Dziewczyna diabła warta. O kim mowa?

A przecież nic nie wskazywało na to, że Hanka zejdzie na złą drogę. W domu nie było za bogato, ale też nie można powiedzieć, że brakowało pieniędzy na jedzenie i ubranie. Nawet zabawek w życiu przedszkolnym miała tyle, że inne dzieci chętnie przychodziły do niej na wspólne spędzanie czasu.

Od początku jednak Hanka miała buntowniczą naturę. A reakcją najchętniej przez nią stosowaną na wszelkie propozycje rodziców i nauczycieli było słowo „nie”. Nawet gdy po jakimś czasie robiła coś na „tak”, bo rozum podpowiadał, że to dobry wybór, początek musiał zaczynać się od negowania czyichś racji. Początkowo, zarówno rodzice jak również wychowawczynie w przedszkolu uważali, że to cecha przywódcza. I że w dorosłym życiu Hanka będzie prezesem, dyrektorem, a nawet ministrem czegoś tam. Skoro takie było ich przekonanie, to i nie korygowali zachowania dziewczynki. Uważali, że jej postawa nabierze z czasem profesjonalnego blasku o dużej sile oddziaływania.

Już w podstawówce okazało się, że jest wyjątkowo zdolna i szybko się uczy. Tyle że nie przestrzega dyscypliny szkolnej, co w rezultacie skutkowało obniżeniem stopnia ze sprawowania. No i podobno wymądrzała się przeokropnie, wyprowadzając nauczycieli z równowagi. Jakby i tego było za mało, pobiła chłopaka, który pociągnął ją za warkocz. Dając tym samym dowód głębokiej, wczesnoszkolnej miłości do obiektu swoich westchnień. Została więc okrzyknięta chuliganką, co z reguły kwitowała wzruszeniem ramion.

W szkole średniej stała się inicjatorką drobnych kradzieży sklepowych. Ot, „dla sportu”, bo przecież okoliczności nie mogły skłaniać jej do wyczynów tego rodzaju. Namówiła dwie koleżanki, które miały pełnić funkcję „obstawy”, podczas gdy ona buszowała między półkami, wybierając stamtąd jakieś drobiazgi dla siebie i dla dwóch pozostałych dziewczyn. Co gorsza, poczucie sukcesu tak weszło jej w krew, że z batonów i śliwek w czekoladzie przerzuciła się któregoś dnia na cenniejsze przedmioty, jak na przykład bieliznę, którą upychała pod ubraniem, dzieląc się później „łupem” ze swoją obstawą.

Co najciekawsze, w klasie była nie tylko prymuską, ale na dodatek urodziwą panną. Jej wybujała uroda wabiła rówieśników i chłopców ze starszych klas. Chłopcy starali się na wyścigi o jej względy, jednak… bez rezultatu.

Dziewczyna dawała każdemu do zrozumienia, że jest niedojrzały i że potrzeba im jeszcze co najmniej 10, a nawet 15 lat do wejścia w dorosłość. Trudno więc się dziwić, że w takim klimacie nie mogła zyskać sympatii odrzucanych po kolei „miłośników”. Co – jak się niebawem okazało – nie wyszło jej na zdrowie.

Nosiła w sobie jakiś ukryty pęd do ryzyka. Szkoda, że przekładał się on na doskonalenie złodziejskiego rzemiosła. Obrana przez nią ścieżka była o tyle niezrozumiała, że rodzice zaopatrywali ją w przedmioty potrzebne do życia na co dzień. Jak wynika z zeznań matki dziewczyny, zapisanych w aktach sądowych, Hanka była w stu procentach zaopatrywana w artykuły pierwszej potrzeby.

Rodzice nie mogli przewidzieć, że oprócz pierwszej potrzeby istnieje jeszcze druga i trzecia. A może nawet kolejne, bo Hanka traktowała swoje nieostrożne (chciałoby się rzec: przestępcze!) hobby podobnie jak wędkarz łowienie ryb, a myśliwy polowanie, aczkolwiek nie z pomocą kradzionego sprzętu. O ile, będąc w szkole podstawowej wynosiła ze sklepów majtki, rajstopy i szaliki, to w pierwszej licealnej już sweterki, a przymierzała się nawet do butów.

Matka oczywiście wiedziała, że córka ubiera się w ciuchy, na które nie dostała od niej pieniędzy. Na wszelkie pytania w tej sprawie Hanka odpowiadała, że od czasu do czasu udziela korepetycji koleżankom ze starszych klas podstawówki, otrzymuje za to jakieś pieniądze, a wtedy kupuje różne drobiazgi. Dawała do zrozumienia, że czas, jaki naprawdę spędzała w lustrowanych przez nią sklepach, rezerwowała na te rzekome korepetycje.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 10/2023 (tekst Mirosława Prandoty pt. Dziewczyna diabła warta). Cały numer do kupienia TUTAJ.