Zgwałcił byłą dziewczyną, jego matka na to patrzyła

Naciągnął Ewelinie worek foliowy na głowę. Myślała, że zaraz ją zabije. Jednak on zaczął jej ściągać spodnie i majtki. Chociaż się szarpała i wiła, stłumił jej opór ciosem pięści. Położył się na niej i zgwałcił. W tym czasie jego matka, jak gdyby nigdy nic, przeglądała swój telefon. Potem Marcina miał zastąpić młodszy brat, ale zrezygnował. Zmusili Ewelinę, żeby poszła z nimi kilkanaście metrów. Adrian wziął łopatę. Zaczął kopać dół w ziemi. Mówili, że tu będzie jej grób. Straszyli, że zakopią ją w żywcem. A potem Marcin Z. raz jeszcze brutalnie ją zgwałcił.

Trzyosobowy skład sędziowski wydał wyrok skazujący po krótkiej naradzie. Był to sąd, rzec można, kapturowy, nie przeprowadził postępowania dowodowego, lecz oparł się wyłącznie na własnych domniemaniach. Wymiar kary też został bardzo szybko wyznaczony. Ponieważ ten sąd łączył w sobie instytucję kata, kolejnym punktem były przygotowania do egzekucji. Schowali do bagażnika szpadel. Mieli nim wykopać grób.

Chłopak z niebieskiej toyoty

W 2019 roku 16-letnia Ewelina W., uczennica szkoły średniej w Chełmie, poszła na pierwszą w swoim życiu prawdziwą „domówkę”, zorganizowaną w mieszkaniu szkolnej koleżanki i jej siostry. Oczywiście bez obecności rodziców obu dziewczyn. W związku z tym państwo W. wahali się czy pozwolić córce tam iść. Słyszeli bowiem, że takie imprezy nie mogą się obyć bez trzech rzeczy: alkoholu, dragów i przypadkowego seksu. A Ewelina była taka niewinna, jeszcze do niedawna bawiła się lalkami i słuchała piosenek dla dzieci.

– Ale z was beton – obruszyła się Ewelina na wątpliwości rodziców. – Słuchacie jakichś mainstreamowych bzdur i łykacie wszystko, jak młode pelikany. Spokojnie, nikt mnie tam nie zgwałci i nie naszprycuje świństwami. To impreza klasowa, będą sami swoi.

Po głębokim namyśle, ale nie bez wątpliwości, rodzice wreszcie się zgodzili. W końcu też byli w jej wieku i też chodzili na „domówki”, zwane wówczas prywatkami. Ale nie ma nic za darmo. Dziewczyna musiała przyrzec, że wróci do domu przed północą, jej oddech będzie wolny od tytoniu i alkoholu (o innych używkach nie wspominając), i że będzie odbierać od nich telefony sprawdzające. Konsekwencją niedotrzymania obietnicy w którymkolwiek z tych trzech punktów będzie zakaz udziału w przyszłych tego typu imprezach. O nowym smartfonie też niech zapomni.

– No już, dobrze, dobrze… – mruknęła zirytowana nastolatka.

***

Nie wchodziła w dalszą dyskusję z rodzicami, bo nie miała ona najmniejszego sensu. Starsi już tacy są, dzień bez trucia w stylu „za moich czasów…” to dla nich dzień stracony.

Okazała się jednak zdyscyplinowana. Wróciła o czasie, trzeźwa jak aktywistka Armii Zbawienia, i na dodatek jeszcze radośnie uśmiechnięta. „Starsi” zaliczyli jej na plus, że nie wracała piechotą po nocy, lecz ktoś odwiózł ją samochodem. Kierowca niebieskiej toyoty, młody, dobrze zbudowany mężczyzna, wysiadł na chwilę z auta i pomachał jej na pożegnanie. Następnego dnia matka spytała Ewelinę, kto to był.

– Kolega – odparła zdawkowo, udając obojętność.

Mężczyzna z toyoty, imieniem Marcin, nie był jej kolegą. Poznała go poprzedniego dnia na imprezie. Nie chodził z nią do klasy ani nawet do szkoły, miał bowiem 21 lat. Matka nie mogła się dowiedzieć, że Ewelina była jedną z dziewczyn, które Marcin zauroczył swoją osobą. Zaś fakt, że spośród innych, właśnie ją odwiózł do domu, mogło oznaczać, że między nimi zaczęła się tworzyć jakaś chemia.

To nie była miłość – jakiś czas później ją zgwałcił

Znajomość Eweliny z Marcinem Z. nie zakończyła się na tej jednej podwózce. Zaczęli się spotykać, chodzili na imprezy i po lokalach. Marcin imponował 16-latce obyciem towarzyskim, pewnością siebie, opiekuńczością. Czuła się przy nim bezpiecznie, ufała mu. Bywała u niego w domu, poznała jego matkę i brata, którzy odnosili się do niej bardzo życzliwie. Mieszkali w miejscowości L., kilkanaście kilometrów od Chełma.

– Potrzeba mu takiej dziewczyny, jak ty – uśmiechała się do niej Agnieszka Z.

Traktowała Ewelinę jak koleżankę, prosiła, aby jej mówiła po imieniu, raz czy dwa pojechały na babskie zakupy.

Ewelina zakochała się w starszym o 5 lat mężczyźnie pierwszą dziewczęcą miłością. Na poważnie wiązała z nim swoje plany życiowe. W domu nic nie powiedziała, częste wyjścia tłumaczyła spotkaniami z rówieśnikami. Prosiła Marcina, żeby nie przyjeżdżał pod jej blok, umawiali się w takich miejscach, aby nikt ich nie zobaczył.

Ale miłość Eweliny do Marcina była jednostronna. On nie odwzajemniał jej uczucia. Spotykał się z nią i zabierał ją na imprezy, by pochwalić się przed kumplami młodą, ładną laską. Jednak traktował ją przedmiotowo, kiedy nie miał ochoty jej widzieć, zbywał ją bajeczkami, że jest zajęty. W rzeczywistości bez skrępowania spotykał się z innymi dziewczynami.

Zgwałcił ją aby ją zastraszyć…

Po kilku tygodniach zauroczenia Marcinem Ewelina zaczynała się domyślać, że nie jest dla niego najważniejszą osobą. Dostrzegała też inne niepokojące sygnały: Marcin łatwo wpadał w gniew, a wtedy bywał dla niej nieprzyjemny, raziły ją też jego upodobania do narkotyków. Na imprezach otwarcie palił trawkę, od czasu do czasu wciągnął coś mocniejszego. Namawiał ją, by też spróbowała i był niezadowolony, gdy odmawiała. Zaczęła podejrzewać, że nie tylko sam zażywa, ale też handluje prochami. Bo skąd by miał tyle pieniędzy? Przecież nigdzie nie pracował, matka i brat także nie sprawiali wrażenia krezusów. Na skutek tego zaczęła się od niego oddalać. Już nie uważała go za ósmy cud świata. Ich związek posypał się na początku 2020 roku… Niedługo później Marcin zgwałcił Ewelinę…

Chcesz poznać wstrząsające kulisy tej znajomości? Sięgnij po Detektywa 5/2022 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Przejażdżka do piekła). Cały numer do kupienia TUTAJ.