„Zachar”: szara eminencja Trójmiasta?

Zachar, czyli Daniel Z., przez wiele lat był szarą eminencją Trójmiasta. W czasach, kiedy wszyscy piszą o niekoronowanym szefie trójmiejskiej mafii – Nikodemie S. ps. „Nikoś”, przypominamy sylwetkę człowieka, o którym mówi się, że swego czasu był numerem „1” w tamtejszym półświatku.

42-letni Daniel Z. wchodził w skład tzw. klubu płatnych zabójców, który – według prokuratury – był zamieszany w co najmniej cztery morderstwa. Oprócz tego grupa zajmowała się wymuszaniem haraczy i zamachami bombowymi.

„Zachar” miał być zamieszany m.in. w zabójstwa „Szwarcenegera” na gdańskiej Żabiance, był również bliskim współpracownikiem domniemanego szefa mafii na wybrzeżu, Nikodema S. „Nikosia”. „Zachar” nigdy nie został prawomocnie skazany za kierowanie gangiem.

„Zachar” zdobywał pierwsze gangsterskie szlify przy „Nikosiu”. Był jego ochroniarzem i jednocześnie szefem bojówki do zadań specjalnych. Podobnie jak „Nikoś”, miał kłopoty z mówieniem. Nikodem seplenił, „Zachar” się jąkał. Mimo to w półświatku znany był z tego, że potrafił rozmawiać i rozstrzygać spory. Miał też posłuch wśród swoich żołnierzy.

„Zachar”: kartki z życiorysu

Pochodził z Namysłowa, miasteczka położonego niedaleko Wrocławia, ale wychowywał się we Wrzeszczu. Gdy miał osiem lat jego sześcioosobowa rodzina (matka, ojciec, dwie starsze siostry i młodszy brat) przyjechali do Gdańska.

– Rodzina porządna. Absolutnie niepatologiczna. Co sobotę chodzili na nabożeństwo do kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Daniel do końca życia był religijny. Regularnie czytał biblię i książki o tej tematyce – przekonywał  bliski przyjaciel „Zachara”.

Pierwszy raz trafił za kraty w 1985 roku, miał osiemnaście lat. I nie chodziło bynajmniej o typową działalność przestępczość. Z młodszym kolegą i dwiema dziewczynami próbował uciec z Polski. Weszli do kontenera, który miał popłynąć z Gdańska do Hamburga. Zostali złapani i ukarani przez ówczesną Temidę.

Był wielkim fanem filmów karate, na „Wejście Smoka” poszedł chyba ze sto razy. Nosił fryzurę a la Bruce Lee, w areszcie po raz pierwszy ogolili go na zero.

Nieudana ucieczka na Zachód w pewnym sensie przesądziła o jego losie. Musiał za coś żyć, a interesowały go tylko łatwe pieniądze w dużych ilościach.

W schyłkowym PRL-u był kłopot z kupieniem wódki, „Zachar” zaczął handlować półlitrówkami przed wejściem do gdańskich delikatesów. Potem pojawiał się jako cinkciarz pod kantorami wymiany walut. Za kradzieże samochodów miał krótki wyrok, który odsiedział.

„Zachar” i Nikoś

Życie przyspieszyło, gdy „Zachar” został przybocznym Nikodema S., który był niekoronowanym królem pomorskiej gangsterki. Poznali się prawdopodobnie w 1989 roku. Nikodem zauważył, że „Zachar” jest inteligentniejszy od innych, a jednocześnie bardzo pracowity.

Miał posłuch u swoich „żołnierzy”. Trzymał wszystkich w ryzach. Potrafił wybuchnąć, gdy była potrzeba, ale nie był żadnym czubem-sadystą, który czerpie przyjemność z czyjegoś cierpienia – opowiadał jeden z bliskich przyjaciół „Zachara”.

„Zachar” zwrócił na siebie uwagę Nikodema także tym, że nie ćpał i miał nietypowe zwyczaje kulinarne.

Jako adwentysta dnia siódmego dbał o dietę, nie jadł na przykład czerwonego mięsa – opowiadali koledzy. – „Nikosiowi” to się podobało. Nie poważał takich, którzy mogli żreć każde gówno z baru.

Witamy w klubie

W kwietniu 1998 r. rano w klubie Las Vegas w Gdyni zginął Nikodem S. Noc poprzedzającą śmierć spędzał na urodzinach kolegi Wojciecha K. W imprezie brał udział „Zachar” i inni ochroniarze.

Choć „Nikoś” wiedział, że jest wydany na niego wyrok, to ochroniarze poszli spać do domów. „Zachar” potem był zdziwiony zabójstwem.

Tuż po śmierci „Nikosia” policja twierdziła, że to właśnie „Zachar” przejmie schedę po Skotarczaku i będzie nieformalnym przywódcą trójmiejskiego podziemia. Tak się jednak nie stało.

Kilka miesięcy po pochowaniu „Nikosia”, policja zatrzymała „Zachara” na siłowni pod zarzutem działania w zorganizowanej grupie przestępczej.

„Zachar” i historia Edwarda Mazura

Na początku 2007 roku polskie media obiegła sensacyjna wiadomość – „Zachar” będzie zeznawał w procesie ekstradycyjnym polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, który był podejrzany o zlecenie zabójstwa byłego komendanta głównego policji Marka Papały. Miał obalić wersję Artura Zirajewskiego „Iwana”, który oskarżał Mazura.

Informacja miała też drugie dno – obrońca Mazura ujawnił, że „Zachar” chciał pół miliona dolarów za korzystne dla Mazura zeznania. Jednak Zacharzewski nie pojawił się przed sądem ekstradycyjnym w Chicago, bo polonijny biznesmen nie chciał płacić.

Kilka miesięcy wcześniej trafił za to do wrocławskiego więzienia. Tamtejsza prokuratura zarzuciła mu przyjęcie zlecenia na morderstwo. O sprawie zrobiło się głośno, bo „Zachar” zlecenia nie wykonał i oddał gotówkę. Wtedy sprawa trafiła do prokuratury. Z.  kilka miesięcy posiedział w areszcie. Wyszedł na wolność po umorzeniu sprawy. Wrócił do Gdańska.

W czasie, gdy siedział w areszcie wiele zmieniło się Gdańsku. Bramki w lokalach i agencje towarzyskie zaczął kontrolować gang „Ola” Olgierda L. Kumple „Zachar” mówili mu, że może dostać po głowie od konkurencji. W letni wieczór 2009 roku. Zacharzewski poszedł negocjować z chłopakami „Ola”. Chyba nie wierzył w przestrogi kolegów.

Zabili go kompani?

Kariera „Zachara” zakończyła się w letni wieczór 2009 roku. Zatłukli go bejsbolami i maczetami członkowie konkurencyjnego gangu. „Zachar” wykrwawił się na chodniku w gdańskiej Oliwie. Zginął, bo jego gang walczył o ochronę nad gdańskimi knajpami. Chodziło o kilkaset złotych. Tak tamto zdarzenie opisywał dziennikarz „Gazety Wyborczej”:

Daniel Z., pseudonim „Zachar”, został zamordowany na ulicy, przy pętli autobusowej w Gdańsku Oliwie. To była krwawa egzekucja – co najmniej kilku sprawców przez parę minut zadawało ofierze ciosy nożami i maczetą, okładało kijem bejsbolowym. Prokuratura nie ujawnia żadnych szczegółów zabójstwa. Wiadomo jednak, że chodziło o porachunki gangsterskie. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że do zamachu doszło we wtorek tuż przed godz. 23.

Gdy pod pub „Concordia” – u zbiegu ulic Droszyńskiego i Krzywoustego – podjechało co najmniej kilka samochodów (niektórzy świadkowie mówią nawet o 20) z lokalu wybiegł „Zachar”. Próbował uciekać, ale uzbrojeni w noże, maczety i kije bejsbolowe zabójcy dopadli go bez problemu. Gangster zmarł leżąc na chodniku przy kiosku Ruchu.

– To była prawdziwa jatka. Kolega, który to przypadkowo widział był w takim szoku, że chciał uciekać, ale przez minutę nie mógł odpalić silnika, bo tak mu się ręce trzęsły – opowiada kierowca miejskiego autobusu.

„Zachar” we wspomnieniach

Jeden z gdańskich policjantów tak opowiadał o „Zacharze” lokalnemu dziennikarzowi:

– Rasowy przestępca z niego był, w starym stylu, nie pękał. Człowiek przynajmniej wiedział, że ma przed sobą przeciwnika a nie męską dziwkę, która nie wiadomo jak się jutro zachowa. Prawda o tym całym środowisku przestępczym w Trójmieście jest taka, że w większości to są ludzie bez charakteru. I bez mózgu. Wśród młodych chłopaków z osiedla udają nie wiadomo kogo, ale potem sami potrafią przyjść na komendę i skamleć: „Bo ja bym chciał wam pomagać”. Trójmiasto z punktu widzenia zorganizowanej przestępczości to wioska, bo tu nie ma wielkiej kasy. Pieniądze są w Warszawie, na Śląsku, w Poznaniu. Na Pomorzu kiedyś interes kręcił się wokół kradzionych samochodów. Był też czas porwań dla okupu. A teraz co? Zarządzanie burdelikami, jakieś haracze. Prawdziwa przestępczość nie zajmuje się dziś takimi bzdetami, robi przewały na podatkach, spekuluje ziemią.

– Rzeczywiście miał szacunek w światku przestępczym Trójmiasta? – dociekał dziennikarz.

I wszyscy go słuchali?

– Miał. Przychodzili do niego ludzie, prosili o pomoc, bo ktoś ich wykiwał. „Zachar” spotykał się, rozmawiał i doprowadzał do ugody. Trochę tak jak w „Ojcu chrzestnym”. Kiedyś taką rolę tutaj spełniał „Nikoś”, i „Zachar” bardzo chciał być taki jak on. Ale różniło ich zbyt wiele. Nikodem miał kontakty międzynarodowe, bywało że spotykali się z nim znani aktorzy, poważni biznesmeni, politycy. „Zachar” nigdy na taki poziom nie wskoczył. Był rozjemcą, gdy dochodziło do konfliktu między dzielnicowymi gangami.

– I tak po prostu wszyscy go słuchali?

– Bali się go. Też się dziwiłem, do czasu gdy jeden gangster powiedział mi, że „Zachara” szanują, bo „jest charakterny w łapach”. Znaczy, nie patyczkuje się. Przez lata na Trójmiasto to było wystarczające.

Źródło: www. Trójmiasto.pl, gazeta.pl, dziennikbaltycki.pl

Fot. pixabay.com

Jeśli chcesz kupić wszystkie e-wydania miesięcznika „Detektyw”, które wydaliśmy w 2021 roku, mamy dla Ciebie atrakcyjną propozycję. 12 numerów w cenie 9! Kupując pakiet, dostajesz trzy numery GRATIS. Kup TUTAJ