Znęcali się nad niewinnym chłopakiem

W ustronnym lasku w Sopocie Patrycja, Daniel, Marcin i Dawid znęcali się nad Marianem. Patrycja wpadła na pomysł, by wypalone papierosy gasić na ciele chłopaka. Żaden pet nie mógł się zmarnować. Papierosy gasili gdzie popadło – na rękach, a nawet na twarzy Mariana. Gdy chłopak krzyczał z bólu, ich to bawiło. Później Daniel przypomniał sobie, że ma przecież w samochodzie wiatrówkę.

Daniel umówił się z kolegami telefonicznie. Powiedział, że ma jakąś sprawę do załatwienia i chciał, żeby tamci mu pomogli. Póki co, szczegółów nie zdradzał. Jako pierwszy dołączył do niego Marcin. On również mieszkał w Gdańsku, więc był pod ręką. Wsiedli razem do należącego do Daniela czarnego opla i pojechali po Dawida, który pochodził z pobliskiego Kleszczewa. Gdy ten wsiadł, ruszyli z kopyta w dalszą drogę. Daniel był wkurzony. Jakiś chłopak uderzył jego dziewczynę, a on puścić tego płazem nie zamierzał. Chciał wymierzyć karę, a koledzy mieli mu pomóc znaleźć winowajcę. Liczył zwłaszcza na Dawida. On znał ponoć kogoś, kto mógł wiedzieć, gdzie należy szukać sprawcy.

– Kto to jest? – zapytał Daniel Dawida.

– Taki menel – odparł tamten. – Jest kolegą tego twojego „Koja”.

– Wiesz, gdzie go szukać?

– Jest przy sklepach na Matarni – odparł Dawid i Daniel skręcił w ulicę prowadzącą w stronę przedmieścia.

Matarnia to chyba największe w Gdańsku centrum handlowe. Daniel jechał dość szybko, wkrótce więc tam dotarli. Wjechali na parking, zatrzymali się opodal sklepu z elektroniką i wyruszyli na poszukiwania kolegi „Koja”. Chłopak miał na imię Marian.

Dopaść „Koja”

Mariana znaleźli nieopodal Ikei, gdzie zwykle korzystał z darmowej kawy. Robił to, co zwykle, czyli żebrał (żył z tego, co dali mu ludzie; mieszkał gdzie popadło). Gdy dopadli go tamci trzej, 18-latek przestraszył się. Daniel, Marcin i Dawid byli od niego o kilka lat starsi, silniejsi i gardzili nim. Uspokoił się, gdy powiedzieli mu, że nie szukają jego, lecz „Koja”. Zapytany, czy wie, gdzie tamten się podziewa, obiecał, że pomoże im go znaleźć.

Wsiedli do samochodu. Ruszyli w stronę miasta, zanim jednak przystąpili do poszukiwań, pojechali na dworzec autobusowy, gdzie dołączyła do nich Patrycja, nowo poznana koleżanka Daniela. Podobnie jak Marian miała dopiero 18 lat i pochodziła z Bytowa. Wiedziała, co się stało i też chciała włączyć się do poszukiwań, te jednak nie przebiegały zbyt obiecująco.

Przyda się trochę kasy

„Koja” nie było ani na dworcu kolejowym, ani też w przejściu podziemnym łączącym perony z Podwalem Grodzkim. „Kojo” bardzo często tam żebrał lub szukał darmowego poczęstunku, ale teraz jakby zapadł się pod ziemię. Nie było go ani w Madisonie, ani w Wielkim Młynie, ani też w żadnej z pobliskich jadłodajni. Daniel był zły jak diabli, a swoją złość zaczął wyładowywać na Marianie. Gdy ten ostatni zasugerował, że „Kojo” może być w Sopocie, postanowili tam pojechać. Na popularnym Monciaku zawsze jest przecież pełno ludzi, więc może chłopak też tam się kręci. Poza tym pomyśleli, że warto zaopatrzyć się w piwo, a do tego przydać się mógł Marian.

– Skołujesz jakieś pieniądze, dupku – zarządził Daniel. – Nie będziemy cię przecież niańczyć za darmo.

Patrycja zaniosła się śmiechem. Uznała to za dobry żart, ale Marianowi do śmiechu nie było.

– Jak mam skołować? – zapytał.

– Jak to jak? Wyżebrzesz… – odparł Daniel i pozostali też zaczęli się śmiać.

Pomysł przypadł im do gustu, a gdy Marian próbował protestować, Dawid i Marcin trzepnęli go w głowę, a później swoje dołożyła też Patrycja, choć jej cios był najmniej odczuwalny. Nie dlatego, że była dziewczyną, lecz z racji miejsca, jakie zajmowała w samochodzie. Siedziała na przednim siedzeniu, więc uderzać musiała z niewygodnej pozycji.

Znęcali się już na Monciaku


Daniel zaparkował nieopodal ulicy Bohaterów Monte Cassino, po czym w piątkę ruszyli w stronę deptaka. Tam postanowili się rozdzielić. Uznali, że gdy Daniel z Marcinem, Dawidem i Patrycją szukać będą „Koja”, Marian zdobędzie jakieś pieniądze.

– A jak się dobrze spiszesz, to i tobie coś skapnie – powiedział Dawid na odchodne i tamci znów wybuchnęli śmiechem.

– Tylko żeby nie przyszło ci do głowy uciec gdzieś z forsą… – przestrzegł Mariana Daniel.

Marian wiedział, że we wtorek i na dodatek pod koniec dnia „zarobi” niewiele. Zaczął żebrać, ale nie szło mu najlepiej. Zebrał ledwo kilka złotych, a to było za mało, by zadowolić prześladowców. Spodziewał się wyzwisk, ale tamci dodali do tego kilka kopniaków i ciosów pięścią. Zrobili to na oczach przechodniów, ale nikt nie reagował. Ludzie widzieli jak znęcali się nad chłopakiem, ale bali się wtrącać w spory agresywnych młodzieniaszków. A tym z kolei podobało się, że inni się ich boją. Poza tym czuli się dobrze, że mają nad Marianem władzę i nie zamierzali tak łatwo z tego rezygnować. Po naradzie uznali, że pojadą szukać „Koja” w Gdyni, a Marian będzie żebrać, by skołować jakieś pieniądze.

Do Gdyni dotarli kolejką podmiejską około godziny 18 i uznali, że skwer Kościuszki będzie najlepszym miejscem zarówno do poszukiwań, jak i do zdobywania pieniędzy. Znowu się rozdzielili. Gdy Patrycja, Daniel, Marcin i Dawid rozglądali się za „Kojem”, Marian zbierał datki. Tym razem poszło mu lepiej niż w Sopocie. Zebrał kilkanaście złotych, kupili więc piwo i papierosy, a do tego jakimś cudem znaleźli trochę „mefedronu”, przeboju dyskotek. Dawał kopa takiego, jak amfa, a skoro tak, to zmęczenie szybko ustąpiło miejsca euforii. O pierwotnym celu wyprawy do Sopotu i Gdyni dawno już zapomnieli. Mieli piwo, mieli koks, a do tego wiele pomysłów na wesołe spędzenie czasu. Pod tym względem największą inwencją wykazywali się Daniel z Patrycją.

Znęcali się, bo sprawiało im przyjemność

Po zakupach w Gdyni wrócili do Sopotu, ale do samochodu nie poszli. Zamiast tego udali się do pobliskiego lasku i dotarli tam około godziny 22, gdy robiło się ciemno. Byli w doskonałych nastrojach, a skoro się bawić, to najlepiej czyimś kosztem. Marian nadawał się do tego najlepiej. Dla Patrycji, Daniela, Marcina i Dawida był nikim. Menelem, którym szczerze gardzili.

W ustronnym lasku w Sopocie Patrycja, Daniel, Marcin i Dawid zaczęli dosłownie pastwić się nad Marianem, a kopalnią pomysłów na to, jak mu dopiec, byli Daniel i Patrycja. Dziewczyna na przykład wpadła na pomysł, by wypalone papierosy gasić na ciele chłopaka. Żaden pet nie mógł się zmarnować. Gdy ktoś o tym zapomniał, pozostali natychmiast mu to przypominali. Papierosy gasili gdzie popadło – na rękach, a nawet na twarzy Mariana. Gdy chłopak krzyczał z bólu, ich to bawiło, a później Daniel przypomniał sobie, że ma przecież w samochodzie wiatrówkę.

Dlaczego zwyrodnialcy znęcali się nad niewinnym chłopakiem i jak zakończyła się ta historia dowiesz się z Detektywa nr 5/2021 (tekst Antoniego Szmytkowskiego pt.”Dopiec menelowi”). Do kupienia TUTAJ.