Casanova z drogówki, czyli policjant bez hamulców

Przypomniała sobie o policyjnej ankiecie i zapoznała się treścią SMS-a. Nie była to jednak prośba o ocenę pracy policji drogowej w skali od 1 do 5, lecz dość śmiała propozycja erotyczna: „Masz cudowne cycuszki, Dorotko. Resztę pewnie także, ale wolałbym namacalnie się o tym przekonać. Chciałbym uprawiać z tobą seks. Co ty na to, spotkamy się?”. To pisał policjant.

Prawo jest prawem wtedy, gdy wszyscy są wobec niego równi. Niby proste, każdy potwierdzi, nikt nie zaprzeczy. Jednak w codziennym życiu spotykamy ludzi, którzy uważają, że wolno im więcej niż tak zwanym zwykłym obywatelom, z racji ich zawodu bądź osiągnięć. Jedna osoba ładnie śpiewa, druga jest znanym politykiem, sportowcem lub dziennikarzem, a inna pracuje w takich służbach, gdzie prawo jest w sposób specyficzny respektowane.

Karol W. nie miał talentu muzycznego, polityka brzydziła go nawet na ekranie telewizora, ze sportu uprawiał tylko kibicowanie, a dziennikarzy po prostu nie trawił. Był natomiast pracownikiem „odpowiednich służb”. Daleko mu było, co prawda, do Jamesa Bonda, który posiadał licencję na zabijanie i szereg innych uprawnień niedostępnych szarakom, niemniej w mundurze aspiranta policji czuł się po trosze takim właśnie agentem służb specjalnych. Wydawało mu się, że jest nietykalny. Przez pewien czas rzeczywiście tak było, koledzy go kryli, ale jak to się mówi, dopóty dzban wodę nosi…

Policjant: Mów mi Carlo…

Dorota B. od ponad 10 lat miała prawo jazdy. Nie uważała się za mistrza kierownicy, jeździła ostrożnie, przestrzegała wszystkich przepisów kodeksu drogowego, pilnowała przeglądów technicznych samochodu – i dzięki temu nigdy nie uczestniczyła w żadnym wypadku ani nawet stłuczce, a liczba jej punktów karnych ciągle była zerowa. Jej wolna jazda irytowała niektórych kierowców, często wysłuchiwała kąśliwych uwag w rodzaju „paniusiu, to nie czerwony dywan, tylko trasa szybkiego ruchu”, ale puszczała je mimo uszu. Usłyszała kiedyś od babci, że „jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy”, i mogłaby się obydwoma rękami podpisać pod tym powiedzeniem.

Wracała do Lublina z delegacji służbowej. Jak zwykle jechała w tempie largo, jednak tego dnia nikt jej nie poganiał, ponieważ drogówka wyłapywała piratów łamiących przepisy. A wiadomo, że z „miśkami” żartów nie ma. A oto i oni. W płytkiej zatoczce stała policyjna kia i dwóch funkcjonariuszy. Jeden z suszarką, czyli rejestratorem prędkości przejeżdżających aut, drugi z biało-czerwonym lizakiem. Widząc zbliżające się czerwone suzuki swift z kobietą za kierownicą, dali znak do zatrzymania się. Chociaż Dorota B. niczego nie zbroiła, poczuła lekki niepokój. Kontrola drogowa to nic przyjemnego, nawet jeśli człowiek nie ma nic na sumieniu. Zjechała na pobocze, przystanęła i czekała. Ten z lizakiem nie spieszył się. Szedł wolnym, majestatycznym krokiem. Mimo że dzień był raczej pochmurny, zasłaniał oczy dużymi lustrzankami. Widocznie podpatrzył ten styl w jakimś amerykańskim filmie policyjnym.

Padło standardowe polecenie o okazanie prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego pojazdu. Ton głosu też miał „made in USA” – niedbały, lekko zblazowany. Brakowało tylko, żeby zwrócił się do niej „bejbi” albo „złotko”.

Policjant bezprawia

Dziwnie długo przeglądał dokumenty, jakby zostały zredagowane w języku kiswahili. W końcu przestał, ale nie oddawał ich właścicielce. Dorota nie wytrzymała.

– Czy popełniłam jakieś wykroczenie?

– A czuje się pani winna? – odsłonił w uśmiechu zęby, które skojarzyły jej się ze szczękami rekina.

Gdyby ten facet nie był policjantem, odpaliłaby mu, że jego pytanie jest idiotyczne. Ale wolała z nim nie zadzierać, szkoda jej było czasu na dyskusje, więc tylko spytała, czy może już jechać.

– Tak, oczywiście, wszystko jest w zasadzie OK… – ręka, w której trzymał jej prawko i dowód, naraz się cofnęła.

Potarłszy wystający podbródek zaczął mówić, że komenda główna wymyśliła ankietę. Będą kontaktować się z kierowcami, których kontrolowano na drodze i pytać ich jak oceniają funkcjonariuszy. Ale spokojnie, nie będą nikogo nigdzie wzywać, wyślą SMS-a z kilkoma prostymi pytaniami.

– W związku z tym, poproszę o numer pani telefonu.

Dorota zawahała się. Co ten gliniarz bredzi? Jaka ankieta? Nigdy o czymś takim nie słyszała. Ostatecznie jednak, wszystko jest dziś możliwe. A niech tam! Podała mu numer komórki, który policjant wpisał do kontaktów na swojej.

– Skoro mam pani numer, to jesteśmy znajomymi – powiedział nieoczekiwanie i znowu uśmiechnął się jak ludojad z filmu Spielberga. – By the way, mów mi Carlo…

„Kretyn” – pomyślała Dorota. Ponieważ nie odwzajemniła prezentacji, pociągnął ją za język.

– A ty jak masz na imię?

– Nie przeczytał pan w prawie jazdy?

– Ach, racja, Dorota! – wymówił jej imię z mało przyjemnym podtekstem. – No to szerokiej drogi, Dorotko. Może jeszcze się spotkamy…

Chciałbym się z tobą kochać

Dorota B. wiedziała, że podoba się mężczyznom. Była świadoma swojej urody. Może nie zapierającej dech w piersiach, ale będącej balsamem na zmysł wzroku. I dobrze jej było z tym. Nie miała nic przeciwko komplementowaniu przez facetów jej walorów, nawet na te nieco śmielsze uwagi nie reagowała rumieńcem. Niewątpliwie i tej namiastce Rambo z lizakiem w dłoni wpadła w oko. Cóż, nic na to nie poradzi, nigdy jednak nie spotkałaby się z nim. Było w nim coś obleśnego – te oczy, ten głos, te drapieżne zęby. Cóż, najlepiej zapomnieć. I zapomniała, zanim jeszcze dotarła do Lublina. On jednak nie zapomniał o niej…

Kilka dni później zobaczyła w komórce powiadomienie o SMS-ie wysłanym z nieznanego numeru. Miała zwyczaj od razu, nie czytając takich wiadomości, usuwać je. Przeważnie był to spam z informacją, bez której większość ludzi spokojnie może się obyć. Teraz jednak przypomniała sobie o policyjnej ankiecie i zapoznała się treścią SMS-a. Nie była to jednak prośba o ocenę pracy policji drogowej w skali od 1 do 5, lecz dość śmiała propozycja erotyczna: „Masz cudowne cycuszki, Dorotko. Resztę pewnie także, ale wolałbym namacalnie się o tym przekonać. Chciałbym uprawiać z tobą seks. Co ty na to, spotkamy się?”. Żeby nie było żadnych wątpliwości nadawca SMS-a podpisał się „Carlo”.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Jak się zachowywał policjant? Sięgnij po Detektywa 8/2022 tekst Mariusza Gadomskiego pt. Casanova z drogówki. Cały numer do kupienia TUTAJ.

Niepełnosprawny zabójca. Czy to możliwe?. Czytaj TUTAJ.