Zbrodnia pod przykrywką konia

Końska historia. Naprawdę końska, bo to koń został wyznaczony do spełnienia roli zabójcy. Mimo że nie był pytany o zdanie, aczkolwiek wiele wskazywało na to, że odpowiednie predyspozycje, jak to się mówi, miał. Jak wyglądała zbrodnia?

Józef Kubiak, gospodarz zamieszkały w pagórkowatej mazurskiej wiosce Ruda Żeliska, miał konia, który – jak opłotkowa fama głosiła – pochodził w prostej linii od Belzebuba, a jeżeli nawet nie od niego, to na pewno od jakiegoś innego diabła, który nienawidził rasy ludzkiej. Tenże diabelski koń nudził się w stajni, bo przecież na pole od dawna wyjeżdżały już traktory, a Kubiakowy zwierz nie miał żadnego zajęcia. Nic dziwnego, że wierzgał i kopał na wszystkie strony tak mocno, że strach było podejść. Ponieważ w gospodarstwie zwierzyna chodziła luzem, więc niejedna kura czy kaczka wpadła pod rozsierdzone kopyta, wywołując tym samym uszczerbek w majętności właścicieli.

Kubiak od jakiegoś czasu próbował sprzedać utrapieńca. Bez powodzenia, bo cała gmina wiedziała, że to potomek diabła, zamieniony w złośliwe zwierzę i do tego nieochrzczone.

Zbrodnia w atmosferze namiętności

Józef miał 35 lat, był niezwykle pracowity i ambitny. Za cel swojego życia postawił sobie udowodnienie społeczności wiejskiej, że stać go na więcej niż ma. Uważał, że dorobi się znacznego majątku i będzie z góry spoglądał nawet na tych sąsiadów, którzy mieszkają na wyższych pagórkach niż on sam. A miał sporo, bo 13 hektarów ziemi do zaorania, obsiania i zebrania tego, co ta ziemia urodzi. Tylko dom stał byle jaki, bo dwuizbowy z niewielką dobudówką, a przecież w planie było domisko, a może nawet pałac… Z tego względu Józef tyrał od świtu do nocy, każdy o tym wiedział i podziwiał, bo inaczej nie wypadało.

Jego żona, Krystyna, była 10 lat młodsza, a na dodatek urodziwa i napełniona temperamentem takim, że aż iskrzyło, kiedy chłop się zbliżył. Józefa stać było wprawdzie na zaspokojenie żoninej gorącości, co mógł, to zrobił, a zrobił, a jakże, dwójkę fajnych chłopaków. Taki luksus małżeński nie mógł trwać wiecznie. Owszem, w małżeńskim łożu leżała gotowa na wszystko żona, ale na 13 hektarach leżała robota, której trzeba było sprostać. Wybór nie był łatwy. Tym bardziej że Józef, kiedy wracał do domu, zasypiał na stojąco, czym akurat nie budził entuzjazmu u rozpalonej dziewczyny.

Pierwsza pomoc sąsiedzka

I tak leciało, ale do czasu. W pewnym momencie Krystyna doszła do wniosku, że na rozbudzenie sennego męża jest tylko jeden sposób. Mianowicie niezbędny może okazać się pomocnik, który weźmie na siebie część roboty w polu. Z chłopska mówiąc – parobek.

Rozejrzała się po okolicy i znalazła jednego, ponoć pracowitego i zawsze gotowego do pomocy. Edward Bucior był 40-letnim kawalerem, człowiekiem sympatycznym i uczynnym, a na dodatek bez własnego domu. Ciągle mieszkał u kogoś, komu akurat pomagał. Wprawdzie natura nie wyposażyła go w posturę Herkulesa. A mówiąc dokładniej, był nawet o pół głowy niższy od Krystyny, ale szerokie ramiona świadczyły o dużej sile, a przecież o to przede wszystkim chodziło.

Zbrodnia. Strategiczny niewypał

Niestety, Kubiakowa nie osiągnęła celu. Kiedy małżonek zobaczył pomocnika przy robocie, odczuł potrzebę rywalizacji. Zamiast zwolnić tempo i większość zajęć przekazać Edwardowi, zabrał się do dzieła jeszcze energiczniej, a rezultat był taki jak dotychczas. Pod koniec dnia gospodarz nadal nie nadawał się do regulowania temperamentu małżonki.

Tymczasem Edward błyszczał energią nawet po ciężkiej robocie. A na dodatek łakomym okiem spoglądał na ponętną gospodynię, nie śmiejąc jednak, broń Boże, zaproponować jej podzielenia się tą energią. Wszak jako parobek od dawna wiedział, z czym wiąże się znane na wsi porzekadło „nie dla psa kiełbasa”.

Było tak do momentu, gdy Krystyna nie wytrzymała, sama dając chłopu do zrozumienia, że liczy na usługi nie tylko gospodarskie. Zanim jednak do czegoś doszło, dziewczyna demonstracyjnie pokłóciła się z mężem i zarządziła, że od pewnej niedzieli ona będzie nadal spać w pokoju, dzieci w małym pokoiku obok jak zawsze, a małżonkowi ustawi się osobne łóżko w obszernej kuchni i tak będzie najlepiej.

Józef z trudem przełknął odstawienie od wspólnego łoża, na końcu jednak ujął się honorem i uznał, że małżonce coś odbiło, ale za jakiś czas przywróci go do łask. I tak zamknął się decydujący rozdział w ich dotychczasowym, prawie szczęśliwym pożyciu.

Otworzył się natomiast nowy rozdział, w którym główną, jednak utajnioną rolę zaczął spełniać parobek. Okazał się równie temperamentny jak jego gospodyni. A może nawet bardziej, bo jego gotowość bojowa przeszła wszelkie oczekiwania nienasyconej dotąd małżonki wiecznie zmęczonego Józefa.

Zbrodnia pod przykrywką konia. Chcesz poznać kulisy tej dramatycznej sprawy? Sięgnij po Detektywa nr 10/2022 (tekst Jana Pazurskiego pt. Końska historia). Cały numer do kupienia TUTAJ.