Złodzieje na targach Amberif. Wyjechali z Gdańska zaraz po zakończeniu targów. Byli zmęczeni i tak głodni, że w Sopocie postanowili zjeść kolację.
Zostawili samochód przed chińską restauracją na obrzeżach miasta i zamówili potrawy. Wrócili mniej więcej po godzinie. Samochód stał na swoim miejscu, ale jego tylna szyba była rozbita w drobny mak. Przepadło wszystko, z czym przyjechali na targi.
Międzynarodowe Targi Bursztynu, Biżuterii i Kamieni Szlachetnych Amberif w Gdańsku to najbardziej prestiżowa i największa impreza branży jubilerskiej w naszej części Europy. Jej pomysłodawcą był gdański bursztynnik, jubiler i autor biżuterii artystycznej Giedymin Jabłoński. W jego zamyśle targi miały promować bursztyn oraz wykonane z niego wyroby artystyczne.
Złodzieje na targach Amberif
Targi zorganizowano po raz pierwszy jesienią 1994 roku. Na powierzchni zaledwie 300 m2 swe wyroby prezentowało wówczas 49 wystawców. Jednak impreza z roku na rok zyskiwała na znaczeniu i ostatecznie stała się wiodącym tego typu przedsięwzięciem w Polsce. I jednym z ważniejszych na świecie. W 2018 roku wystawców było już ponad 400. A wystawy współczesnej sztuki złotniczej połączono z warsztatami, wernisażami, pokazami i sympozjami naukowymi przeznaczonymi dla znawców oraz miłośników jubilerstwa. Uznanie zyskał też konkurs promujący nowatorskie wzornictwo. Organizowano go w trakcie targów, by nagrodzić najciekawsze i najbardziej inspirujące wyroby wykonane z bursztynu. Jego celem było propagowanie wzornictwa i prezentowanie ciekawych rozwiązań artystycznych w sztuce jubilerskiej.
Targi Bursztynu i Biżuterii Amberif odbywają się dwa razy w roku (wczesną wiosną oraz wczesną jesienią) i są okazją do spotkań artystów, bursztynników oraz przedstawicieli branży jubilerskiej. Impreza ma charakter branżowy i jest zamknięta dla szerszej publiczności. Znaczy to, że na teren hal targowych dostać się mogą tylko te osoby, które uzyskały odpowiednią akredytację. Z racji charakteru imprezy jest to wymóg konieczny. Wszak w trakcie targów prezentowane są wyroby wykonane z metali i kamieni szlachetnych, a więc z najbardziej pożądanych na świecie surowców. W halach targowych jest ich zatrzęsienie, a skoro tak, to o oszustów i złodziei łatwo. Udzielane przez organizatorów akredytacje miały wyeliminować ich z udziału w targach, ci jednak łatwo wykluczyć się nie dali. Co jakiś czas, podczas trwania wydarzenia, dochodzi niestety do kradzieży lub oszustw.
Walizka z diamentami
Do najgłośniejszej kradzieży na Międzynarodowych Targach Bursztynu, Biżuterii i Kamieni Jubilerskich doszło w marcu 2007 roku. Wtedy dzisiejszego Centrum Wystawienniczo-Kongresowego jeszcze nie było. Targi odbywały się w Oliwie, w halach, po których obecnie nie ma już śladu. Dziś na tym terenie stoi osiedle mieszkaniowe.
W środę, 14 marca, około godziny 18, biorący udział w targach wystawcy z belgijskiej firmy Benelux Diamonds NV w Antwerpii umieścili w pomieszczeniu depozytowym Międzynarodowych Targów Gdańskich walizkę, w której miało znajdować się 230 brylantów. Niektóre z nich miały ponoć nawet centymetr średnicy, zawartość walizki była zatem bardzo cenna.
Organizatorzy targów dobrze zabezpieczyli pomieszczenie depozytowe. Zaopatrzonego w metalowe drzwi wejścia strzegli pracownicy ochrony, a kosztowności umieszczano w specjalnie do tego przystosowanych pancernych skrzyniach. Wydawało się, że tak chronionych kosztowności ukraść się nie da, kiedy jednak rankiem następnego dnia Belgowie zgłosili się po odbiór walizki, tej w depozycie nie było. Niezwłocznie wezwano policję, o zaistniałej sytuacji powiadomiono też zarząd Międzynarodowych Targów Gdańskich.
Złodzieje na targach Amberif
Śledztwo w sprawie zniknięcia cennego depozytu prowadziła gdańska policja pod nadzorem prokuratury okręgowej. Przesłuchano świadków, zabezpieczono ślady, przestudiowano zapisy kamer monitoringu i okazało się, że przed pojawieniem się przedstawicieli firmy Benelux Diamonds po odbiór walizki, zgłosił się w depozycie młody, liczący około 30 lat mężczyzna. Ubrany w czarną koszulę i elegancki garnitur tego samego koloru człowiek dysponował dwiema kartami chipowymi umożliwiającymi wstęp do pomieszczenia depozytowego. Dlatego mężczyźnie wydano walizkę i zaraz po tym człowiek ten przepadł bez śladu. Według zeznań pracowników ochrony najprawdopodobniej nie był on Polakiem. Nikt jednak nie potrafił wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie kart chipowych, z pomocą których dostał się do depozytu
Przedstawiciele poszkodowanej firmy oszacowali poniesione przez siebie straty na 1,5 mln dolarów. A skoro tak, to w walizce musiały znajdować się diamenty o wadze około 1875 karatów. W Polsce taki łup trudno byłoby upłynnić. Brylanty o wadze powyżej jednego karata mają przecież wykonany specjalną techniką certyfikat, świadczący o ich pochodzeniu, a polski rynek diamentów jest, jak dotąd, dość hermetyczny. W naszym kraju takie brylanty trudno byłoby sprzedać, przypuszczać więc należy, że sprawca kradzieży (jeżeli taki oczywiście był) opuścił nasz kraj zaraz po dokonaniu przestępstwa
Policja sporządziła portret pamięciowy mężczyzny, wkrótce też znaleziono walizkę wyniesioną z depozytu. Porzucono ją na zapleczu jednego ze sklepów w pobliskiej Rumii, jednak diamentów wewnątrz niej nie było. Z walizki zdjęto odciski palców i pobrano próbki DNA, a mimo to śledztwo utknęło w martwym punkcie. Nie pomogła nawet nagroda w wysokości 20 tys. złotych, przeznaczona dla każdego, kto przyczyni się do ujęcia sprawcy. Diamenty przepadły bez śladu, choć policja prowadziła zakrojone na szeroką skalę poszukiwania.
Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 10/2023 (tekst Pawła Pizuńskiego pt. Złodzieje na targach Amberif). Cały numer do kupienia TUTAJ.