorzowi w komisariacie i był najważniejszym świadkiem na rozprawach, był inwigilowany przez SB i zastraszany. Na procesie w latach 80. nie miał szans zidentyfikować milicjantów, którzy bili Przemyka, bo na polecenie z góry okazano mu podobnych do siebie funkcjonariuszy… Już w wolnej Polsce grozili mu „nieznani sprawcy”. Kilka razy sądził się z Telewizją Polską, bo ta — wbrew jego woli — emitowała m.in. esbeckie materiały z lat 80. z jego udziałem.
Żródło: tvp.pl. polskieradio.pl, onet.pl
Fot. ipn.gov.pl