Adam Ragiel – wywiad dla Detektywa

Adam Ragiel jest założycielem Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego i twórcą procedur z dziedziny profesjonalnego zajmowania się pośmiertnie ciałem człowieka.

Anna Rychlewicz: Zdarzają się zlecenia, które Pana zaskakują? Pamięta Pan jakieś najbardziej nietypowe zlecenie?

Adam Ragiel: Chyba nie. Jestem przygotowany na wszystko. Oczywiście jeśli coś byłoby nieetyczne, wykraczałoby poza normy, to bym odmówił. Ale naprawdę już różne rzeczy widziałem, w różne rzeczy ubierałem. Nawet ostatnio była sytuacja, kiedy pochowaliśmy panią, która była ubrana w piżamę z Myszką Miki.

To według Pana nie jest nietypowe zlecenie?

A jest? A no widzi Pani, mnie już mało co dziwi. Pomyślałem sobie: „Myszka Miki? No fajnie”.

Adam Ragiel zdradza czy zmarłym łamie się kości

A jak to jest z samym ubieraniem? Wśród wielu osób wciąż panuje przekonanie, że w momencie, gdy pojawia się stężenie pośmiertne, aby ubrać ciało, to… łamie się kości. Jak to jest w rzeczywistości? Łamie Pan te kości czy nie?

Ma Pani absolutną rację! W dalszym ciągu myśli tak wiele osób. Fachowo nazywamy to przełamaniem stężenia pośmiertnego. Już samo nazewnictwo nasuwa nam pewne skojarzenia i zaczyna uruchamiać wyobraźnię. W rzeczywistości to przełamanie jest niczym innym jak rozciągnięciem, zginaniem w stawach kończyn górnych, dolnych. To nic innego jak ćwiczenia.

Gimnastyka zmarłych?

Dokładnie! Zginamy kończyny chociażby w łokciach. Zginamy, rozprostowujemy, zginamy i znów prostujemy. W stawach wszystko normalnie pracuje i po chwili sztywność odpuszcza. To samo w ramionach czy nogach – robimy takie same ćwiczenia. Ale powiem Pani, że często nawet kursanci, którzy przychodzą na szkolenia, głowią się czym jest to przełamanie stężenia pośmiertnego. Pytają wprost: „Łamiemy te kości?”. Dopiero później dowiadują się, że to nic innego jak ćwiczenie, rozluźnienie kończyn.

***

Wiemy już, że łamanie kończyn zmarłych to mit. W takim razie mam jeszcze jedno dosyć kontrowersyjne pytanie – po sekcji zwłok nasze narządy wcale nie trafiają na swoje miejsce, prawda?

Po sekcji wszystkie narządy trafiają do jamy klatki piersiowej i brzusznej. W trakcie sekcji wszystkie narządy są wycinane, badane i sekcjonowane. Sprawdzana jest prawidłowość anatomiczna. Jeśli coś jest nie tak, do badań histopatologicznych pobierany jest kolejny wycinek. To są bardzo małe skrawki – kilkucentymetrowe kawałki jakiejś zmiany. Cała reszta trafia do ciała, łącznie z mózgiem.

Dlaczego mózg nie wraca na swoje miejsce?

Mózg jest narządem, który bardzo szybko poddaje się procesowi gnicia. Krótko mówiąc – gdybyśmy włożyli go z powrotem do czaszki, on by się wylewał, wyciekał. Opisać to bardziej obrazowo?

Poproszę.

Gdybyśmy wzięli mózg do ręki i go delikatnie ścisnęli – on przeciekałby nam przez palce. Przy cięciu sekcyjnym czaszki, kość jest odpowiednio przecięta tak, by sklepienie czaszki nie przesuwało się. Jest po prostu na siebie nałożona. Skóra na głowie jest dość gruba, a szwy niezbyt szczelne… Więc może Pani sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby mózg po sekcji trafił do czaszki…

Adam Ragiel opowiada o balsamacji zwłok

Chyba wolę sobie tego nie wyobrażać… Ale przyznam, że czasem wyobrażam sobie co innego. Zawsze mówiłam, że chcę zostać skremowana, ponieważ nie dopuszczam do siebie myśli, by w trumnie chodziły po mnie te wspomniane przez Pana wcześniej małe, białe robaczki. Tymczasem dowiaduję się, że kremacja wcale nie jest potrzebna. Więc z jednej strony mamy kremację, po której często trzeba mielić kości, które się nie dopalają, a z drugiej balsamację. I ciało pachnące poziomkami…

Widzę, że jest Pani zorientowana! Po balsamacji nie ma możliwości, by w tej trumnie coś tam nas podgryzało. Produkty, które są używane do balsamacji zawierają w sobie różne związki, które mają służyć do konserwacji, dezynfekcji czy takie, które mają dawać efekt kosmetyczny. Oprócz nich zawarte są tam także związki, które mają odstraszać owady.

 Mówiąc wprost – po balsamacji mucha nie siada?

Dokładnie tak! Warto zaznaczyć, że chemia pogrzebowa dochodzi wszędzie, rozlewa się po całym naszym ciele. Ona działa na takiej samej zasadzie jak krew. Jeśli skaleczymy się – poleci nam krew. Zmarły po balsamacji, jeśli będzie miał jakieś skaleczenie czy nacięcie – z tego miejsca będzie leciał płyn. Przez pory skóry czuć ten zapach. Na przykład wspomniane poziomki. A jeśli powiedziała Pani już o tych robakach – nawet ostatnio miałem zlecenie od rodziny zmarłej, która przed śmiercią powiedziała: „Pamiętajcie, macie mnie dać do Pana Adama, niech on mnie zabalsamuje. Ja nie chcę, żeby tam w trumnie mnie coś podgryzało. Jak dacie mnie do kogoś innego – będę Was straszyć!”.

O straszeniu – choć nie do końca – wspomniał Pan w książce „Bez strachu. Jak umiera człowiek”. Stukanie, pukanie i odgłosy spacerowania, które kiedyś niosły się po Pana domu, to wcale nie były duchy, prawda? To dusze zmarłych, które przyszły podziękować Panu za dobrze wykonaną robotę.

Mam nadzieję, że właśnie tak było.

***

Ale do bioenergoterapeuty Pan poszedł?

Powiedział mi, że to otwarte przejście energetyczne. Mam taką pracę, więc nie mam się co dziwić. Wierzyłem, że nawet jeśli to te dusze zmarłych spacerują po mieszkaniu, to chyba były zadowolone z moich usług.

Pana rodzina też miała tyle zrozumienia dla tej sytuacji?

Wie Pani co, tak naprawdę to był pojedynczy epizod, który kiedyś miał miejsce. Do dziś zastanawiam się z czego to wynikało, ale wolę nie zagłębiać się w to, czego już i tak się nie dowiem. Nigdy w życiu, przez 23 lata pracy, nic takiego mi się nie przyśniło. Nigdy mnie nic nie straszyło. Jeśli mamy czyste sumienie, odpowiedni stosunek do ciała, do rodziny zmarłego i przede wszystkim – dobrze wykonane zadanie, to może otaczać nas tylko dobra energia! Zmarły nam krzywdy nie zrobi! Bać trzeba się żywych!

Chcesz przeczytać cały wywiad? Sięgnij po Detektywa 5/2022 (wywiad Anny Rychlewicz pt. SPA dla zmarłych). Cały numer do kupienia TUTAJ.