Zraniona miłość równa się śmierć

Janusz był psem na baby. Wiedzieli to wszyscy, którzy go znali. Przez tę słabość od zawsze miał problemy. Zwłaszcza jak popił, bo wtedy najbardziej brało go na amory. Gdy już któraś wpadła mu w oko, nie odpuszczał, aż dopiął swego. Choćby siłą… Ta historia zakończyła się tragicznie. Zraniona miłość kosztowała życie…

Duże miasto w południowej Polsce. Dzielnica zapadłych kamienic komunalnych. To tu dorastał i tu wracał, po kolejnych odsiadkach. Nie pamiętał nawet zbytnio, kiedy po raz pierwszy trafił za kraty. Sporo tego było. A to włamy, a to trzeba było kogoś „naprostować” przy użyciu pięści… Tak się żyło w tym świecie. W przerwach od roboty zapijało się radości i smutki wódką.

Ja – złodziej

Janusz B. miał fach w ręku. Był ślusarzem, skończył zawodówkę. Wtedy jeszcze nie wiedział, że umiejętności, które nabył, bardzo mu się przydadzą. Dopiero z czasem zdał sobie sprawę, jak wiele potrafi…

W latach 90. XX wieku w Polsce szalało bezrobocie. Pracy było jak na lekarstwo i za psie pieniądze. Wtedy Janusz poznał „konkretnych” ludzi, dla których wykonywał zlecenia, czyli otwierał zamki. Włamywał się do sklepów z elektroniką, z drogą odzieżą i do jubilerów. Interesy robił z różnymi osobami – czasem byli to przybysze ze wschodu, którzy tu „zarabiali”, czasem nasi. Rozszerzył także zakres swoich usług – nauczył się otwierać i odpalać auta bez kluczyków.

Wspomniane lata 90. to także czas, kiedy w Polsce kwitł mafijny biznes. Policja dopiero uczyła się z nim walczyć. Gangi czerpały gigantyczne zyski z kradzieży i przemytu, równolegle ostro rywalizowały o wpływy. Mnożyły się zamachy, pułapki, a pod autami wybuchały bomby.

Janusz „Fachura”, bo taką miał ksywę, świetnie odnajdował się w tamtych realiach. Ponieważ potrafił naprawdę sporo i był konkretny, roboty mu nie brakowało. Raczej nie brudził sobie rąk przemocą. To robili inni. On jedynie otwierał zamki, no i oczywiście wynosił co cenniejszy towar. Były to dla niego złote czasy. Miał pieniądze, młodość i kobiety, których pragnął nad życie. Jak mawiał – „od włamów do mieszkań, lepsze są tylko te do ci…k”.

Zraniona miłość? Nie za młodych lat

Na powodzenie nie narzekał. Był dość przystojny, a jakby panna grymasiła, miał w zanadrzu argumenty, które działały na większość kobiet, a mianowicie zwitek pieniędzy i atrybuty… Przed klubem czekał dobry mercedes, a na stole zawsze stała butelka markowej whisky. To wszystko powodowało, że dziewczyny same się do niego kleiły. Nie musiał wiele robić, a nawet jeśli któraś by się sprzeciwiła, wystarczyło być bardziej stanowczym. Gdy odmawiała, brał na siłę, choćby i przemocą. W rzeczywistości, te na które trafiał, lubiły to i ulegały. Janusz nie znał słowa „Nie”, a swoimi podbojami lubił się przechwalać. Bez skrępowania rozpowiadał, ile to on miał kobiet. Podkreślał, że taki z niego „ru…cz”, że mógłby i nawet dwie godziny bez przerwy… Chwalił się, że pewnego razu zawitał do niemieckiego burdelu, gdzie na raz trzy panienki zaliczył. Nie raz wspominał także, jak zmusił do seksu autostopowiczkę, studentkę, którą podwiózł do miasta, „na egzamin”.

– Najpierw musiała zdać u mnie – mówił, jakby to był najlepszy na świecie żart. – Gdy zaproponowałem jej seks oralny i odmówiła, złapałem ją za kark i zagroziłem, że uduszę. To wystarczyło. Widać, czekała na to – dodał zadowolony.

Tego typu opowieści „Ru…cz” – bo taką drugą ksywę nadali mu koledzy z półświatka – zawsze miał pod dostatkiem.

Beatka

Tylko jedna kobieta zawróciła Januszowi B. na dłużej w głowie. Beatka R. – piękna i seksowna, sąsiadka z kamienicy położonej obok jego rodzinnego mieszkania. Wspólnie się wychowywali i oboje znali smak biedy oraz twardego życia. Może dlatego miał do niej sentyment. Gdy pewnego dnia podjechał swoim mercedesem, Beatka wyglądała na bardzo zaskoczoną.

– Januszek, to ty? – zapytała, przecierając oczy ze zdumienia.

– A jak? Nie poznajesz? – odparł zawadiacko.

Niedługo później została jego dziewczyną. Spotykali się na seks i imprezy. W odróżnieniu od innych, Beatki nie rzucił z dnia na dzień. Naprawdę ją lubił. Wydawało mu się, że ona rozumie go znacznie lepiej niż inne kobiety. Nie znaczy to bynajmniej, że był jej wierny. Nic z tych rzeczy. Zdradzał ją na prawo i lewo. Nawet, kiedy byli razem na imprezie.

Zresztą i Beatka nie grzeszyła lojalnością. Lubiła flirtować. W zanadrzu, na „wszelki wypadek”, trzymała sobie byłego partnera… W Januszu kręciła ją jego pewność siebie i namiętność. Podobał jej się jako facet. Owszem, miała także sentyment do wspólnego dzieciństwa, ale znacznie większym fetyszem były pieniądze. A tych Januszowi nie brakowało i co ważne, nie miał węża w kieszeni. Sypał groszem podczas wspólnych imprez. Stawiał drinki, zapraszał na kolacje, fundował taksówki, kupował prezenty. Niczego jej przy nim nie brakowało. Wiedział jak zatroszczyć się o kobietę. Facet z klasą – jak to się mówi w żargonie dziewczyn „do wynajęcia”.

***

Wszystko to trwało jakiś czas, wydawało się, że może być tylko lepiej. Niestety Janusz oprócz seksu miał i drugą namiętność – alkohol. Nie miało znaczenia czy to polska wódka, czy zagraniczna whisky. Pił coraz więcej, a potem dostawał małpiego rozumu. Raz, gdy był porządnie napity, zażądał od Beatki seksu. Odmówiła. Wtedy wpadł w szał. Uderzył ją pięścią w twarz, krzyczał, ciągnął za włosy w kierunku swego krocza. Zdołała się wyrwać, uciekła z pokoju. Nie wróciła na noc. Potem nie widzieli się dłuższy czas. Co prawda, wydzwaniał i przepraszał i już mu miała przebaczyć, ale nie zdążyła…

Janusz po pijanemu spowodował wypadek. Potrącił człowieka i próbował uciec z miejsca zdarzenia. Zatrzymali go inni kierowcy. Przy okazji wyszło na jaw, że auto było kradzione, w środku znaleziono marihuanę i amfetaminę. Po nitce do kłębka – policja prześwietliła całą dotychczasową przestępczą „karierę” Janusza B. Udowodnili mu kilka włamań i udział w rozboju. Usłyszał wyrok – 15 lat więzienia.

Spóźnieni kochankowie

Minęły lata. Janusz B. wyszedł na wolność, by zmierzyć się z nową rzeczywistością. Po ówczesnym życiu nie było ani śladu. Przepadli znajomi i pieniądze. Wszystko się zmieniło, dawnych gangsterów i bossów zastąpili fachmani od przestępczości gospodarczej, oszustw podatkowych, handlu wierzytelnościami i reprywatyzacji kamienic.

Janusz wrócił na stare śmieci. Wprowadził się do mieszkania po zmarłej matce i ojcu – alkoholiku, które znajdowało się w rodzinnym mieście. Miał już ponad 50 lat, ale werwy mu nie brakowało i jak dawniej był spragniony seksualnych ekscesów. Na osiedlu odświeżył lokalne znajomości, ze zbieraczami złomu i butelek. Zakolegował się z amatorami tanich trunków, spędzającymi czas na ławkach. Szybko odnalazł się w tym towarzystwie. Czas spędzał pijąc i gawędząc. Dorabiał zbierając złom i makulaturę. Czasami trafiło się też trochę zleceń ślusarskich. Na skromne życie starczało.

Wtedy pojawiła się ona. Z trudem ją rozpoznał.

– Beata? – zapytał z niedowierzaniem, zwracając się do nieco pulchniej kobiety przed 50.

– Janusz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, również lekko zdziwiona.

Uczucie przeminęło, czyli zraniona miłość

Przez chwilę milczeli, taksując się wzrokiem. Czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Dawniej przystojny Janusz, dziś paradował z brzuchem i worami pod oczami. A seksowna niegdyś Beata, znacznie przybrała na wadze. Po ponętnej figurze pozostało wspomnienie, choć nadal mogła się podobać.

Lata minęły, ale dawne uczucie nie przeminęło – przynajmniej nie od razu. Porozmawiali. Odprowadził ją do domu. Umówili się na kawę, a potem spędzili razem noc, zupełnie jak dawniej. Wyglądało na to, że stara miłość nie zardzewiała. Przez jakiś czas się spotykali, ale im dalej w las tym więcej drzew… Beata zauważyła, że jej towarzysz lubi przesiadywać u niej, najchętniej z wglądem w jej lodówkę. Przychodził na obiadki, zostawał na kolacje, ale nie kwapił się żeby samemu coś przynieść. Raz wyciągnął zza pazuchy nalewkę, którą chciał ją poczęstować. Wtedy zdała sobie sprawę, jak się rzeczy miały. Beata pracowała trochę za granicą, kupiła na kredyt mieszkanie, dorabiała w sklepie za kasą. Nie żyła może bogato, nie znalazła księcia z bajki, ale też nie biedowała. A Janusz? Kiedyś nie brakowało mu pieniędzy, ale aktualnie groszem nie śmierdział.

– Cholera! To gołodupiec. Pasożyt! – skarżyła się koleżance.

Zraniona miłość doprowadziła do tragedii

Minęły jakieś dwa tygodnie ich odnowionego związku i postanowiła go spławić. Przestała odbierać telefony, stała się obcesowa, okazywała mu brak szacunku. Wydawało się, że problem się rozwiązał. Janusz przestał dzwonić i pokazywać się. Odetchnęła z ulgą, aż pewnego wieczoru zastała go na klatce. Ledwo trzymał się na nogach.

– Beatka, kochanie – bełkotał, próbując ją obłapiać, całować po rękach i szyi.

– Odsuń się – warknęła do niego.

– Ty już mnie nie lubisz, kochanie? Przyszedłem do ciebie na noc. Zaproś mnie do swej pieczarki.

– Wynoś się! Słyszysz! – poirytowana krzyknęła na całe gardło i odepchnęła go.

Nagle jakby ktoś nacisnął w jego mózgu niewidzialny przycisk. Zraniona miłość, zemsta… Oczy mu się zaszkliły, a sylwetka wyprostowała. Złapał ją za szyję.

– O ty kur…! Już nie pamiętasz, jak za moje pieniądze balowałaś, szmato? Jak woziłaś się moją furą? – wysyczał jej prosto do ucha i przycisnął do ściany, przywierając do niej ciałem. – Nie przywykłem do odmowy, słyszysz! Zawsze dostaję to, co chcę!

Zraniona miłość doprowadziła do makabrycznego zabójstwa. Chcesz poznać kulisy tej zbrodni? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 3/2021 (tekst Krzysztofa Struga pt. “Paląca zemsta”). Cały numer do kupienia TUTAJ.