Kristina z Mrowin wyszła do szkoły i już nie wróciła do domu. Została zamordowana. Zabójcą okazał się daleki krewny, dobrze znający zwyczaje rodziny, który często przebywał u ofiary w mieszkaniu. Proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami. I choć w pierwszej instancji oskarżonego skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności, to na wniosek obrońców apelacja w 2023 roku doszukała się wątpliwości w opinii biegłych sądowych. Czy dzięki temu domniemany zabójca ponownie trafi na badania, a proces rozpocznie się od nowa?
Skrzyżowanie ulic Leśnej i Szkolnej. W pobliżu znajduje się kościół rzymskokatolicki. Jest również ochotnicza straż pożarna, młodzieżowy ośrodek wychowawczy, spichlerz i urokliwy pałac w ruinie… Mrowiny. Wieś w gminie Żarów, w powiecie świdnickim, na Dolnym Śląsku. Przez kilka dziesięcioleci nikt o niej nie słyszał.
– Coraz mniej nas tutaj – opowiadają mieszkańcy. – Zaledwie około tysiąca dusz… A po tym dramacie, z Kristiną, jeszcze mniej. Wyjeżdżają, nie chcą tu mieszkać.
Wyjeżdżają nawet ci, z sąsiedniego Żarowa.
Kristina z Mrowin – pilna, wzorowa uczennica
– Mała, z warkoczykami, z ust której nigdy nie schodził uśmiech – wspominają Kristinę. – Pełno jej było wszędzie… Koleżanki, szkoła… Żywe sreberko – opowiadają o dziewczynce, która zawsze wracała grzecznie do domu.
– Pilna, wzorowa uczennica – mówili o niej nauczyciele z podstawówki, do której uczęszczała.
– Mieszkała z matką i dwójką młodszego rodzeństwa – ktoś wskazał na mieszkanie w sąsiednich blokach.
– W Mrowinach żyją również rodzice matki Kristiny – dodawano.
Tutaj, w Mrowinach, każdy pilnuje swego. Przez wiele lat matka Kristiny przebywała w Irlandii. Tam poznała męża, Czecha, ojca trójki jej dzieci, stąd też czeskie brzmienie imienia dziewczynki. Po rozwodzie kobieta wraz z dziećmi powróciła do kraju. Na stałe, bo na posesji swych rodziców w Mrowinach rozpoczęła budowę domu jednorodzinnego.
Pamiętny dzień…
– Był czwartek, 13 czerwca 2019 roku, jak dziś pamiętam – opowiada jedna z mieszkanek. – Trudno było potem zapomnieć tę datę. Wtedy, z daleka, widziałam po raz ostatni Kristinę. Jak zwykle dziewczynka szła do szkoły.
Nauczyciele też zapamiętali tamten dzień, gdy uczestniczyła w ostatnich w życiu zajęciach.
– Miała jeszcze chór, pod koniec lekcji – mówiła pani od śpiewu.
– Wychodziła do domu około godziny 13. Miała zaledwie kilometr do przejścia… – relacjonowała później wychowawczyni dziewczynki.
Nikomu z obserwujących nie mogło wówczas wpaść do głowy, co się z nią za chwilę stanie; że zostanie zamordowana!
– Spokojnie tu zawsze, ludzie życzliwi, nikt nikomu żadnej krzywdy nigdy nie zrobił – twierdzono.
Kristina z Mrowin
Gdy Kristina nie wracała ze szkoły, a rodzina dowiedziała się, że już dawno opuściła mury placówki, wszczęto alarm. Powiadomiono nawet komisariat w sąsiednim Żarowie. Wezwano śmigłowiec.
– Włączyliśmy się wszyscy w poszukiwania – wspominali strażacy z tutejszej ochotniczej placówki, kiedy rozniosła się wieść po wsi, że Kristina gdzieś znikła, że nie wróciła do domu.
Kto mógł, ruszył zaginionej dziewczynce z pomocą. Dorośli, jak i jej koledzy i koleżanki ze szkoły. Dołączyli do policjantów z rejonu i powiatu. Sprowadzono nawet jednostki z województwa. Mimo podjętych działań, 10-latki nie odnaleziono.
Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej zbrodni? Sięgnij po Detektywa 12/2024 (tekst Romana Roesslera pt. Odpoczywaj w spokoju, Aniołku). Cały numer do kupienia TUTAJ.