Wspomnienia osoby zwalczającej włoską mafię

Sycylia, lata dziewięćdziesiąte. Na czele prokuratury w Palermo staje Gian Carlo Caselli. Zaczyna się polowanie na mafię.

Książka “Polowanie na mafię” Alfonso Sabella.
Fragment Rozdziału III

Zwłoki i kumple

(…) Znajomości Pietra Romea sięgały także na drugą stronę Cieśniny Mesyńskiej. Poprowadził nas do miejscowości Formello na przedmieściach Rzymu, dokąd szybko udaliśmy się dzięki Observerowi, małemu i wydajnemu samolotowi, jakim dysponuje policja. W dziurze przy drodze Cassia bis znaleźliśmy schowane ponad sto kilogramów materiałów wybuchowych. Tym razem jakość znacznie różniła się od starego trotylu wyłowionego z morza. Mieliśmy przed sobą dużo nowocześniejszy materiał do deflagracji, coś takiego jak bele mieszanki heksogenu z semtexem, które mogłyby wysadzić całą dzielnicę, ale nie taki był zamysł tych, którzy je tam schowali.

Materiały wybuchowe znalezione we Formello były pozostałą częścią po ładunku użytym w 1994 roku do nieudanego ataku na współpracującego z policją Salvatorego Contorna. Zostały ukryte pod Rzymem w oczekiwaniu na przewiezienie ich do Pizy, gdy wydany zostanie rozkaz o wysadzeniu słynnej wieży. Tak, właśnie Krzywej Wieży w Pizie. Był to prawdziwy plan zasadniczo wymyślony i organizowany przez Cosę Nostrę zgodnie ze strategią zamachów z 1993 roku. Na szczęście nie został wykonany. 

***

– Jeśli pewnego dnia w Pizie zabraknie wieży… – tak brzmiała wiadomość, którą bossowie pod wodzą Leoluki Bagarelli wysyłali w tamtych dniach.
Do wtedy znaleźliśmy poszukiwanych, broń i materiały wybuchowe. Później nadeszła najtrudniejsza część, czyli poszukiwanie zwłok. Oczywiście, to była operacja policyjna i nie myśleliśmy o innych sprawach, ale naprawdę trudno
jest pozostać nieczułym na widok rozkładających się ciał oraz szybko zakopanych ludzkich resztek. Zamordowani, o których później niczego nie udało się dowiedzieć. Typowe przypadki białej lupary. Romeo pomógł nam znaleźć ciało zakopane przy linii brzegowej Palermo: zwłoki chłopaka spoza Europy ze związanymi rękoma i nogami, włożone w czarny worek na śmieci.


Młody Tunezyjczyk nagrabił sobie, jedynie żądając zapłaty za swoją pracę jako pomocnik na pokładzie Il Lupo di San Francesco – statku rybackiego należącego do mafii, którym regularnie importowali setki kilogramów haszyszu z Maroka. Nieopodal Bolognetty Romeo wskazał nam drugie ciało.
Były to zwłoki niejakiego Giovanniego Ambrogia oraz inne ludzkie resztki pozostałe po pośpiesznym rozpuszczeniu w kwasie. O niektórych z tych przestępstw opowiadał nam Pasquale Di Filippo, którego współpraca z nami naprowadziła nas na trop Bagarelli. To właśnie on, jeszcze przed Romeem, otworzył nam furtkę do tak zwanego „pokoju śmierci”, jednego z najbardziej posępnych i przerażających miejsc, jakie widziałem w swoim życiu.

***

Wschodnie przedmieścia Palermo, ulica Messina Montagne. Była tam wielka stodoła, widoczna już z autostrady: magazyn otoczony chwastami, krzakami i wrakami samochodów. Szyld: „La commerciale”. Wewnątrz przestrzeń ogrodzona murem i, po prawej stronie, za ciężkimi, lekko zardzewiałymi drzwiami, pokój, małe biuro. Przypominało dyżurkę strażnika. We wnęce ukrytej za sztucznym świerkiem zakrywającym ściany leżały narzędzia: kajdanki, liny, sznury, druty, lateksowe rękawiczki. To wszystko było potrzebne do tortur. Na ścianach, bez konkretnego porządku, wisiało wiele świętych obrazków: Święta Rozalia, Święta Rita, Matka Boska, Święty Krzysztof – patron kierowców. I dusiciel Cosy Nostry.

Amen. Pasquale Di Filippo podczas pierwszego przesłuchania po schwytaniu Bagarelli opowiedział nam o tym miejscu. Jego dramatyczna opowieść zaczęła się od Villabate, od tego dziwnego pogrywania w wojnę między mafiosami i strachu Bagarelli, że dotknie go spisek „uciekinierów” – starych bossów, którzy przegrali wojnę mafii w latach osiemdziesiątych. Dlatego boss z Corleone wydał i nakazał wykonać wiele wyroków śmierci. Kolejnymi skazanymi tej przeklętej wiosny 1995 roku byli Gaetano Buscemi i Giovanni Spataro, wspólnicy biznesowi. Buscemi miał małe przedsiębiorstwo budowlane w Villabate, był bratankiem niejakiego Giuseppego Di Peri, którego Bagarella zabił wraz z synem niecały miesiąc wcześniej. 28 kwietnia wpadł w zasadzkę.

Spataro i Buscemi nabrali się na podstęp. Podczas gdy szli pieszo na budowę, zauważyli nadjeżdżającego na sygnale fiata cromę; w środku siedzieli mężczyźni w kamizelkach z napisem „Policja”. Z samochodu wysiedli mordercy z grupy Magana i Bagarelli z bronią w rękach. Zanim Spataro i Buscemi zdążyli się zorientować, co się działo, Salvatore Grigoli i sam Mangano posunęli za spust i zabili Spatara. Pozostali siłą zabrali Buscemiego do auta. Kierunek: pokój śmierci, gdzie za parę minut pojawi się Don Luchino we własnej osobie.

***

Buscemi był przesłuchiwany przez osiem godzin, nieustannie policzkowany, a później uduszony rękoma samego Bagarelli. Pasquale Di Filippo i Pietro Romeo byli na miejscu razem z pięcioma innymi pomocnikami. Wchodzili i wychodzili z pokoju. Gdy zdecydowali się współpracować z nami, opowiedzieli ze szczegółami i z ogromnym niepokojem o „przesłuchaniu” Buscemiego, które z pewnością było jednym z najdłuższych w historii Cosy Nostry. Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić to przesłuchanie: zimne światło neonowej lampy, jak z byle jakiego biura, Gaetano Buscemi blady jak duch, z twarzą pokrytą siniakami, przywiązany do starego, drewnianego krzesła z najtańszą poduszką. Spoglądali na niego kpiąco święci zawieszeni na ścianie.

Buscemi miał czterdzieści lat, był mafiosem małego kalibru i obiektywnie miał niewiele do powiedzenia. Po prostu wpadł w gierki władzy dużo większej niż ta, którą on miał – gry między Bagarellą i Gravianem z jednej strony a Provenzanem i Aglierim z drugiej. Godzinami przesłuchiwali go w tym pokoju. Bagarella na niego naciskał. Chciał wiedzieć wszystko o rodzinie Di Peri, nawet to, czego Buscemi nie mógł powiedzieć, bo po prostu tego nie wiedział. Na szyi zawiesili mu sznur. Cienki i chropowaty, którego końce zwisały za krzesłem.

Buscemi był przerażony, ale świadomy. Na tyle świadomy, że zawarł dziwny i makabryczny pakt ze swoimi mordercami. Wiedział, że jego los był już przesądzony i nie miał cienia szansy na ujście z życiem, wyłożył więc jedyną prośbę, której może mogli wysłuchać. Powiedział, że był gotów wyznać wszystko, co wie, pod warunkiem, że jego zwłoki nigdy nie zostaną rozpuszczone w kwasie: by przynajmniej jego żona i dzieci mogły stanąć i rozpłakać się nad jego grobem. Nawet dzisiaj przechodzą mnie dreszcze, gdy myślę o wewnętrznej sile tego mężczyzny, tego skazanego na śmierć.

***

Don Luchino zgodził się na propozycję Busciemiego, ten więc opowiedział, że jego wuj Giuseppe Di Peri był związany tylko z Pietrem Aglierim, który z kolei był bardzo blisko Provenzana, i niedawno spotkał się z pewnymi osobami, być może niektórymi z uciekinierów z Marsylii. Po tych słowach Bagarella „przerwał sprawozdanie” i wysłał Calvarusa na poszukiwanie Giovanniego Bruski, by i on na żywo usłyszał te słowa, które – według niego – potwierdzały, że Provenzano grał na dwa fronty. Ale nie udało się znaleźć bossa z San Giuseppe Jato. Przesłuchanie trwało do późnego wieczoru, aż do momentu, gdy Bagarella zrozumiał, że nie mógł już wydobyć innych informacji od biedaka. Później otworzył drzwi i powiedział:

– Jak chcesz się z kimś pożegnać, teraz możesz to zrobić.
Pozostali mafiosi weszli w małych grupkach i dokończyli sprawę. Była głęboka noc. Na pewno ktoś z obecnych musiał czuć mdłości albo politowanie – oczywiście tego nie okazując. Wszyscy razem sprawiali wrażenie aroganckich, byli jak wataha.

Ciało Buscemiego zostało związane, włożone do fiata fiorino i wyrzucone na jednej z ulic centrum Villabate, cały czas ze sznurem na szyi. Bagarella i Mangano, członkowie mafii, trzymali się paktów, dotrzymali więc umowy ze skazanym i dostarczyli ciało jego rodzinie. Gdy pojechałem na moje pierwsze oględziny w stodole, kręciło mi się w głowie i czułem się oszołomiony. Pomimo że minęły dwa miesiące od ostatniego zabójstwa w tym miejscu, wciąż czułem w pokoju niemożliwy do określenia zapach śmierci. Stało tam jeszcze  rozklekotane krzesło, do którego przywiązano i na którym zabito Buscemiego. Wciąż były tam liny, kajdanki, święci zawieszeni na ścianie i ślady innych egzekucji, innych morderstw.

***

Tak jak choćby morderstwo Vallecchii, znanego jako Gianniego Giannuzzę i zwanego ’U cantanti, czyli „śpiewakiem” po sycylijsku, bo śpiewał neapolitańskie piosenki.Miał piękny głos i klasyczny repertuar: ’O sole mio, Malafemmena, Reginella, ’O surdato ’nnammurato… Występował na weselach i wiejskich imprezach. W chwili egzekucji miał w kieszeni telefon – później zabójcy spalili go w przedsionku magazynu, by nie zostawić żadnych śladów. Usłyszeliśmy to od mafiosów, którzy zdecydowali się z nami współpracować.

W końcu znalazłem ten telefon: w kącie zobaczyłem sczerniałe i na wpół zwęglone części motoroli e-tacs. W jednym miejscu był widoczny kawałek numeru serii urządzenia. Pasowały do numeru komórkowego ’U cantanti. Miałem potwierdzenie, że skruszeni mafiosi mówili prawdę i w tym magazynie przelewała się krew. Tam w środku zabito wielu ludzi. To było typowe dla mafii, ale przede wszystkim – typowe dla nieludzkich osób. Jak choćby wtedy, gdy do magazynu zaciągnięto dwóch obywateli Maroka, z czego jednego z nich podejrzewano o próbę targnięcia się na cnotę żony Pasqualego Di Filippa.

Drugi został od razu zastrzelony przez Grigoliego, zabił go nabój 7.65, z tłumikiem. Jeden strzał, dokładnie między oczy. Tymczasem podejrzany zalotnik był „przesłuchiwany” i bity przez parę godzin. Później go uduszono, wykastrowano, włożono genitalia do ust i zabezpieczono je taśmą klejącą.

***

Nocą oba związane ciała zostały wyrzucone z furgonetki wzdłuż ulic Brancaccio, by służyły jako przestroga dla potencjalnych łamiących dziewiąte przykazanie wraz z kobietami mafiosów. Romeo opowiadał bez końca, przypominał sobie kolejne sprawy i dzielił się nimi. Zaprowadził nas do następnego strasznego miejsca. Znajdowało się w domku w Bolognetcie, około dwudziestu kilometrów od Palermo. Domek należał do Salvatorego Giuliana, ojca Francesca – tego od zamachu przy Galerii Uffizi. W wiejskim domu Giuliana mieścił się kolejny pokój śmierci, „laboratorium” wyspecjalizowane w rozpuszczaniu zwłok. Robiono to w wyjątkowo makabryczny sposób: ciała wkładano do kwasu, jakiego zazwyczaj używają jubilerzy, by wyczyścić metale szlachetne. To ciecz biała jak mleko, która w kontakcie z ludzkim ciałem reaguje, smażąc je jak gorący olej. Romeo wytłumaczył mi, że by przyspieszyć rozpuszczanie, zwłoki wkładano do blaszanej beczki nad dużym gazowym palnikiem – takim, jakich zazwyczaj używa się, by przygotować przecier pomidorowy – i podgrzewało się ją.

W ten sposób wzrastała temperatura kwasu i skracał się czas rozpuszczania. Romeo, tonem chemika-eksperta, opowiedział mi, że zwłoki zupełnie znikały po trzech czy czterech godzinach, a można jeszcze skrócić czas, mieszając kijem makabryczną zawartość beczki. Na końcu nie zostawało nic. Tylko złoto. Zawartość beczki wylewano na zewnątrz, na powierzchni pozostawały jedynie obrączka i złote protezy zębowe, których kiedyś się używało. Odnajdywano obrączkę oraz zęby i niszczono je.(…)

Polowanie na mafię, Alfonso Sabella. Książkę zobaczysz TUTAJ.