Kryminalny PRL: Oblatywacz damskich wdzięków

W okresie PRL-u „oknem na świat” była nie tylko telewizja, ale również hotele kategorii „S” w dużych miastach. Rozmowy w obcych językach, luksusowe auta na parkingu i marlboro za kilkadziesiąt centów w kiosku Pewexu składały się na łatwo przyswajalny erzac życia po drugiej stronie żelaznej kurtyny. W takich miejscach można było, bodaj na chwilę, uciec od zgrzebnej rzeczywistości ulicy, klitki w bloku i problemów z wyrobieniem planu w zakładzie pracy.

Osobnym życiem w PRL-u żyły hotelowe restauracje, dostępne nie tylko dla gości, ale w zasadzie dla każdego, kto miał odpowiednią ilość gotówki. Obowiązywały tam znacznie wyższe marże na dania i napoje niż np. w barze mlecznym. Można było w nich nie tylko pojeść i popić, ale także potańczyć na dancingu, a nawet obejrzeć występy striptizerek. Takie przyjemności miały swoją cenę, aczkolwiek panowie na delegacji potrafili tak rozpisać koszty podróży służbowej, żeby wyjść na swoje. Zabawa trwała niekiedy do białego rana, nie zawsze jednak dobrze się kończyła. Czasami płaciło się za nią życiem…

Tak się bawiło w PRL-u

Wczasach PRL-u lubelska Victoria przy ulicy Narutowicza uchodziła za najbardziej reprezentacyjny hotel w mieście. Co prawda budowano go blisko 10 lat, a mimo to miał liczne niedoróbki, ale miał barek na ostatnim, 11. piętrze, gdzie serwowano m.in. lody zabajone. To rekompensowało niedziałające w pokojach telefony, częsty brak ciepłej wody i zapach starej frytury ulatniający się z kuchni.

4 listopada 1985 roku, na dancingu w restauracji bawiła się przynajmniej setka osób. To nic, że następnego dnia trzeba było iść do pracy, ani że kac będzie murowany. Przecież kierownik swój chłop, zrozumie. Liczyło się dzisiaj, chwila, kiedy można było stuknąć się kieliszkiem z nieznajomym i pokrzyczeć na kelnera, że podał za zimne flaki.

Orkiestra grała najmodniejsze szlagiery sezonu, m.in. „Cherry, cherry lady” duetu Modern Talking i „Power of love” Jennifer Rush. Pary przesuwały się po parkiecie w rytm nastrojowych dźwięków, niektórzy śpiewali refren razem z wokalistą. Było po zachodniemu, ale też i swojsko, prawie rodzinnie.

W takiej oto szampańsko-dekadenckiej atmosferze narodziła się brutalna zbrodnia. Ofiara i sprawca bawili się tego wieczoru w Victorii, tam się wszystko zaczęło.

Najpierw zobaczył jej nogi

Dwa dni później 18-letni Piotr W. późnym wieczorem pożegnał się ze swoją dziewczyną, z którą był na wycieczce poza Lublinem, po czym wsiadł do trolejbusu i pojechał do domu. Mieszkał z matką (rodzice byli po rozwodzie) w bloku w dzielnicy LSM.

Idąc od przystanku zobaczył, że okno w pokoju jest otwarte. Trochę go to zdziwiło; przecież to listopad, we Wszystkich Świętych spadł śnieg, co za pomysł, żeby wietrzyć mieszkanie o tak późnej godzinie? Zwłaszcza, że matka należała do zmarzluchów.

Nacisnął dzwonek przy drzwiach, ale rodzicielka mu nie otworzyła. Może już spała? Z westchnieniem sięgnął do kieszeni po klucz, włożył go do zamka i chciał przekręcić, ale zasuwa nie blokowała drzwi. Były otwarte. To Piotra jeszcze bardziej zdziwiło, a nawet zirytowało. W domu mieli pieniądze i złoto, a złodzieje tylko wypatrują takich okazji. Taki np. Waldek z 1. piętra, który kilka miesięcy temu wyszedł z mamra i robił wszystko, żeby znowu tam trafić.

W mieszkaniu panowała niepokojąca cisza. Słychać było szum wody w rurach. W nozdrza uderzył odór alkoholu i czegoś jeszcze. Piotr W. zajrzał do sypialni matki, ale nie było jej w łóżku. Znalazł ją w dużym pokoju. Zapalił światło i najpierw zobaczył jej nogi. Wystawały zza telewizora, który stał w kącie pod ścianą.

– Mamo! – zawołał i podbiegł do niej.

Matka zwisała głową w dół, opierając się nogami o skrzynię odbiornika. Nie dawała oznak życia. Jej głowa była zmasakrowana. Na ławie stały kieliszki, talerzyki z resztkami jedzenia i częściowo opróżniona butelka wódki. Druga, potłuczona, leżała na podłodze. Parkiet pokrywały smugi krwi.

Przedstawił się jako Darek

Milicyjny lekarz stwierdził zgon 41-letniej Elżbiety W., pracownicy umysłowej w uspołecznionej instytucji, na skutek uduszenia. Przed śmiercią zadano jej w głowę ciosy twardym przedmiotem. Była to butelka po extra żytniej, po którymś z uderzeń się rozbiła. Na szkle znajdowała się krew kobiety.

Na podstawie plam opadowych i ich umiejscowienia ustalono, że zgon Elżbiety W. nastąpił, co najmniej 24 godziny przed znalezieniem jej zwłok przez syna. Ciało zostało przeciągnięte za telewizor.

Ekipa śledcza zdjęła odciski palców z kieliszków i odłamków szkła. Przesłuchano syna ofiary. Zeznanie Piotra W. było nader interesujące. Powiedział milicji, że poprzedniego dnia, po powrocie ze szkoły, zastał w mieszkaniu obcego mężczyznę, który ucztował z jego matką. Na stole było wino, wódka i ciastka.

– Mama mówiła, że poznała tego gościa 4 listopada, wieczorem, w jakiejś restauracji. Dała mu adres i numer telefonu, a on przyjechał do niej nazajutrz. Poszli do łóżka, matka po rozwodzie często przyjmowała w domu mężczyzn – zeznał 18-latek.

Nieznajomy był sporo od niej młodszy. Przedstawił się jako Darek. Miał ciemne włosy i wąsy. Elegancko, drogo ubrany. Typ lowelasa. Piotr wybierał się do swojej dziewczyny. Poprosili go, że jeśli może, niech zostanie u niej na noc i wróci dopiero wieczorem następnego dnia. Zrozumiał, że chcą być sami. Darek dał mu trochę pieniędzy, więc nie protestował. Pojechał z dziewczyną na wycieczkę. Po powrocie do domu znalazł matkę nieżywą.

W PRL-u ciastka pakowało się do torebek bez napisów

Wyglądało na to, że ów facet, zostawszy z kobietą sam na sam, pobił ją i udusił. Zbrodnia miała charakter rabunkowy. Piotr W. stwierdził, że z mieszkania zginęła gotówka oraz biżuteria na łączną kwotę ponad 65 tys. zł.

Dariusz to było wtedy popularne imię, a rysopis podany przez Piotra pasował do wielu mężczyzn. Żeby dowiedzieć się czegoś więcej o „koledze” zamordowanej, postanowiono znaleźć restaurację, w której Elżbieta W. zawarła fatalną dla siebie znajomość. Dziś wskazówką mogłoby być opakowanie po ciastkach, piekarnie i cukiernie drukują adres, numer telefonu, stronę w internecie. W szarych latach 80. tego nie było, ciastka pakowano do papierowych torebek bez żadnych napisów.

Chcesz poznać kulisy tego zabójstwa? Sięgnij po Detektywa 11/2021 (tekst Karola Rebsa pt. “Oblatywacz damskich wdzięków”). Cały numer do kupienia TUTAJ.