Złodziej: nie zdążył ukraść i został zatrzymany

Złodziej nie zawsze potrafi okraść. Niepozorny, parterowy budynek stojący w pobliżu lotniska w W. nikomu nie wydawał się godny zainteresowania. A tym bardziej nie wyglądał na taki, do którego warto się włamywać. Pobudowany z czerwonej cegły i przykryty blaszanym dachem miał, co prawda, zakratowane okna i metalowe drzwi, ale tak wygląda wiele budynków będących własnością Energetyki, PKP, czy innych firm. I jak one otoczony był siatką zwieńczoną drutem kolczastym starego typu i to wyglądało na jego całe zabezpieczenie. Tablica umieszczona na budynku informowała, że należy on do miejscowego przedsiębiorstwa obsługującego linie tramwajowe.

Ponieważ znajdował się w sporym oddaleniu od jakichkolwiek zabudowań, w listopadzie 2019 roku upatrzyli go sobie dwaj mieszkańcy W. Uznali, że warto byłoby zajrzeć do środka, aby przekonać się, czy nie ma tam wartościowych przedmiotów. Wcześniej oczywiście dokładnie zbadali przyległy teren pod kątem obecności ewentualnych kamer, czy innych zabezpieczeń. Zadowoleni stwierdzili, że żadnych nowoczesnych zabezpieczeń tam nie ma.

40-letni Arkadiusz C. proponował, żeby na próbę zbić szybę kamieniem i zobaczyć z daleka, czy coś się będzie działo. Starszy o 5 lat Piotr W. odrzucił ten pomysł. Twierdził, że po takim zdarzeniu na pewno założą jakieś kamery, kiedy właściciele budynku zobaczą zbitą szybę.

Uznali więc, że należy się włamać dopóki kamer nie ma i przygotowali odpowiedni sprzęt, czyli dwa rowery, nożyce do cięcia drutu i akumulatorową szlifierkę kątową do cięcia krat. Ciemną listopadową nocą, w niedzielę, podeszli pod budynek. Po drodze nikogo nie spotkali, wiec przeciąwszy siatkę szybko dostali się do okna i zaczęli przecinać kratę. Nie była zbyt mocna i zakotwiczona tylko w czterech miejscach, więc poszło im szybko. Wokół nadal nic się nie działo, więc podważyli skrzydło okna i udało im się je otworzyć.

Złodziej w opałach

Przez pewien czas zdziwieni i mocno zawiedzeni świecili latarką do wnętrza, gdzie spodziewali się znaleźć narzędzia monterskie i inne przedmioty, które można byłoby ukraść i łatwo sprzedać. Tymczasem w środku było tylko kilka metalowych urządzeń wyglądających, jak blaszana szafa z migającymi światełkami.

Zdecydowali, że Arkadiusz C., jako ten młodszy, wejdzie przez okno i rozejrzy się. Trochę czasu spierali się o to, czy warto, ale w końcu mężczyzna wgramolił się na parapet i wskoczył do środka. I nagle w tym momencie pod budynek zajechały dwa samochody, z których wyskoczyli ludzie w ciemnych ubraniach i świecąc silnymi latarkami zaczęli wykrzykiwać rozkazy o położeniu się na ziemię, bo będą strzelać.

Piotr W. szybko wykonał polecenie, choć oślepiony nawet nie wiedział, kto każe mu się położyć. Uznał jednak, że to nie jest takie istotne w sytuacji, kiedy ktoś krzyczy, że będzie strzelać. Natomiast Arkadiusz C. przyjął inną strategię. Schował się w środku budynku za jedną z szaf z migającymi światełkami i udawał, że go nie ma.

Złodziej i jego wspólnicy. Chcesz wiedzieć jak zakończyła się ta historia i poznać podobne? Sięgnij po Detektywa 6/2022 (tekst Dariusza Gizaka pt. Niefart). Cały numer do kupienia TUTAJ.