Zbigniew Czajka zdjął z jej nóg buciki, następnie rajtuzy i majteczki. Położył wystraszone dziecko na tapczanie. Przyciskając lewą ręką róg kołdry do twarzy Ingi, drugą odpinał pasek u spodni. Po dokonaniu brutalnego gwałtu, wciągnął spodnie, z szuflady w kuchni wyjął młotek i obuchem uderzył płaczącą dziewczynkę. Z główki popłynęła krew…
Wiadomość o zaginięciu dziewczynki w niedzielne popołudnie, 2 kwietnia 1978 roku, obiegła lotem błyskawicy dolnośląską Świdnicę. 5-letnia Inga, oczko w głowie rodziców i starszego rodzeństwa, nie wróciła z placu zabaw, gdzie bawiła się z dziećmi. Poszukiwania wokół domu okazały się bezskuteczne, zdezorientowani rodzice zawiadomili o fakcie zaginięcia córki Milicję Obywatelską.
Zaniepokojenie o jej los udzieliło się też sąsiadom. Zadawano sobie setki pytań. Zaglądano niemal w każdy kąt ulicy Trybunalskiej, bocznych Długiej i Różanej, rozmawiano z jej koleżankami i kolegami. Nadaremnie. Do akcji wkroczyli funkcjonariusze mundurowi i kryminalni. W czasie gdy jedna grupa zajęła się ustalaniem ewentualnych świadków, druga typowała osoby podejrzewane o uprowadzenie dziewczynki. Założono, że mógł tego dokonać mężczyzna, jak i kobieta. Liczyła się każda minuta.
Nastawiony budzik musi zadzwonić
Świdnicka milicja, która rozpoczęła śledztwo w sprawie zaginięcia 5-latki, miała ciężki orzech do zgryzienia. W tej sprawie nie było żadnego punktu zaczepienia. Przyjęto, że motywem działania przestępcy mogła być chęć zaspokojenia popędu płciowego i wybór ofiary był przypadkowy. Ponadto – przyjęto założenie, że porywacz może mieszkać w tym rejonie lub czasowo przebywać ze względu na pracę, kontakty rodzinne lub towarzyskie.
Kolejne kroki były rutynowe. Zabrano się do przeglądania kartoteki sprawców podobnych czynów, rejestru śledztw i dochodzeń w samej Świdnicy i całym ówczesnym województwie. Liczono, tak jak zawsze, na znajomość elementu przestępczego. A także informacje o zwolnionych z zakładów karnych, przebywających na urlopach, przepustkach skazanych za przestępstwa na tle seksualnym.
Poszukiwania nie przynosiły spodziewanego efektu. Zastępca naczelnika uspokajał zniecierpliwionych brakiem postępu, swoim stałym zapewnieniem: „Nastawiony budzik musi zadzwonić”.
Późna pora ograniczała działania penetracyjne, operacyjne i procesowe. Informację o zaginięciu dziecka przekazano do komendy wojewódzkiej w Wałbrzychu oraz do Warszawy.
Zbigniew Czajka
Wreszcie pojawiło się to coś, co pozwoliło ruszyć stojące w miejscu śledztwo. Trzy kolejne osoby, niezależnie od siebie, wspomniały o przechodzącym w tym czasie przez podwórko Zbigniewie Czajce, mieszkającym od jakiegoś czasu u Jadwigi W., sąsiadki z tej samej klatki schodowej.
6-letni Kamil widział Ingę idącą obok tego mężczyzny. Zauważył, że „temu panu jakoś dziwnie plątały się nogi”.
Milicjanci postanowili go odszukać. Nie zastali mężczyzny w mieszkaniu. Jadwiga W. potwierdziła, że Czajka mieszka u niej, a obecnie przebywa u jej rodziny w Wałbrzychu. Jeden z kryminalnych chciał umyć ręce. Drugi zerknąć z dużego pokoju na podwórko i gdy spojrzeli na siebie w przedpokoju wiedzieli, że w domu tym doszło do tragedii. Gdy jedna ekipa przeprowadzała śledcze oględziny miejsca zdarzenia, druga jechała po sprawcę zabójstwa dziewczynki, której ciało znaleziono w piwnicy, do Wałbrzycha.
Dramatyczne wołanie o pomoc?
Zbigniew Czajka urodził się w Gniewie, jego matka zmarła gdy miał 4 lata. Ojciec ożenił się, pojawiły się dzieci. Ukończył szkołę podstawową, w zawodówce nauczył się murarstwa.
Kiedy koledzy odsłaniali rodzinne sekrety, on łapał się na tym, że o rodzinie swojej nieżyjącej mamy wie niewiele. A o ojca jeszcze mniej. Dręczyły go luki w genealogicznym drzewie. Wścibska sąsiadka poinformowała, że gdy ojciec wrócił z wojennej zawieruchy w 1946 roku, dowiedział się, że jego żona, przed kilku dniami urodziła chłopca, Zbyszka.
Od tej pory zaczęły się ucieczki z domu, kradzieże, włamania, co skutkowało pobytem w poprawczaku w Świdnicy.
Czy w ten sposób chciał zwrócić na siebie uwagę, szukał pomocy? Dzisiaj, po upływie kilkudziesięciu lat, nie sposób odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Zakład Poprawczy i Przytułek dla Ubogich, który powstał na mocy dekretu z 31 sierpnia 1800 roku, wydanego w Lesznie przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, nie pomógł mu w zawróceniu ze złej drogi.
W 1967 roku schronisko dla nieletnich zostało połączone z zakładem poprawczym w jedną instytucję, Zakład Poprawczy i Państwowe Schronisko dla Nieletnich w Świdnicy. Połączenie wymusiła ekonomia, niestety stało się kosztem spraw pedagogicznych – przyznano po latach.
Mogło to mieć wpływ na dalsze losy jego wychowanka Zbigniewa Czajki?
Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa 4/2024 (tekst Jerzego Kirzyńskiego pt. Zabiłem i zgwałciłem Ingę!). Cały numer do kupienia TUTAJ.