Czy to było zabójstwo w obronie własnej?

Zabójstwo w obronie własnej. Twierdził, że przygarnął potrzebującego pod swój dach. Miał zapewnić mu lokum na kilka dni, ale lokator został w nim ponad 2 lata. Mężczyźni wspólnie mieszkali i imprezowali.

W grudniu 2020 roku do poznańskiej policji zgłosiła się kobieta informując, że od kilku tygodni nie ma kontaktu ze swoim bratem. W toku ustaleń okazało się, że ten od pewnego czasu mieszkał w jednym z lokali na poznańskiej Wildze. To właśnie tam, w łazience jednego z mieszkań, znaleziono zwłoki znajdujące się w stanie rozkładu. Wkrótce zatrzymano 58-letniego właściciela lokalu, który przyznał się do zbrodni. Pomiędzy mężczyznami miało dojść do sprzeczki. 44-latek miał być agresywny i grozić właścicielowi. Wtedy ten zaatakował go siekierą, a ciało ukrył w łazience. Ze zwłokami mieszkał kilka tygodni. Twierdził, że zabił w obronie własnej. Mężczyzna został skazany na 10 lat więzienia, jednak po złożeniu apelacji wyrok skrócono o 4 lata. Uznano, że choć działał w obronie koniecznej, to jego postępowanie było nieadekwatne do zagrożenia.

Nie tylko zabójstwo w obronie własnej

Pod wpływem chwili, w wyniku odurzenia, na skutek bójki czy jako finał alkoholowej libacji – to najczęstsze drogi prowadzące do zbrodni, której ofiarą jest sąsiad zza ściany, lokator czy właściciel wynajmowanego lokum. Zbrodni, z których jedne są planowane, drugie przypadkowe. Zdarzają się i takie, których efekt bywa zaskakujący dla samego sprawcy. Wszystkie łączy jedno – tajemnica czterech ścian, często będących jedynym świadkiem zdarzenia.

Jest rok 1832. Uniwersytet w Edynburgu jako powszechnie znana i szanowana placówka kształcąca młodych medyków, by nauczyć ich anatomii, potrzebuje odpowiednich środków. A konkretniej zwłok. Ograniczenie orzekania kary śmierci doprowadza wówczas do braków ciał, które mają przysłużyć się nauce. W związku z tym zaczęto wykradać świeżo pochowane zwłoki obywateli, by potem zhandlować je lekarzom. William Burke i William Here wpadli jednak na jeszcze mroczniejszy pomysł…

Ten drugi prowadził mały pensjonat w stolicy Szkocji. Początkowo biznes bazował na ciałach schorowanych lokatorów, którzy ginęli śmiercią naturalną. Gdy tych zabrakło, należało im pomóc. Lokatorów upijano whisky, a następnie duszono. Ciała sprzedawano. Kolejnym krokiem była już sekcja zwłok, którą przeprowadzali na nich adepci medycyny.Cztery ściany widziały już wiele. Zbrodnie kuchenne i te dokonane na członkach najbliższej rodziny to jednak nie wszystko. Kiedy nikt nie patrzy, to właśnie dach nad głową wydaje się być jedynym świadkiem przestępstw. Także tych popełnionych przez zupełnie obcych sobie ludzi. Takich, z którymi dzieli się jedynie metraż.

Chcesz poznać inne tego typu historie? Sięgnij po Detektywa 10/2022 (tekst Anny Rychlewicz pt.”Lokatorzy z piekła rodem”). Cały numer do kupienia TUTAJ.