Zwłoki w studni na podwórku u Sabiny

Zwłoki w studni? Początkowo Sabina U. uparcie twierdziła, że nic o nich nie wie. Dopiero podczas kolejnych przesłuchań przyznała, że ci dwaj mężczyźni mogli wpaść do środka, kiedy od niej wychodzili mocno pijani. Wyjaśniała, że często osoby przychodzące do niej przysiadywały na brzegu tej studni, która była przecież niezakryta. Do kogo należały zwłoki w studni?

Owdowiały 4 lata wcześniej 65-letni Wiktor U. poznał Sabinę K. w szpitalu. Oboje byli tam na badaniach, zaczęli rozmowę na korytarzu i potem już jakoś tak szybko poszło. Po dwóch miesiącach znajomości ta 58-letnia wówczas kobieta wprowadziła się do jego niewielkiego domku pod lasem i poczuła się tam prawdziwą gospodynią. Do tego stopnia, że podczas wizyty jednej z jego córek zwracała jej uwagę, że nie jest w swoim domu żeby decydować, gdzie co ma stać. Jakby zupełnie zapomniała, że to dom rodzinny młodej kobiety, a ona sama mieszka tam zaledwie od pół roku. Córka oczywiście wyjechała urażona i przestała odwiedzać ojca, podobnie jak jej siostra. Wiktor U. trzymał jednak stronę Sabiny. Zachowanie dzieci zwalał na karb braku akceptacji dla kogoś, kto zajął miejsce ich matki.

Młoda para

Ślub wzięli po 8 miesiącach znajomości. Był rok 2009 i Wiktor U. od roku pobierał sporą emeryturę, z dodatkami za czas pracy w szkodliwych warunkach. Sabina K., obecnie U., w tym czasie nie pracowała.

Wydawało się, że dwoje ludzi spotkało się w późnym wieku i dostali szansę na spędzenie pogodnej starości. Ich nieduży domek znajdował się w sporej odległości od innych domów. Wiktor U. utrzymywał z sąsiadami dobre relacje. Wymieniali się sadzonkami roślin ogrodowych, a jesienią, kiedy duże jabłonie na jego posesji sypały szczodrze owocami, obdzielał nimi sąsiadów, od których w zamian dostawał winogrona, śliwki, czy maliny. Zawsze, kiedy ktoś zatrzymał się przed jego bramą mógł liczyć na to, że sąsiad wyjdzie i przez chwilę porozmawia.

Teraz to wszystko się zmieniło. Nie tylko zatrzymanie się przed bramą, ale nawet dzwonienie nic nie dawało. Czasami wychodziła w końcu Sabina i najczęściej mówiła, że Wiktor śpi albo, że gdzieś pojechał. Sąsiedzi powoli przestali zaglądać do domu U. i chyba o to Sabinie chodziło. Zresztą oboje często byli pijani, co zaintrygowanym głośną muzyką sąsiadom udało się szybko zauważyć. Byli więc zadowoleni, że mieszkają w pewnym oddaleniu, bo muzyka dudniła czasem do świtu.

***

W kwietniu 2011 roku Wiktor trafił do szpitala z powodu kłopotów z układem pokarmowym. Pierwszy pobyt zakończył się po badaniach, ale mężczyzna szybko wrócił na oddział na poważną operację żołądka i jelit. Potem pojawiał się tam co kilka tygodni. Najczęściej towarzyszyła mu obecna żona, ale i córki odwiedzały go regularnie. Ponieważ Sabina U. nie miała prawa jazdy, do szpitala najczęściej jeździli taksówką. Wiktor U. był już w takim stanie, że nie mógł prowadzić. Zdarzało się też, że ze szpitala odbierała go i zawoziła do domu któraś z córek.

W sierpniu 2011 roku do jednej z córek zadzwoniono ze szpitala i poinformowano, że ojciec został wypisany po tygodniowym pobycie, ale nie ma kto go odebrać. Sam nie był w stanie poradzić sobie z powrotem nawet taksówką. Córka przyjechała po ojca, ale nie sposób obecnie ustalić, jak to się stało, że zabrała go do swojego domu. Może wzięła go na chwilę, bo był już wieczór, a może on nie chciał wracać do siebie? Za tą drugą wersją optują sąsiedzi, którzy twierdzą, że podczas choroby żona nie dbała o Wiktora U., który chodził w niezbyt czystym ubraniu, a czasem po prostu był widywany na podwórku w brudnej piżamie.

Na pewno wiadomo jednak, że po tym pobycie u córki w domu zjawił się tylko po ubrania i osobiste rzeczy. Potem na stałe zamieszkał u niej. W ciągu kolejnych tygodni był jeszcze kilka razy w szpitalu. Zmarł w marcu 2012 roku.

Nie do ruszenia

Po pogrzebie Wiktora U. jego córki otworzyły testament pozostawiony u notariusza. Okazało się, że ich ojciec był jednak na tyle przewidujący, że żeniąc się z nową kobietą uporządkował swoje sprawy w ten sposób, że dom z ogrodem i budynkami gospodarczymi zapisał córkom po połowie. A na temat żony zrobił zapis ustanawiający dożywotnią służebność na tej posesji. Z zapisu wynikało, że może ona tam mieszkać do końca życia, pod warunkiem dbania o budynki i wnoszenia wszelkich opłat. Nie stawała się właścicielką, ale miała prawo do końca życia mieszkać w tym miejscu. Dla córek był to zapis i dobry i zły. Były właścicielkami posesji, której nie mogły sprzedać, chyba że ktoś kupiłby ją razem z mieszkającą na niej Sabiną U. Aktualnie postanowiły nie zajmować się tą sprawą. Obie były dość dobrze sytuowane finansowo i dom po rodzicach, bo tak go określały, miał dla nich bardziej wartość sentymentalną niż materialną

Natomiast Sabina U. szybko chciała przejść na znacznie wyższą od jej emeryturę zmarłego męża i rozpocząć wygodne życie w jego domu. Nie udało się to jej, więc zaczęła radzić sobie inaczej…

Najpierw bezdomne zwierzęta, potem zwłoki w studni

Bardzo szybko sąsiedzi zorientowali się, że nie za bardzo wystarcza jej to, co dostaje z ZUS-u. Częste wizyty mężczyzn w jej domu o różnych porach, także nocnych, świadczyły o tym, że handluje nielegalnym alkoholem, który regularnie dostarczał jej zaprzyjaźniony Rosjanin. Alkohol u niej można było kupić w różnych porcjach. Zarówno w półlitrowych butelkach, jak i „na kieliszki”, kiedy ktoś nie miał pieniędzy na większą ilość. Często zdarzało się, że w rowie lub wprost na drodze biegnącej w pobliżu zabudowań Sabiny U. można było natknąć się na jej klientów, którzy nie byli w stanie iść dalej. Miejscowi kierowcy wiedzieli, że na tym odcinku trzeba uważać. W każdej chwili z rowu lub zza zakrętu mogła wyłonić się jakaś chwiejna postać.

Sabina U., oprócz pokątnego handlu alkoholem, hodowała też sporo kur i sprzedawała zniesione przez nie jajka. Popyt na ekologiczne jajka od z kur wolnego wybiegu był duży. Wyglądało, że kobieta całkiem nieźle sobie radzi, a o jej działalności związanej z nielegalnym alkoholem wiedzieli chyba nawet miejscowi policjanci, ale nic z tym nie robili.

Już w 2014 roku sąsiedzi Sabiny U. zaczęli z niepokojem obserwować plagę bezdomnych kotów przychodzących na ich podwórka i wędrujących po pobliskich polach…

Problem bezdomnych zwierząt to był dopiero wierzchołek góry lodowej. Po pewnym czasie odkryto na posesji Sabiny zwłoki w studni. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 4/2021 (tekst Dariusza Gizaka pt. “Sabina”). Cały numer do kupienia TUTAJ.