Wakacyjny wyjazd do Szkocji miał być sposobem na podreperowanie budżetu 23-letniej studentki. Krystyna jechała tam nie po raz pierwszy i po raz kolejny wybrała, wydawałoby się bezpieczne miejsce pobytu, parafię rzymsko-katolicką w Glasgow. Jesienią 2006 roku jej zwłoki znaleziono pod podłogą miejscowego kościoła.
Wiosną 2006 roku Krystyna Andrzejewicz, pochodząca z małego miasta na Śląsku, zdecydowała, że nadchodzące wakacje ponownie spędzi w Szkocji. Mieszkała tam jej starsza siostra, Małgorzata. 23-latka nie zamierzała jednak wypoczywać, chciała zarobić na kolejny rok studiów, by od października nie martwić się o pieniądze, a całkowicie skupić się na wybranym kierunku – skandynawistyce na Uniwersytecie w Gdańsku.
Poprzednie wakacje dziewczyna przepracowała jako sprzątaczka w parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem świętego Patryka w Anderston w Glasgow i tym razem ponownie zamierzała się tam udać. Była spokojną z natury, gorliwą katoliczką, więc miejsce wydawało się być idealne. W razie problemów, zawsze mogła zwrócić się o pomoc do siostry, jednak co złego mogło się stać? Zgodnie z oczekiwaniami wakacyjny wyjazd przebiegał bez zakłóceń. Krystyna pracowała sumiennie sprzątając pobliskie biura i odkładała potrzebne na studia pieniądze. Na plebanii poznała 60-letniego Pata McLaughlina, który był tam zatrudniony, jako złota rączka. Czasami pomagała mu przy drobnych pracach w obejściu plebanii.
Dziwne zniknięcie
Termin wyjazdu ze Szkocji zbliżał się nieuchronnie. Za kilka dni rozpoczynał się październik i wraz z nim rok akademicki, a Krystyna nie chciała robić sobie zaległości już na starcie. Zdecydowała, że wróci do Polski 2 października. Na kilkanaście dni przed wyznaczonym terminem, 21 września, rozmawiała o tym z Małgorzatą. Kobiecie było przykro, że Krystyna opuszcza już Szkocję, ale miała świadomość, że 23-latka chce kontynuować naukę. Nie sądziła, że wtedy widziała młodszą siostrę po raz ostatni.
Od kilku dni Małgorzata nie mogła skontaktować się z Krystyną. Jej telefony pozostawały bez odpowiedzi. Postanowiła udać się do Anderston i na miejscu szukać wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji. Pojechała tam 25 września, w towarzystwie Martina Mccaskilla, 40-letniego mężczyzny, z którym podczas pobytu w Szkocji związała się jej siostra. Mccaskill przyjechał do mieszkania Małgorzaty w Glasgow, zaniepokojony tym, że nie może skontaktować się z Krystyną. Po przybyciu do Anderston udali się prosto na plebanię, do pokoju zajmowanego przez studentkę. Nie zastali jej. Na miejscu znaleźli jednak rzeczy, świadczące o tym, że dziewczyna na pewno nie opuściła jeszcze Szkocji. W pokoju była jej torebka, laptop i co najważniejsze, bilet powrotny do Polski.
***
– Nic z tego nie rozumem… Przecież nie zapadła się pod ziemię – mówił zdezorientowany Martin.
– Zaczynam się coraz bardziej martwić. Może powinniśmy zgłosić jej zaginięcie policji? – zastanawiała się Małgorzata.
Gdy wyszli z budynku plebanii, spotkali Pata McLaughlina. Niewiele się zastanawiając, postanowili zapytać mężczyznę czy nie widział Krystyny.
– Wydaje mi się, że kręciła się gdzieś po ogrodzie – odpowiedział.
– Tak? Dawno to było? – dociekała Małgorzata.
– Nie pamiętam, nie patrzyłem na zegarek. Wcześniej pomagała mi przy malowaniu szopy, ale potem poszła w stronę ogrodu – odparł Pat.
Małgorzata i Martin postanowili nie zwlekać dłużej i powiadomili policję o zaginięciu Krystyny. Przybyli na miejsce funkcjonariusze przepytali osoby obecne na terenie parafii i dowiedzieli się, że dziewczyna po raz ostatni była widziana 24 września, w towarzystwie Pata McLaughlina. To był dość poważny trop. Policjanci zdecydowali się wezwać ekipę z psami tropiącymi. Nie przesądzali jeszcze najgorszego, ale mieli już swoje podejrzenia.
W tym czasie Małgorzata i Martin na własną rękę przeszukiwali teren parafii. Bezskutecznie. Kobieta jednak nie zamierzała się poddawać. Wydrukowała zdjęcia siostry i rozdawała je w biurach, które Krystyna sprzątała, a także przypadkowym przechodniom. Wszystko w nadziei, że zdobędzie jakieś istotne informacje. Podobną nadzieję żywili policjanci, którzy 28 września opublikowali komunikat, prosząc o kontakt każdego, kto wie cokolwiek na temat miejsca pobytu 23-letniej Krystyny. Przekazali również mediom zdjęcie Pata McLaughlina, informując, że to w jego towarzystwie Krystynę widziano żywą po raz ostatni.
Zwłoki Krystyny
Sprawa rozwijała się dynamicznie, bowiem już następnego dnia okazało się, że poszukiwany wcale nie nazywa się Pat McLaughlin, a Peter Tobin. Mężczyzna w przeszłości odbywał wyrok za przestępstwa seksualne i widniał w rejestrze przestępców seksualnych. Już wtedy policjanci mieli niemal stuprocentową pewność, że ich dochodzenie nie będzie miało szczęśliwego zakończenia. Obawy potwierdziły się wieczorem tego samego dnia, kiedy dokonano makabrycznego odkrycia. Jeden z mundurowych zauważył, że pod dywanem przykrywającym posadzkę kościoła świętego Patryka, tuż przy konfesjonale, znajduje się właz. Policjanci nie mieli wyjścia, musieli to zbadać. Było już dość ciemno, ale po uchyleniu pokrywy, dostrzegli coś w rodzaju niebieskiego brezentu lub plastikowej folii.
– Mimo późnej pory, dało się zauważyć, że pod przykryciem coś leży. Wystarczało delikatnie odsłonić plastik, a naszym oczom ukazały się ramiona człowieka. Wtedy zakończyły się poszukiwania Krystyny – powiedział potem przed sądem 44-letni sierżant Steven McPhelim.
Aby potwierdzić, że zwłoki należą do poszukiwanej studentki, śledczy pokazali jej siostrze znalezioną przy ciele biżuterię – kolczyki i pierścionek. Wstrząśnięta kobieta przyznała, że przedmioty należały do 23-latki. Na miejsce ujawnienia ciała wezwano Julie McAdam, patologa sądowego. Kobieta potwierdziła, że ofiara nie żyje.
Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 3/2022 (tekst Anny Frej pt. Zwłoki w kościele”). Cały numer do kupienia TUTAJ.