Zabójstwo starosty. Ofiara nie miała szans by przeżyć. Sprawca z dziką furią zadawał starszemu mężczyźnie ciosy nożem. Wcześniej go bił i podduszał, nie reagował na prośby, aby przestał. Zostawił człowieka w kałuży krwi i poszedł, nie interesując się jego losem. Zabójca był serdecznym przyjacielem zamordowanego, a przynajmniej za takowego się uważał. Dlaczego w brutalny sposób pozbawił go życia? Dwa sądowe procesy nie ustaliły bezpośredniego motywu zbrodni. Być może nie znał go nawet sam sprawca. W dniu zdarzenia nie był sobą.
W słoneczny, niedzielny poranek 18 czerwca 2017 roku, dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie przyjął telefoniczne zgłoszenie o znalezieniu zwłok mężczyzny na terenie działki rekreacyjnej w miejscowości G. Informację przekazał właściciel posesji, który – jak powiedział – przed kilkunastoma minutami tam przyjechał. Przedstawił się jako Mirosław L.
– To chyba morderstwo. Ten człowiek jest cały poraniony, ma zmasakrowaną głowę. Nie rusza się. Widok jest makabryczny – mówił z przejęciem.
– Czy to ktoś z pana znajomych? – zapytał policjant.
– Nie, nie, skądże. Przypuszczam, że to jakiś bezdomny. Przychodzą tacy, gdy mnie nie ma, na moją działkę, piją alkohol, hałasują i rozrabiają. Raz włamali mi się do domku letniskowego, niewiele zabrali, za to narobili chlewu. Teren jest ogrodzony, ale to dla nich żadna przeszkoda.
Zabójstwo starosty
Działka rekreacyjna znajdowała się nad jeziorem, w pewnym oddaleniu od drogi. Właściciel podał policji dokładną lokalizację nieruchomości, prosząc o szybkie przybycie.
Ekipa śledcza wkrótce dotarła pod wskazany adres. Miejsce było urokliwe. Niebieska tafla jeziora mieniła się w słońcu. Przy brzegu szuwary a wokoło las. Budynek mieszkalny na działce, nazwany przez właściciela domkiem letniskowym, był ze smakiem zbudowaną daczą. Na zewnątrz, pod pergolą ogrodową stał stół i kilka turystycznych krzeseł. Na schodach przed domem czekał muskularny mężczyzna w średnim wieku.
– Pan Mirosław L.? To pan do nas dzwonił? – spytali funkcjonariusze.
– Tak, to ja. Zaraz panów tam zaprowadzę.
Zwłoki leżały w zaroślach nieopodal furtki prowadzącej na posesję. Widok rzeczywiście budził grozę. Całe ciało mężczyzny w wieku około 65-70 lat pokrywały rany pochodzące od pchnięć zadanych ostrym przedmiotem. Głowa i twarz sprawiały wrażenie krwawej miazgi. Na szyi widniała sina pręga.
Lekarz stwierdził zgon na skutek odniesionych obrażeń. Było ich tak dużo, że bez przeprowadzenia sekcji, trudno było ustalić, która z ran skutkowała śmiercią. Zdaniem lekarza, mężczyzna zmarł kilka godzin wcześniej. W pobliżu ciała znaleziono deskę, na której były plamy krwi.
Coś tu nie gra
Zanim zwłoki zostały zawinięte w czarny worek i przyjechał po nie ambulans, by przetransportować je do Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie, policjanci dokładnie przyjrzeli się martwemu mężczyźnie. Ich uwadze nie umknęły pewne zaskakujące szczegóły. Człowiek ten absolutnie nie sprawiał wrażenia bezdomnego alkoholika. Na ręku miał drogi zegarek. Na nogach eleganckie skórzane półbuty. Jego letnia koszula, mimo że była cała we krwi, również wyglądała na pochodzącą z markowego sklepu. Coś tu bardzo, ale to bardzo nie pasowało i należało to wyjaśnić.
– Mówił pan, że to bezdomny – zwrócono się do Mirosława L., a ten odparł, że tak mu się wydawało, gdy zobaczył zwłoki.
– Ale przecież na pierwszy rzut oka widać, że to nie może być prawda. Dlaczego pan tak powiedział?
– Nie wiem, tak pomyślałem. Nie przyglądałem mu się za bardzo – odparł nieco stropiony mężczyzna.
– Coś pan plącze. Skoro zobaczył pan, że miał roztrzaskaną głowę, to musiał się pan mu przyjrzeć…
Mirosław L. nie potrafił tego wyjaśnić. Uparcie powtarzał, że nie znał zamordowanego mężczyzny, nigdy wcześniej go nie widział. A na pytanie policji, czym się zajmuje, odpowiedział, że jest przedsiębiorcą, posiada w pobliskim Ś. i w okolicy kilka sklepów. I tylko to okazało się prawdą.
Policja rozejrzała się po posesji. W koszu na brudną bieliznę znaleziono męską odzież ze śladami krwi. Ubranie należało do Mirosława L.
Sprawa polityczna? Zwłoki zostały niebawem zidentyfikowane. Był to 70-letni Jerzy W., przed wieloma laty starosta powiatu w Ś. – pierwszy po reformie administracyjnej państwa w 1999 roku – a później działacz społeczny. Z całą pewnością nie był obcy dla Mirosława L.
Zabójstwo starosty. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 1/2023 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Ostatni grill byłego starosty). Cały numer do kupienia TUTAJ.