Zabójstwo: mężczyzna został przybity do krzyża

40-letni Henryk S. wbiegł zdyszany do posterunku, krzycząc, że jego ojciec wisi na Hektarach, za stodołą Mietka stolarza. Matka pobiegła tam o godzinie 4 nad ranem, zza krzaków malin dojrzała krzyż, a na nim nagie ciało ojca. Ojciec został przybity do krzyża. Morderca wystawił go na widowisko. Ojciec wczoraj poszedł do stolarza rozmówić się ostatecznie co do zamówionych drzwi i nie wrócił już do domu.

Sierżant Marian R. spokojnie wysłuchał chaotycznej opowieści młodego S., zameldował o sprawie dyżurnemu z komendy powiatowej, zadzwonił też do lekarza i po kilku minutach od przyjęcia zgłoszenia o ukrzyżowaniu pojechał na miejsce zdarzenia. Doktor Jerzy S. stwierdził, że wiszący mężczyzna nie żyje. Biegły anatomopatolog orzekł później, że ofiara była martwa już w chwili przybijania do krzyża.

Przybity do krzyża: Nie robi się żartów w makabrycznym miejscu

Od bladego świtu ludzie przyjeżdżali ze wszystkich stron. Młodzi, starzy. Chłopaki przywozili dziewczyny na motorach, dzieciaki przybiegały na bosaka. Było ciepło, milicjant w protokole oględzin miejsca zdarzenia zanotował, że temperatura wynosiła plus 13 stopni Celsjusza, zachmurzenie umiarkowane, wiał lekki wiatr w kierunku północno-zachodnim…

– Ale to nie jest prawdziwy krzyż – ktoś zauważył. – Bo ten ma jeszcze jedną poprzeczkę, na dole.

– Stopy nie są razem, a nogi są rozchylone, na pajacyka – odpowiedział ktoś inny.

– Nie robi się żartów w makabrycznym miejscu – zareagował starszy mężczyzna.

***

Antyczne przedstawienia, z myślą o szerokiej publiczności, wystawiane były pod gołym niebem na stokach wzgórz. A gór w tym rejonie jest pod dostatkiem: Góra Barania, Chełmowa, Dobrzeszowska, Jeleniowska, Krasna, Łysa, Miedzianka, Rzepka, Zelowa, Żakowa, Góry Świętokrzyskie. Ludzie też przyszli na to niecodzienne widowisko w Starej Słupi, którego częścią był krzyż, ustawiony przez Mieczysława S. na wzniesieniu pośród pól pszenicy. Na nim wisiały zwłoki 41-letniego Stanisława S.

– Jakieś dziwne, wręcz niespotykane historie wydarzyły się ostatnio – słychać było rozmowy w tłumie.

– Na robotnika owijającego grubym drutem ładunek osunęły się dłużyce osikowe, miażdżąc go na miejscu – informował młody chłopak w kraciastej koszuli.

– Duże stado białych słoni spotkano gdzieś na Sumatrze, albinosy z trąbą – dodał ktoś dla śmiechu. – W Niemczech jaskółki wstrzymały ruch na autostradzie, a w Anglii upiło się 16 krów i wykluło się kurczę o czterech łapach.

– W Sosnowcu, w jakimś mieszkaniu, o godzinie 2 w nocy, szklanki i kubki wprawione w ruch tajemniczą siłą rozbijały się o regał, drzwi i ścianę – dopowiadał w podobnym tonie jego kolega.

– W loterii „Słowa Ludu” wygrali telewizor kolorowy Jowisz wartości 122 tys. zł, pralkę automatyczną, maszynę do szycia i premie w wysokości 3 tys. zł – głosił mężczyzna stojący z boku.

– Dobre żarty, ale z pana propagandzista – kontrował wysoki szatyn.

– W Mielcu 29-letni syn zasztyletował ojca, który przyjechał zobaczyć co się z nim dzieje po powrocie ze szpitala psychiatrycznego.

– Dajcie już spokój, zamknijcie się, nie widzicie co się tu stało? – uciszyła wszystkich miejscowa kobieta.

Stanisław S. został przybity do krzyża

Zwłoki Stanisława S. wisiały na krzyżu przez całą noc. Tak musiało być do czasu przybycia grupy dochodzeniowo-śledczej z Kielc.

W kieleckim dzienniku „Echo Dnia” pojawiła się krótka, zwięzła informacja: „O zabójstwie tym mieszkańcy Starej Słupi zapewne nieprędko zapomną. W piątek rano na polu należącym do Mieczysława S. odkryli oni krzyż i wiszące na nim zwłoki mężczyzny. Milicja, która niebawem przybyła na miejsce. Ustaliła, że 76-letni Stanisław S.
został najpierw uśmiercony tępym narzędziem, a następnie przybity do krzyża. Obok, w tym samym łanie pszenicy, znajdowały się dwa doły. A w zabudowaniach gospodarczych znaleziono gwoździe ze specjalnymi podkładkami i następny prawie gotowy krzyż. Fakty te nasuwają podejrzenie, że Mieczysław S. zamierzał pozbawić życia jeszcze dwie osoby. Czyżby inspiracją morderczych planów była biblijna Golgota? Wiele wskazuje, że tak”.

– Golgota, wzgórze nieopodal Jerozolimy, na którym dokonywano egzekucji skazańców, miejsce ukrzyżowania Chrystusa, tak mocno utkwiła w świadomości Mieczysława S., że u siebie za stodołą nawiązał do jednego z głównych symboli chrześcijaństwa? – zastanawiali się sąsiedzi.

Było to tym dziwniejsze, że wiedzieli, że Mieczysław do kościoła z dnia na dzień przestał chodzić.

Potem, na oczach zgromadzonych ludzi, wyjęto z ziemi krzyż zrobiony z kantówki 10 na 10 centymetrów, wygładzonej ręcznym heblem. Trzon krzyża miał długość 3 m, górne ramię 2 m, a dolne było krótsze o pół metra.

Aktorami byli wyłącznie mężczyźni

Gapie dyskutowali, posterunkowy z członkiem ORMO robili swoje, ścieżką obok stodoły doszli do furtki i po jej otwarciu znaleźli się na podwórku. Na ich widok mężczyzna w gumofilcach na nogach zaczął uciekać w stronę drogi. Dogonili go, mundurowy założył mu kajdanki.

– Nie dałbym się wam wziąć, gdybym nie został zaskoczony – usłyszeli. Nie reagowali.

Po godzinie Mieczysław S. był już w posterunku.

– Dlaczego pan to zrobił?

– On oddziaływał na mój organizm i musiałem go zabić – wyznał.

Zanim usiadł po drugiej stronie biurka, przeszukali go. W prawej kieszeni spodni miał paczkę papierosów, grzebień, lusterko, chustkę. W drugiej nóż z czarną rączką, ażeby go wyjąć ormowiec musiał rozciąć kawałek spodni.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa 6/2022 (tekst Jerzego Kirzyńskiego pt. Przybity do krzyża). Cały numer do kupienia TUTAJ.