ZAGADKA KRYMINALNA: Wypadek w stadninie

Koń jaki jest, każdy widzi… Mądrość bijąca z tej XVIII-wiecznej definicji autorstwa ks. Benedykta Chmielowskiego porażała komisarza Marka Ryńskiego. Po co opisywać szczegóły, skoro i tak wiadomo, o co chodzi. Z koniem oczywiście, bo z ludźmi już nie było taka prosto… Jedna z takich spraw przypadła komisarzowi Ryńskiemu, bo akurat pełnił służbę. Czy to była trudna zagadka?

W sobotę rano dyżurny komisariatu w P., starszy posterunkowy Karol Kosewski, odebrał zgłoszenie o wypadku w stadninie koni Bocianiec. Jedna z instruktorek jazdy spadła z konia. Niestety, jak informował roztrzęsiony głos w słuchawce, nie przeżyła upadku…

Same w stadninie

     Po pół godzinie od zgłoszenia na miejscu pojawił się komisarz Ryński.

     – Przyjechałyśmy do stadniny o godzinie 7 rano  – opowiadała policjantowi zdenerwowana Marzena T. – Razem z Jolą miałyśmy przygotować dziesięć koni. Trzeba było je wyczyścić i osiodłać. Miałyśmy też popracować rano nad dwoma nowymi końmi. Ponieważ trzeba je ułożyć, zanim posadzi się w siodle ucznia. Pierwsze lekcje miałyśmy zacząć o godzinie 9.

     – Do której miałyście pracować?

     – Ja do 13. Jola do 16. Ona miała więcej indywidualnych lekcji.

     – Mieszkacie gdzieś blisko?

     – Obie mieszkamy w Mirowie, ale do stadniny przyjeżdżamy pociągiem. Jakieś 30 minut jazdy. Z dworca do Bociańca jest prawie kilometr. Przyjemny spacer aleją obsadzoną starymi drzewami.

     ­– Ktoś wam rano pomagał?

     – Nie, byłyśmy same. Stajenny przywitał się z nami i pojechał na targ.

     – I w pierwszej kolejności siodłałyście konie? – drążył Ryński.

     – Ja tak, ale Jola stwierdziła, że najpierw popracuje z Aresem. Po pewnym czasie postanowiłam wyjść na dwór i sprawdzić, jak jej idzie. Wtedy zobaczyłam, że leży na ziemi… – rozszlochała się Marzena T.

Zagadka rozwiązana

     Marzena T. opowiedziała, że kiedy zobaczyła leżącą na ziemi koleżankę, natychmiast do niej podbiegła. Jola nie reagowała. Sprawdziła, czy żyje.

     – Byłam tak zdenerwowana, że początkowo nie byłam w stanie stwierdzić, czy wyczuwam puls… – relacjonowała kobieta, ocierając łzy. – Potem próbowałam robić jej masaż serca.

     – Pani Marzeno, uczy pani jeździć konno, ale coś mi się wydaje, że mogłaby pani udzielać jeszcze lekcji aktorstwa – podsumował rozmowę Ryński.

     Dlaczego komisarz podejrzewał, że kobieta nie mówi prawdy?

Chcesz poznać rozwiązanie zagadki? Sięgnij po Detektywa nr 11/2020. Do kupienia TUTAJ.