Koronawirus szalał w Polsce już od roku. Co prawda, niektórzy przyzwyczaili się do obostrzeń, chodzenia w maskach i pracy zdalnej, ale zdecydowana większość tęskniła do normalności. Wśród osób, które bardzo cierpiały z powodu licznych ograniczeń, była Marzena M. Atrakcyjna blondynka, po trzydziestce, mieszkała „na dwa domy”: jeden był w Polsce, drugi w Meksyku. W kraju kaktusa i tequili od 2 lat pracował na kontrakcie jej mąż.
W czasie pandemii Meksyk nie zamknął swych granic dla turystów. Marzena M. latała tam kilka razy w roku. Właściwie mogłaby zamieszkać w Meksyku, ale była bardzo związana z rodziną w Polsce i dwoma kotami: Maniem i Psotkiem. Miała nawet wyrzuty sumienia, że zostawia koty pod opieką innych. A poza tym uważała, że rozłąka dobrze robi każdemu związkowi. Jest czas, aby zatęsknić, ale i zająć się sobą. Kiedy Marzena M. spędzała czas w Polsce, rozpieszczała się do granic możliwości: masaże, spa i inne kobiece przyjemności. Miała na nie środki i czas.
Kobieta kolekcjonowała także starą, cenną biżuterię. Hobby zapoczątkował spadek, który odziedziczyła po babci, a ta po swojej mamie. Przetrwał wiele zawirowań, w tym II wojnę światową. Zbiór był na tyle wartościowy, że natychmiast solidnie go ubezpieczyła.
Od pewnego czasu Marzena M. uczyła się gry na skrzypcach elektrycznych. Miłość do muzyki zaszczepił w niej mąż. Sam, kiedy mieszkał jeszcze w Polsce, grał na perkusji. Dlatego, w jednym z piwnicznych pomieszczeń, zaaranżował studio z wyciszonymi ścianami. Teraz korzystała z niego Marzena.
Niezwykle cenna biżuteria
– Halo, ktoś włamał się do mojego domu i ukradł biżuterię – krzyczała do słuchawki zdenerwowana Marzena M. – To była niezwykle cenna kolekcja, warta więcej niż niejeden nowy samochód.
Po pewnym czasie, pod jej domem, pojawiła się policja. Kobieta z kwaśną miną przywitała funkcjonariuszy, komentując, że specjalnie się nie spieszyli. Policjanci puścili uwagę mimo uszu, skupiając się na sprawie i… Marzenie. Było na co popatrzeć – jak mówią niektórzy.
– To musiało stać się, kiedy ćwiczyłam na skrzypcach – tłumaczyła Marzena. – Zamknęłam się w studiu i pochłonęła mnie muzyka. Byłam tam około 3 godzin. Dokładnie nie pamiętam. W tym czasie złodziej mógł wejść przez okno.
– A gdzie była biżuteria? W sejfie? – dopytywał jeden z mundurowych.
– No wie pan? – oburzyła się Marzena M. – Trzymałam ją w specjalnych gablotach. Takie skarby trzeba podziwiać, a nie ukrywać. W sejfie zamykałam ją tylko, kiedy wyjeżdżałam, ale gdzie teraz można wyjeżdżać? Do sklepu po pieczywo – zawiesiła głos. – Złodziej był w domu w tym samym czasie co ja! Od dwóch dni nigdzie nie wyjeżdżałam. Miałam zapas jedzenia. Gdybym wcześniej skończyła próbę i natknęła się na niego, mógłby mnie zabić – krzyknęła z przerażeniem kobieta. – Na szczęście nic nie zrobił moim kotom – dodała z ulgą, chwytając w objęcia kręcącego się wokół nóg burego kocura, który miauknął z bólem. – No już, mamusia obetnie sobie pazurki, aby nie krzywdzić Maniusia – powiedziała pieszczotliwie do spasionego mruczka.
Policjanci popatrzyli po sobie. Lekko rozbawieni i zmieszani, bo Marzena M. zaczęła obsypywać prychającego kota pocałunkami.
– Niech nam pani pokaże, gdzie znajdowały się te gabloty… – powiedział jeden z mundurowych.
– I przy okazji powie, dlaczego kłamie – dodał natychmiast drugi.
Dlaczego policjant podejrzewał, że Marzena kłamie?
Chcesz poznać odpowiedź na tę zagadkę kryminalną? Zajrzyj do Detektywa 5/2021 (Zagadka kryminalna pt. Biżuteria kociaka). Do kupienia TUTAJ.