Tragedia w Wilczym Jarze: 30 osób zabitych

Czarna kartka z kalendarza: 15 listopada. 15 listopada 1978 roku w wyniku katastrofy drogowej z udziałem dwóch autobusów w Wilczym Jarze w Oczkowie (Żywiec) zginęło 30 osób – górników jadących do pracy w kopalni w Brzeszczach. Najmłodsze ofiary miały po 18 lat, najstarsza 48. Uratowano 9 osób. Tragedia w Wilczym Jarze to jedna z największych katastrof na polskich drogach

Dramat rozegrał się wczesnym rankiem, kiedy było jeszcze ciemno. Złożyły się na niego dwa zdarzenia, do których doszło w odstępie niespełna pół godziny. O godzinie 4:50 wpadł w poślizg, uderzył i przebił barierę na moście, spadając w wąwóz w Wilczym Jarze, rozbijając się blisko brzegu Jeziora Żywieckiego autobus z górnikami jadącymi na pierwszą zmianę. Wysokość pomiędzy jezdnią przebiegającą przez most a lustrem wody wynosiła około 18 metrów.

– Giniemy! – zdążył podobno krzyknąć kierowca.

Widząc, co się dzieje, kierowca kolejnego autobusu zatrzymał pojazd. Pasażerowie ruszyli na ratunek rannym, a kierowca pojechał do Żywca po pomoc. To jednak nie był koniec dramatu.

Tragedia w Wilczym Jarze: teorie spiskowe

Akcja ratunkowa prowadzona w ciemnościach była bardzo trudna, w dodatku istniała groźba, iż przez wyrwę w barierze kolejny pojazd może spaść z mostu. Jeden z pasażerów stanął na moście i zaczął zatrzymywać nadjeżdżające pojazdy. Kilka się zatrzymało, ale kierowca kolejnego autobusu z górnikami najprawdopodobniej nie zauważył ostrzegawczych sygnałów. Autobus prowadzony przez Bolesława Zonia wjechał na most i przez wyrwę w barierze wpadł do jeziora. Pojazd zatonął na głębokości 5 metrów. Na miejsce ściągnięto wszystkie służby ratunkowe, a wojsko przysłało amfibię. Niestety dla większości osób na ratunek było już za późno. Udało się ocalić tylko dziewięć osób. W prosektorium przy szpitalu w Żywcu zabrakło miejsca na ciała, dlatego przewożono je do świetlicy miejscowego tartaku.

Tragedia w Wilczym Jarze to jeden z największych wypadków komunikacyjnych po drugiej wojnie światowej. W wypadku dwóch autobusów życie straciło trzydziestu ludzi, w większości były to osoby bardzo młode. Wśród ofiar było dwudziestu dziewięciu mężczyzn oraz jedna kobieta – wdowa po tragicznie zmarłym górniku, która jechała po jego ostatnią wypłatę. Zginęli także kierowcy obu pojazdów.

Do dziś wiele osób jest przekonanych, że nie doszłoby do tragedii na moście, gdyby akurat tuż wcześniej w tym miejscu nie zepsuła się milicyjna nysa.

Jeśli wierzyć tej wersji, światła milicyjnego wozu oślepiły kierowcę pierwszego autobusu i dlatego ten wypadł z drogi.

Fot. brzeszcze.pl