Grzegorz Kiełczewski zaginął bez śladu

Od kilku lat pracował w Norwegii jako kamieniarz. Grzegorz Kiełczewski, 5 listopada 2010 roku wsiadł na pokład promu „Polonia”, w miejscowości Ystad.

Wracał do rodziny, a celem rejsu było Świnoujście. 6 listopada kierowca autokaru, który zabierał pasażerów z promu w Świnoujściu odkrył, że brakuje jednego z podróżnych. Ślad po Grzegorzu zaginął. Na pokładzie zostały jego rzeczy osobiste, dokumenty i pieniądze zarobione w Norwegii. Żadna kamera nie zarejestrowała momentu zejścia mężczyzny z pokładu promu. Według niektórych hipotez, ten miał opuścić pokład w jednym z samochodów. Rodzina mężczyzny nie wierzy jednak, by Grzegorz udał się w podróż z nieznajomymi. Dla wielu zastanawiający był fakt, że zaginiony do Polski zawsze wracał samolotem, a tym razem postanowił jednak udać się w podróż drogą morską.

Nie tylko Grzegorz Kiełczewski

Woda aż po horyzont. Środek oceanu. Brak drogi ucieczki. W takich okolicznościach przyrody pozbycie się ciała wydaje się banalnie proste. Jeden ruch, jeden rzut i człowiek za burtą. Rejs statkiem wycieczkowym daje idealne okoliczności do popełnienia zbrodni, po której nie zostanie absolutnie żaden ślad. Nie ma ciała, nie ma dowodu, nie ma więc zbrodni. Pozostają jedynie znaki zapytania. A tych jest naprawdę wiele…

W2005 roku powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Ofiar Rejsów reprezentujące ofiary przestępstw na statkach wycieczkowych, ich rodziny i przyjaciół. Organizacja skupia zarówno ofiary, jak i ocalałych z tragicznych wydarzeń pasażerów. Składa się z kilkuset członków opowiadających się za reformą legislacyjną, która ma na celu ochronę pasażerów i zwiększenie praw ofiar przestępstw, do których dochodzi na wielkiej wodzie. Celem stowarzyszenia jest przyczynienie się do rozwoju branży wycieczkowej, podwyższenie standardów i zaostrzenie przepisów, ale także zapewnienie wsparcia osobom, które padły ofiarą przestępstw czy przemocy podczas rejsu wycieczkowego. Dzięki temu zarówno pasażerowie, jak i załoga, będą mogli czuć się absolutnie bezpieczni. Czy podobne bezpieczeństwo odczuwali zaginieni podróżni, po których nie pozostał żaden ślad?

Rejs życia. Spełnienie marzeń. Dla niektórych – droga powrotu do domu. Wszystko skończyło się gdzieś pośrodku wielkiej wody. Ta wydaje się też być jedynym świadkiem wydarzeń, który nigdy nie zabierze głosu… Ale czy odda jeszcze kiedyś ciało?

Chcesz poznać więcej podobnych historii? Sięgnij po Detektywa 6/2023 (tekst Anny Rychlewicz pt. Śmiercionośny rejs). Cały numer do kupienia TUTAJ.