Zabójstwo w Jurczycach: przełom w zagadkowej sprawie

Zabójstwo  w Jurczycach to chyba najbardziej zagadkowa sprawa, z jaką od kilkunastu lat zmagają się krakowscy policjanci. We wrześniu 2001 roku, zamordowano tam trzy osoby. Co pewien czas pojawiały się w tej sprawie nowe tropy, niemniej nigdy nie doprowadziły do sprawców. Jakby mało było zagadek, mimo upływu lat nie udało się do końca poznać motywu potrójnej zbrodni. Przed chwilą usłyszałem w radiu, że jest wreszcie podejrzany. Na miejscu zbrodni byłem przed kilkoma laty…

Byłem w Jurczycach przed kilkoma laty, kiedy przygotowywałem reportaż o potrójnej zbrodni. Wieś jak wieś, niczym się nie wyróżnia. Całkiem spora. Znajduje się niedaleko podkrakowskiej Skawiny. Większość gospodarstw, a jest ich prawie 200, położona jest na wzniesieniach, które górują nad doliną rzeki Skawinki. Od południa roztacza się stąd widok na Las Wolski, Górę Lanckorońską, a przy dobrej pogodzie nawet na Babią Górę.

O każdej porze roku można tu podziwiać piękne krajobrazy, jednak okolica ta jest raczej omijana przez turystów, tak licznie odwiedzających pobliski Kraków. Z dziejami wsi związany jest ród Hallerów, z najbardziej znanym jej przedstawicielem, gen. Józefem Hallerem, naczelnym wodzem „Błękitnej Armii”.

Od wielu dziesięcioleci życie płynie tu cicho i spokojnie. Dzieciaki chodzą do szkoły, coraz mniej ludzi utrzymuje się z rolnictwa, coraz więcej zarabia na utrzymanie w Krakowie albo wyjeżdża do pracy w Europie. I ten sielski opis zakłóca zagadkowa zbrodnia…

Zabójstwo w Jurczycach: Egzekucja na piętrze

Zwłoki 44-letniej Barbary K. znalazł jej znajomy, który umówiony był z nią w interesach na sobotni poranek.

– W ostatnich dniach i ja, i ona byliśmy dość zajęci – zeznał jeszcze na miejscu zbrodni Mariusz Z. – To Basia zaprosiła mnie na poranną kawę. To była bardzo dobra pora, aby spokojnie porozmawiać. Przyjechałem zgodnie z umową, zaparkowałem samochód na poboczu. Wcisnąłem dzwonek przy furtce, ale nikt nie wychodził. Wiedziałem, że z tyłu domu jest drugie wejście, często niezamykane. Tamtędy wszedłem na podwórko. Samochód Barbary stał przed garażem, więc byłem przekonany, że jest w domu. Zastukałem do drzwi wejściowych, nikt nie odpowiadał. Machinalnie nacisnąłem na klamkę, drzwi ustąpiły, wszedłem do środka.

– Usłyszałem grające radio, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że gospodyni krząta się po domu. – Barbara, Barbara – zawołałem, jednak nikt nie odpowiadał. Nie wiem dlaczego, ale pojawiła się u mnie myśl, że mogło jej się stać coś złego. Zacząłem chodzić po pomieszczeniach, by zrozumieć, co tu się stało. W salonie na parterze stały filiżanki z częściowo wypitą kawą albo herbatą i talerzyk z ciasteczkami. Wyglądało to tak, jakby siedzący przy stole ludzie mieli zaraz wrócić. Wszedłem na piętro domu. Łudziłem się, że tam uda się rozwikłać tę zagadkową sytuację. Otworzyłem drzwi do łazienki. Tego widoku nie zapomnę pewnie do końca życia. Na podłodzie leżały trzy ciała: Barbary i dwóch mężczyzn. W pierwszym momencie wyglądało to tak, jakby zatruli się czadem. Zaskoczyło mnie od razu, co cała trójka robiła jednocześnie w tym ciasnym pomieszczeniu. Przyjrzałem im się dokładniej, bo w pomieszczeniu panował półmrok. Wtedy dojrzałem ślady krwi. Od razu domyśliłem się, że zostali zamordowani – to dalszy ciąg zeznań świadka

Zabójstwo w Jurczycach: egzekucja

Nie było wątpliwości, że cała trójka nie żyje. Już na pierwszy rzut oka widać było, że zostali zastrzeleni z broni palnej. Wyglądało to na wykonaną z zimną krwią egzekucję.

Kilkanaście minut później w podkrakowskiej wiosce pojawiły się policyjne radiowozy. Małopolscy policjanci nie pamiętali, by kiedykolwiek w okolicach w jednym miejscu zastrzelono trójkę ludzi. Z pierwszych ustaleń wynikało, że śmiertelne strzały padły w miejscu, gdzie znaleziono ciała denatów.

Zabójcy musieli posługiwać się bronią z tłumikiem, bowiem żaden z mieszkańców wsi, nawet ci, mieszkający 30 metrów obok, nie słyszał odgłosów strzałów.

Śledczy początkowo mieli problemy z rozszyfrowaniem, kim jest mężczyzna, którego ciało znaleziono wraz z domownikami. Jednak i ten wątek udało się szybko rozwikłać. 30-letni Leszek W. przyjechał do Jurczyc w piątkowy wieczór porozmawiać o kupnie krakowskiego mieszkania Waldemara J. – konkubenta Barbary W.

Według policji kobieta i dwójka mężczyzn siedziała w salonie przy kawie i ciastkach, kiedy w mieszkaniu pojawili się napastnicy. Nie wiadomo, czy gospodarze dobrowolnie otworzyli im drzwi i czy wcześniej ich znali. Ponieważ ani przy drzwiach wejściowych, ani przy oknach nie było jakichkolwiek śladów manipulowania, wszystko wskazuje na to, że zabójcy weszli przed drzwi wejściowe. Przebiegu dalszych zdarzeń nie udało się odtworzyć.

Nie wiadomo nawet, o której godzinie rozegrał się dramat. Według lekarzy śmierć całej trójki nastąpiła pomiędzy godziną 19-21. Napastnicy najprawdopodobniej zaprowadzili całą trójkę do niewielkiej łazienki na piętrze i tam zabili ich strzałami w tył głowy.

Zabójstwo w Jurczycach: to nie był rabunek

W Polsce posiadanie broni palnej jest rzadkością. Z praktyki policyjnej wynika, że zabójstwo z jej użyciem jest niemal zawsze dowodem premedytacji albo tego, że rozwój wydarzeń wymknął się sprawcom spod kontroli. Typowe rabunki, w których przestępca gotów jest użyć broni palnej, wciąż nie są częste, choć i one się zdarzają. Potrójnego zabójstwa w Jurczycach ponad wszelką wątpliwość nie dokonano na tle rabunkowym.

– To wyglądało jak typowa egzekucja – opowiadali we wrześniu 2000 roku krakowscy policjanci. – Mordercy byli wyjątkowo bezwzględni. W domu nie było żadnych śladów szamotaniny ani plądrowania pomieszczeń. Nie wiadomo, jak tu się dostali, nie wiadomo, czym odjechali. Nikt ich nie widział, nie słyszał. Jednym słowem: szukaj wiatru w polu.

Miała dobrą rękę do interesów

Dom Barbary K. był jednym z najładniejszych w okolicy i już z daleka widać było zamożność właściciela. Piętrowy, rozłożysty budynek otoczony był zadbanym ogrodem. Pięknie przystrzyżony trawnik z zielonymi krzewami zdradzał fachową rękę ogrodnika. Wyłożony kostką elegancki podjazd prowadził pod wejście.

Właścicielka domu sprowadziła się do Jurczyc w połowie lat 80. ubiegłego stulecia (wcześniej mieszkała w jednej z okolicznych wiosek). Kupiła dom w stanie surowym i przez kilka lat rozbudowała go do jednego z ładniejszych w okolicy. Z sąsiadami nie utrzymywała zbyt zażyłych kontaktów. Ograniczała się od zdawkowego „dzień dobry”. Żyła własnym życiem, trochę na uboczu codziennych problemów miejscowej społeczności, choć jeśli trzeba było pomóc w jakichś pracach, zawsze można było na nią liczyć. Jeśli nie na bezpośrednią pomoc, to przynajmniej na wkład finansowy.

Kilkanaście lat wcześniej odziedziczyła spory majątek. Z pomocą najbliższych rzuciła się w wir interesów. Początkowo szło jej całkiem dobrze. Największe zyski przynosiła fabryka produkująca błotniki samochodowe. Były dobrej jakości, w miarę tanie, więc nie musiała długo szukać hurtowników. Ci niemal „na pniu” brali od niej prawie całą produkcję. Jednak z czasem na rynku pojawili się więksi producenci, którzy oferowali ten sam produkt w atrakcyjniejszej cenie. Zaczęła tracić klientów, interesy szły coraz gorzej. Kilka nowych pomysłów na biznes okazało się niewypałem. Zwolniła kilkunastu pracowników, a księgowy coraz częściej informował o debecie na koncie bankowym.

Prężna bizneswoman nie godziła się z porażką. Coraz częściej pożyczała pieniądze. Najpierw z banku, potem od znajomych i przyjaciół, wreszcie od lichwiarzy powiązanych nieformalnymi kontaktami z miejscowym światkiem przestępczym. Wiedziała, że ci ostatni bardzo drogo liczą sobie za pożyczone pieniądze, jednak nawet to jej nie przerażało. Cały czas pocieszała się, że wkrótce stanie na nogi.

Kiedy wydawało się, że sytuacja jest już niemal beznadziejna, wtedy z pomocą przyszedł jej nieformalny narzeczony Waldemar J.

Zabójstwo w Jurczycach: ten obcy

Kilkanaście miesięcy wcześniej do obszernego domu w Jurczycach sprowadził się obcy – przynajmniej dla sąsiadów – mężczyzna. To był Waldemar J. Barbara poznała go przed laty w Krakowie. Jeździł tam taksówką, pomagał jej, kiedy przyjeżdżała pod Wawel w sprawach biznesowych. Najpierw tylko woził na spotkania, potem – kiedy nabrała do niego zaufania – załatwiał dla niej drobne sprawy urzędowe. Widać było, że mieli się ku sobie. Najpierw były wspólne weekendowe wypady na odpoczynek, potem on zaczął przyjeżdżać na weekend do Jurczyc. Wreszcie zamieszkał wspólnie z Barbarą.

Pod koniec lata postanowił pomóc wybrance swojego serca i sprzedać pozostawione w Krakowie trzypokojowe mieszkanie, które wynajmował lokatorom. Dzięki temu zastrzykowi gotówki Barbara K. pospłacałaby wszelkie zobowiązania i wreszcie stanęliby na nogi. Może odmieniłby się ich los? Może uśmiechnęłoby się do nich szczęście, skoro planowali razem przyszłość? Waldemar J. zamieścił ogłoszenie o sprzedaży mieszkania w lokalnej prasie. Zaproponował konkurencyjną cenę, dzięki czemu nie musiał długo czekać na kupca. 8 czerwca umówił się z potencjalnym nabywcą w Jurczycach, by porozmawiać z nim o szczegółach oferty.

Zabójstwo w Jurczycach: Zbrodni musiał dokonać ktoś obcy!

Zarówno policja, jak i mieszkańcy zastanawiali się, jaki był motyw zbrodni. Jurczyce to niewielka miejscowość, prawie wszyscy znają się tutaj przynajmniej z widzenia. Ludzie byli pewni, że potrójnej zbrodni na pewno nie dokonał nikt z miejscowych. Przecież do tej pory było tutaj spokojnie i bezpiecznie. Nawet jak wysiada się z samochodu pod domem, to nikt nie zamyka drzwi i nie włącza alarmu, bo nikt tu auta nie ukradnie. We wsi nie ma ludzi mściwych i zacietrzewionych, na pewno zabójca tutaj nie mieszka. Zbrodni musiał dokonać ktoś obcy! Ale kto? Jak go znaleźć, skoro nikt go nie widział i nie wiadomo, kogo szukać? Nie ma nawet portretu pamięciowego domniemanego sprawcy.

Obcych łatwo zauważyć, jednak w ostatnich dniach przed zbrodnią nikt takich tutaj nie widział. Można wnioskować, że wybór ofiary nie był przypadkowy. Nie ma na to żadnego dowodu, i jest to jedynie hipoteza śledczych, że celem działania zabójców była Barbara. Dwaj pozostali mężczyźni zginęli tylko dlatego, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.

Zabójstwo w Jurczycach: ludzkie spekulacje

Ludzie w Jurczycach spekulowali, że pewnie poszło o pieniądze…

– Mafia i wszystko jasne. Pewnie jakieś długi miała, pewnie nie oddała.

– Może to jakieś porachunki. Zwykły bandyta przyjdzie z kijem bejsbolowym, pobije, ale nie zabija.

– To wszystko dlatego, że próbowała prowadzić interesy z ruskimi. Pewnie komuś nadepnęła na odcisk i zapłaciła za to najwyższą cenę. Ze wschodnią mafią się nie zadziera. Jeszcze nikt z nimi nie wygrał!

To wszystko ludzkie domysły i niczym niepoparte hipotezy. A jaka była prawda?

– Na początku śledztwa brano pod uwagę kilka motywów zbrodni: napad rabunkowy, nieporozumienia towarzyskie albo zabójstwo na tle rozliczeń finansowych – mówił ówczesny rzecznik krakowskiej policji. – W kolejnych miesiącach powoli wykluczano poszczególne hipotezy, aż wreszcie została tylko jedna: zabójstwo z powodu długów Barbary K.

Przedstawiciele policji i prokuratury nigdy nie wypowiadali się oficjalnie na ten temat.

Zbrodniarze zapędzili swoje ofiary do łazienki i dopiero tam zabili je strzałami w głowę. Potrójna zbrodnia w Jurczycach czeka na wyjaśnienie

Zabójstwo w Jurczycach: pora na Archiwum X

Mimo upływu lat nie udało się do końca poznać motywu tej zbrodni. Nie poznaliśmy także wszystkich kontaktów zabitej kobiety oraz jej partnera. To skrywana tajemnica, a w gronie tych osób musi być zabójca – stwierdził w 2012 roku rzecznik małopolskiej policji. Kilka lat wcześniej akta umorzonego śledztwa były analizowane przez specjalistów z tamtejszego „Archiwum X”, jednak nawet im nie udało się znaleźć żadnego punktu zaczepienia.

Jeśli rzeczywiście podłożem zbrodni były porachunki na tle finansowym, to nie można wykluczyć, że zatrzymanie sprawców będzie bardzo trudne. Warto pamiętać, że na przełomie stuleci w kronikach kryminalnych dość często odnotowywano takie zdarzenia. Co najmniej kilkunastu takich zbrodni dopuścili się przybysze zza wschodniej granicy – często byli to żołnierze, którzy przeszli wojnę w Afganistanie albo komandosi ze Specnazu. Jeśli oni zostali wynajęci do „mokrej roboty” w Jurczycach, to zatrzymanie ich po kilkunastu latach wydaje się nieprawdopodobne!

Pierwsze i jedyne śledztwo w tej sprawie zostało umorzone w czerwcu 2002 roku z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa, pomimo olbrzymiej pracy operacyjnej, przesłuchania kilkudziesięciu świadków, zabezpieczenia wielu dowodów. Ogrom pracy nie przełożył się – niestety – na sukces śledczych.

– Prędzej czy później sprawa zostanie wyjaśniona – zapewniali w 2012 roku na łamach prasy przedstawiciele policji i prokuratury. – Mamy nawet pewne tropy, które mogą pomóc w zamknięciu tej sprawy, ale jednak udowodnienie winy tym ludziom może być bardzo trudne.

 Zabójstwo w Jurczycach: Cudownie ocalony

Kilka lat po potrójnym zabójstwie pojawił się nowy, wręcz rewolucyjny trop. Sobie tylko wiadomymi sposobami śledczy dotarli do mężczyzny, który był w mieszkaniu, gdzie doszło do dramatycznych zdarzeń. Jak się okazało, człowiek ten przywiózł tam Leszka W., który był zainteresowany kupnem krakowskiego mieszkania partnera pani Barbary – Waldemara J. Mężczyzna ten był w willi w Jurczycach w momencie, gdy pojawili się tam napastnicy. Kiedy zadzwonili do drzwi, poszedł do toalety. Już miał stamtąd wychodzić, gdy usłyszał odgłosy awantury.

Rozum podpowiedział mu, aby czekać na rozwój wypadków. Przesiedział kilka minut w absolutnej ciszy i… tylko dzięki temu uniknął śmierci. Szczegóły tamtych kilku minut są jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic śledztwa.

Mężczyzna przez wiele lat, z obawy o własne życie, nie zgłaszał się na policję. Kiedy to policjanci dotarli do niego, złożył krótkie, ale cenne zeznania.

Na ich podstawie udało się nakreślić niezbyt szczegółowy portret pamięciowy dwóch zbrodniarzy. Pomimo publikacji w mediach nie natrafiono na ich ślad.

Bo skończysz jak tamci w Jurczycach

Nic nie wskazuje na to, by zabójstwo w Jurczycach było dziełem nieuchwytnego do tej pory seryjnego zabójcy. Swego czasu jedna z hipotez zakładała, że związek z potrójnym zabójstwem mogą mieć Zdzisław G. i Sławomir W. Mężczyźni od kilku lat byli związani w krakowskim półświatkiem, a ich nazwiska przewijały się w kilku sprawach związanych z pobiciami i wymuszaniem długów. Przekonał się o tym Marian R., który w 1999 roku uruchomił własny zakład kaletniczy. Wziął w banku 30 tysięcy złotych kredytu. Niestety jego biznesplan okazał się zbyt optymistyczny i miał problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań. Rozpaczliwie poszukiwał dodatkowych źródeł finansowania, bo w oczy coraz częściej zaglądało mu widmo bankructwa.

Ktoś ze znajomych polecił mu Zdzisława G. i Sławomira W., którzy bez problemu pożyczali pieniądze bez żadnych ceregieli. To był jeden z plusów ich działalności. Minusem było oprocentowanie pożyczanej gotówki. Za 5 tysięcy kredytu zażądali tysiąc złotych odsetek. – Drogo – próbował się targować. – Cóż, nie jesteśmy opieką społeczną, albo bierzesz pieniądze albo szkoda naszego czasu – odpowiedzieli. Dłużej z nimi nie dyskutował, bo bardzo zależało mu na tych pieniądzach. Miał nadzieję, że rozkręci upadający biznes; niestety znowu się przeliczył. Po trzech miesiącach nie miał pieniędzy na spłatę kredytu.

Przejedziemy się!

Trzy dni po tym, jak minął termin uregulowania należności, Zdzisław i Sławomir odwiedzili go w domu rodzinnym. – Ubieraj się i wsiadaj z nami do samochodu, przejedziemy się! – stwierdzili w progu mieszkania, nie skorzystawszy nawet z zaproszenia na kawę. Ich miny i ton głosu nie zdradzały niczego dobrego. Posłusznie wykonał ich żądanie, bo zdawał sobie sprawę, że panowie nie żartują.

Kiedy usiadł na tylnym siedzeniu, skuli go kajdankami, po czym zawieźli do lasu. Tam pobili go policyjną pałką po plecach i nogach. Następnie o hak holowniczy zaczepili kajdanki i ciągnęli za samochodem.

– Dolicz sobie trzy kary za nieterminowe regulowanie odsetek. Radzimy się pospieszyć. I bez głupich numerów, bo skończysz jak ci w Jurczycach, co próbowali nas okiwać – zagrozili na pożegnanie.

Naprawdę się boję

Marian R. zdał sobie sprawę, że to nie przelewki. Słyszał o potrójnej zbrodni w Jurczycach, a biorąc pod uwagę jak go tamtego dnia potraktowali, uświadomił sobie, że są zdolni do wszystkiego. Sprzedał samochód, pożyczył trochę pieniędzy od teściów i uwolnił się od prześladowców. Początkowo nie miał zamiaru zgłaszać faktu pobicia. Dopiero kiedy policjanci przyszli do niego – bo wiedzieli o dokonanym rozboju z ustaleń operacyjnych – zgodził się złożyć zeznania jako świadek. Opowiedział o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy, ale nie żądał ścigania sprawców.

– Ja naprawdę się boję, że oni mają duże wpływy i prędzej czy później mogłaby mnie spotkać kara za to, że mam zbyt długi język. Ja nawet żonie o tym nie opowiadałem. Widziała rany na moim ciele, dopytywała się skąd jej mam. Wymyśliłem historię, że naprawiałem coś pod samochodem i pojazd opadł, kiedy pod nim leżałem. Może nie brzmiało to wiarygodnie, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy. Nie wiem, czy uwierzyła, ale nie wracaliśmy do tego tematu.

Pan Marian nie był jedynym człowiekiem, który skorzystał z pożyczek od Zdzisława G. i Sławomira K., a kiedy miał problemy z terminowym regulowaniem należności, srodze tego pożałował. Lichwiarze dla nikogo nie mieli litości. Bili, zastraszali, szantażowali. W kilku innych przypadkach napomknęli – tak przynajmniej wynikało z zeznań poszkodowanych – że mają związek ze zbrodnią w Jurczycach. Kiedy ich zatrzymano i tymczasowo aresztowano pod zarzutem m.in. wymuszeń rozbójniczych, śledczy zaczęli drążyć ten wątek. Mężczyźni nie ukrywali, że kobieta kilka tygodni przed śmiercią pożyczyła od nich ponad 50 tysięcy złotych.

Zabójstwo w Jurczycach: Przykro nam

– Zanim przyszła do nas po pieniądze, słyszeliśmy, że miała kłopoty finansowe, zwolniła kilku pracowników i groziło jej bankructwo – obaj panowie składali niemal jednobrzmiące wyjaśnienia. – Pożyczyliśmy jej pieniądze, podobnie jak innym ludziom. Każdy wiedział, jakie było oprocentowanie, tym bardziej, że podpisywał stosowną umowę cywilnoprawną. Podobnie było z Barbarą K. Strasznie nam przykro z powodu jej śmierci, tym bardziej, że – wszystko na to wskazuje – bezpowrotnie straciliśmy pożyczone jej pieniądze. Wcześniej żadnymi groźbami ani od niej, ani od innego dłużnika nie egzekwowaliśmy siłą pieniędzy, tym bardziej, że niemal wszyscy terminowo regulowali wszelkie zobowiązania.

W ich wyjaśnieniach pojawił się nowy, nieznany do tej pory policji wątek. Z opowieści zatrzymanych mężczyzn wynikało, że Barbara K. w ramach częściowej spłaty zobowiązań, zaproponowała im wspólny biznes. Mieliby otworzyć… luksusową agencję towarzyską, która mieściłaby się w jej willi. – Wy pewnie macie dojście do atrakcyjnych kobiet, ja mam atrakcyjny dom, leżący na uboczu, co zapewnia dyskrecję i anonimowość. Myślę, że wielu bogatych biznesmenów z chęcią skorzystałoby z takiej oferty, bo często brakuje im takiego miejsca, gdzie mogliby czuć się w miarę swobodnie.

Panowie ponoć obiecali przemyśleć temat.

– Trudno nam powiedzieć, na ile wyjaśnienia podejrzanych są prawdziwe, a na ile to tylko wytwór ich wyobraźni – opowiadał jeden z krakowskich śledczych. – Badaliśmy ten wątek, nasi agenci rozpytywali w półświatku o Barbarę K., ale nikt nie słyszał, by kobieta miała plany wejścia ma rynek usług towarzyskich.

Czemu zatem służyła opowieść dwójki mężczyzn? Jeśli kłamali, to najwidoczniej próbowali skierować śledztwo w sprawie śmierci Barbary K. i dwóch mężczyzn na ślepy tor. Jaki jednak mieli w tym cel? Czyżby wiedzieli coś więcej o tragicznych wydarzeniach w willi w Jurczycach? Policjanci drążyli ten temat kilkanaście lat później, kiedy akta śledztwa analizowali specjaliści z krakowskiego „Archiwum X”. Oni również podjęli ten wątek, jednak nie udało się znaleźć żadnego racjonalnego wytłumaczenia.

Zabójstwo w Jurczycach: najnowsze informacje!

We wtorek, 24 listopada 2021, o 10. Rano sensacyjna wiadomość. Jeden z najbardziej znanych świadków koronnych w Polsce – Krzysztof P. ps. Loczek został zatrzymany pod zarzutem udziału w potrójnym zabójstwie – dowiedzieli się reporterzy RMF FM. Zeznania tego skruszonego gangstera pozwoliły na rozbicie gangu Janusza T. ps. Krakowiak i wsadzenia do więzienia wielu przestępców działających na południu Polski.

Zdaniem śledczych Loczek ma odpowiadać za potrójne zabójstwo. Chodzi o zbrodnię, do której doszło w 2000 roku w podkrakowskich Jurczycach.

Przez wiele lat nie udało się wyjaśnić tej tajemniczej zbrodni. Sprawę wyjaśniał specjalny zespół małopolskiej komendy. Po latach “Archiwum X” udało się zdobyć dowody świadczące o tym, że w zabójstwie mógł uczestniczyć świadek koronny Krzysztof P. Mężczyznę zatrzymano w Poznaniu. Nie przyznał się do zarzutów, składał wyjaśnienia…

Leon Madejski

 Więcej tego typu interesujących tekstów znajdziecie w każdym numerze. Zobacz TUTAJ.

Fot. pixabay.com