Zagadkowa śmierć górala. Wyrok prawomocny

Dzięki anonimowi, który ktoś podrzucił pod drzwi sióstr zmarłego, obie panie w ogóle dowiedziały się, że ich brat nie żyje, jest już po jego cichym pogrzebie, a sprawcą jego otrucia jest opiekunka, Dorota B. Kobieta, której przed zgonem zapisał u notariusza cały majątek. Zrobił to dokładnie 3 dni przed swoją śmiercią. Te wszystkie informacje nieustalony do dziś autor zawarł na kartce, którą podrzucił pod dom rodziny Piotra G.

Faktycznie, w wydobytych z trumny i przebadanych przez medyków sądowych zwłokach wykryto antydepresyjny lek o nazwie sulpiryd. Dawka terapeutyczna tego medykamentu przepisywana pacjentom jest bezpieczna. Powinni jej mieć w każdym litrze w ilości od 0,04 a 0,75 miligrama. Okazało się, że Piotr G. miał we krwi i włosach stężenie 39 miligramów na litr, czyli kilkadziesiąt razy więcej. Takiego leku nie przepisał mu żaden lekarz.

Opinia biegłego była jasna: zmarłemu ten lek podawano od kilku tygodni, ale większą jego dawkę musiał zażyć najwyżej dobę przed śmiercią. Stał się po nim osłabiony, bezwolny, w końcu zapadł w śpiączkę i zmarł. Bynajmniej nie w naturalny sposób. To był skutek ostrego zatrucia sulpirydem. Niepożądane działanie mogło spotęgować popicie leku alkoholem. Butelkę wódki odkryto w domu górala. Robotnicy, którzy w tamtym czasie remontowali jego dom, potwierdzili, że widzieli u niego ten trunek.

Z takimi wynikami sekcji zwłok śledczy ostro zabrali się do pracy. Było dla nich jasne, że doszło do zbrodni. Zaczęto prześwietlać życie górala, jego znajomych i personel, który się nim opiekował. Na tym etapie śledztwa wszyscy byli podejrzani. Sprawę w swoje ręce od lokalnej policji przejęli kryminalni z Archiwum X, doświadczeni funkcjonariusze z komórki w komendzie wojewódzkiej z Krakowa, badającej niewyjaśnione zbrodnie i zaginięcia. Oni ustalili, że 69-letni Piotr G. przed laty był dorożkarzem w Zakopanem, potem obrósł w piórka i dysponował olbrzymim majątkiem. Samej ziemi na Podhalu miał hektar, na kontach setki tysięcy złotych, ale żył ubogo, by nie powiedzieć biednie.

To zresztą typowe dla mieszkańców tego rejonu. Stawiają trzypiętrowe domy, ale mieszkają z rodzinami w suterenie, na górnych piętrach zwykle meble mają zasłonięte prześcieradłami, by się nie zakurzyły. Nikt tam nie zagląda, gości się nie zaprasza, taki góralski zwyczaj.

W swojej chałupie Piotr G. nie miał kanalizacji, łazienki i bieżącej wody, bo po co mu takie zbędne luksusy, gdy się ma tysiące na koncie w banku. Ludzie go unikali z uwagi na jego trudny charakter. Porywczy, kłótliwy, niezrównoważony skłonny do agresji, często zmieniał zdanie. Był jednak honorowy i uczciwy. Żony nie miał, dzieci także. Jego pasją było gromadzenie majątku i sukcesywne pomnażanie pieniędzy.

Miał kłopoty z chodzeniem, nadciśnienie, przyplątała się mu także choroba płuc. Z powodu tej dolegliwości korzystał z pomocy lekarzy w ośrodku zdrowia i w zakopiańskim szpitalu chorób płuc. Lekarzem rodzinnym w przychodni był życzliwy mu Jacek H.

Nim w skromne progi Piotra G. zawitała Dorota B., druga bohaterka tej opowieści, miał do pomocy inne kobiety. Najpierw opiekę sprawowała nad nim jedna z jego sióstr -Marianna F. Z wdzięczności za pomoc podarował jej w 2003 roku 53 ary ziemi w centrum Kościeliska. Stosowny dokument podpisano u notariusza. Po pewnym czasie ich relacje się pogorszyły i to na tyle, że Piotr G. zażądał zwrotu darowizny.

Gdy siostra zaczęła kręcić nosem, że tak się nie robi i zacytowała popularne powiedzenie, że „kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera”, jej brat tylko się wściekł. Argument natury religijnej go rozdrażnił. W odpowiedzi zagroził siostrze, że spali jej dom, jeśli nie zwróci mu darowizny. Znając krewkie usposobienie brata, kobieta potraktowała groźbę poważnie i grunty zwróciła. To jednak oznaczało koniec opieki nad Piotrem G.
i wyraźną niechęć do dalszej pomocy. Wówczas druga z jego sióstr zadeklarowała, że się nim zaopiekuje. W 2005 roku Edyta S. z mężem zaczęli doglądać Piotra, dostarczali mu posiłki, dbali o porządek i czystość, ale po 2 latach sielanka się skończyła. Doszło do incydentu, podczas którego Piotr bez powodu zaatakował szwagra, który przywiózł mu obiad. Wystraszony i obrzucony wyzwiskami Marek S. powiedział, że jego noga więcej w domu Piotra nie postanie. Po prostu bał się o swoje życie.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 8/2024 (tekst Marcina Grzybczaka pt. Zagadkowa śmierć górala). Cały numer do kupienia TUTAJ.