Zmasakrowane ciała. Gdzie jest morderca?

Policja znalazła zmasakrowane ciała za domem, w komórce na opał. Zwłoki były związane sznurkiem nylonowym, a jednemu z denatów ręce skrępowano paskiem od spodni. W tej sprawie został skazany syn jednego, a bratanek drugiego z zamordowanych. To jednak nie on jest zabójcą…

Zuzanna B. dawno wyprowadziła się z domu, miała swoją rodzinę, ale co jakiś czas zaglądała do ojca, Andrzeja N. Mężczyzna nie radził sobie w życiu. Mieszkał w Słupsku razem ze swoim bratem, w niewielkim domu odziedziczonym po rodzicach, położonym między supermarketem, a cmentarzem komunalnym. Choć dom to właściwie słowo na wyrost. Ot, rudera z obsypującym się tynkiem, powybijanymi szybami w oknach. Bracia Andrzej i Włodzimierz żyli z zasiłków i zbierania złomu.

Zuzanna zawsze, kiedy przychodziła w odwiedziny do ojca i wuja, czuła żal na widok obrazu nędzy i beznadziei, w jakiej żyli bracia. Miała jeszcze w pamięci letnie dni wakacji, które jako dziecko spędzała u dziadków. Ogród, w którym jako kilkulatka bujała się na huśtawce, teraz był zagracony śmieciami i złomem. Na środku leżało kilka ram po starych rowerach, zdekompletowana mała lodówka, zardzewiała ościeżnica drzwi wyniesiona zapewne z rozbiórki jakiejś innej rudery w mieście. Był też sfatygowany wózek dziecięcy.

Ostatnia wizyta

Wrześniowe wieczory 2010 roku robiły się już chłodne, a Zuzanna chciała zapytać ojca, czy nie potrzebuje jakichś ciepłych rzeczy. Mogła przecież podarować mu kilka ciuchów, których jej mąż już nie nosił, a które ogrzeją grzbiet jej nieporadnemu życiowo ojcu. Miała tylko nadzieję, że zastanie tatę i wuja trzeźwych, co wcale nie było takie oczywiste. Od lat już topili smutki swojej beznadziei w rozmaitych w tanich winach i nalewkach. Było ciemno, więc zawołała z ganku ojca, ale nikt się nie odezwał, uchyliła ostrożnie drzwi i zajrzała do środka. Nie wchodziła, bo kiedyś już w ten sposób natknęła się na jakiegoś nieznanego jej mężczyznę, jak się później okazało, kompana ojca od butelki.

Wyszła z posesji i skierowała się do sąsiada. Wiesław M. to solidny człowiek, na którego zawsze mogła liczyć. Miał oko na jej ojca i wuja, ale teraz przyznał, że ani Andrzeja, ani Włodka nie widział od dwóch dni. Razem z Zuzanną zdecydowali – wejdą do domu i przeszukają go; może bracia śpią pijani.

– W środku było istne pobojowisko. Telewizor leżał na podłodze w dużym pokoju, obok połamane krzesło. A podłoga w kuchni umazana była jakąś brązową breją – mówił mężczyzna.

Makabryczne znalezisko. Zmasakrowane ciała

Wyposażeni w latarki zrobili obchód posesji. W połowie jednak dali sobie spokój, bo po ciemku łatwo było skaleczyć się o metalowe elementy złomu porozrzucane po całym podwórzu. Zuzanna wezwała policję, bała się, że coś złego mogło spotkać jej ojca i wuja. Pierwszy raz zdarzyło się, że nie zastała ich w domu. Niepokoiła się, bo – jak wynikało z relacji sąsiada – mężczyzn nie było w domu już kilka dni.

Policjanci, przybyli na miejsce, jeszcze tego samego wieczora znaleźli ciała obu mężczyzn w komórce na węgiel, usytuowanej obok pozostałości przydomowego sadu. Zwłoki leżały na klepisku, były skrępowane brudnymi, zużytymi sznurkami nylonowymi, niegdyś zapewne wykorzystywanymi do suszenia upranych rzeczy. Dodatkowo ręce Włodzimierza N. zostały unieruchomione paskiem od spodni z włókna syntetycznego. Z oględzin zwłok, które miały ślady pobicia, jasno wynikało, że ktoś musiał przyczynić się do śmierci mężczyzn. Lekarz sądowy, który na zlecenie prokuratora przeprowadził sekcję zwłok, stwierdził, że mężczyźni musieli być kopani po całym ciele, bici pięściami i uderzani bliżej nieokreślonym. Prawdopodobnie drewnianym przedmiotem (w jednej z zadanych Andrzejowi ran, tej znajdującej się na głowie, utkwiła drzazga drewna częściowo pokrytego lakierem). Opis przedmiotu i charakterystyka zadanych ran pasowały do… nogi od krzesła (tego samego, które leżało połamane w pokoju w domu), którą znaleziono porzuconą za komórką na opał.

***

Biegły orzekł, że w przypadku obu mężczyzn zgon nastąpił nie z powodu jakiegoś jednego konkretnego obrażenia. Jak to się często zdarza w sprawach dotyczących zabójstw (np. pchnięcia nożem i uszkodzenia w ten sposób ważnych narządów wewnętrznych). Tu śmierć była wypadkową wykrwawienia i wyziębienia. Krótko mówiąc, ani Andrzej, ani jego brat Włodzimierz, nie zmarli nagle. Oceniono, że zgon jednego i drugiego nastąpił w porównywalnym czasie, a ciała leżały w komórce około trzech dób.

Zmasakrowane ciała. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 2/2023 (tekst Macieja Czernika pt. Morderca zapadł się pod ziemię). Cały numer do kupienia TUTAJ.