Majstry kontra klienci. Zwłoki na budowie

Zwłoki na budowie. Relacje na styku inwestor – wykonawca, czyli klient – majster, od zawsze skazane były na narastanie konfliktów. Jednemu chodziło o wykonanie pracy szybko, dobrze i tanio a drugiemu o zrobienie tego łatwo, lekko i z dużym zyskiem. Często więc strony próbują swoich sił w negocjacjach. Czasami – niestety – jedna ze stron przekracza dopuszczalne granice i dochodzi do ekstremalnych zdarzeń, które znajdują finał na sali sądowej.

O tym, że Janusz G., realizując swoje kolejne budowy, zawsze stara się oszukać kolejne ekipy i nie dopłacić pełnej kwoty, wiedzieli chyba wszyscy w okolicy miasta S., na północy Polski. Pomimo to udało mu się w ten sposób wybudować trzy domy: dla siebie i dla dwóch synów.

Zwłoki na budowie

Metoda jego postępowania była dość prosta i miała nawet pozory racjonalności. Działającą na jego budowie ekipę początkowo tylko obserwował i nie wtrącał się do tego jak pracują. Uważnie jednak odnotowywał sobie wszelkie uchybienia. Kiedy już prawie kończyli to, co mieli do zrobienia i zbliżał się termin ostatecznej zapłaty, wówczas miły dotychczas starszy pan, zmieniał się w znawcę sztuki budowlanej i stawał się upiornym wytykaczem błędów. Żądane przez niego poprawki początkowo były wykonywane, ale to powodowało tylko, że wyszukiwał kolejne uchybienia i tak bez końca. Po jakimś czasie ekipa odmawiała w końcu wykonania poprawek, a Janusz G.
odmawiał dopłacenia końcowej kwoty za wykonane prace.

Okazywało się wtedy, że gdyby wcześniej szefowie ekipy zrozumieli, że nie chodzi o poprawki tylko o pozbycie się ich z budowy, wówczas mniej by się namęczyli i mniej by stracili czasu, i roboczych dniówek. Finałem zabawy w poprawki było zejście wykonawców z terenu budowy. Było trochę krzyku, gróźb, czasem jakieś wizyty u prawników, ale w końcu i tak Janusz G. nie płacił za pewną część prac i budowa wychodziła mu dość tanio.

Jeśli były jakieś prace rzeczywiście wymagające dokończenia, zawsze znalazła się jakaś inna ekipa, która to zrobiła pomimo wiedzy, jak postąpił z poprzednią.

***

Policjanci badający później jego kontakty z ekipami budowlanymi ustalili, że żadna z firm pracujących dla Janusza G. nie wystąpiła do sądu z pozwem przeciwko niemu. Niestety: powszechną praktyką było i jest nadal niezawieranie pisemnych umów i praca „na czarno”, aby uniknąć kosztów wynikających z płacenia ZUS-u i podatków. Janusz G. perfidnie wykorzystywał tę sytuację, a firmy nie miały dokumentacji, którą mogłyby przedstawić w sądzie.

Kiedy wiosną 2016 roku kupił w centrum miasta sporą działkę budowlaną ze stojącym na niej rozpadającym się drewnianym domem, wiele osób „z branży” szybko dowiedziało się o tym, że planuje wyburzyć „drewniak” i postawić w tym miejscu wielorodzinny budynek z pomieszczeniami użytkowymi na parterze. Posesja znajdowała się przy głównej ulicy i oczywistym było, że taki plan ma ekonomiczne uzasadnienie. Od razu pojawiły się komentarze, że firma, która podejmie się pracy u nieuczciwego inwestora, musi liczyć się z kłopotami. I chyba ta niosąca się wieść utrudniła mu znalezienie wykonawcy. Bo po rozebraniu drewniaka, aż do września 2017 roku na terenie posesji nic się nie działo.

W końcu jednak pojawili się w tym miejscu pracownicy sporej firmy z dość odległego Z. i rozpoczęli prace.

Czasy jednak trochę się zmieniły i zmieniły się też firmy budowlane, co zablokowało sposób działania Janusza G.

Zwłoki na budowie. Próba sił

Być może kierując się pogłoskami o jego nieuczciwości firma zawarła z nim szczegółową umowę z podziałem prac na liczne etapy. Po zamknięciu których miała następować płatność, pod rygorem przerwania wykonawstwa i naliczenia wysokich karnych opłat.

I od początku starannie pilnowali zapisów umowy. Oczywiście Janusz G. nie byłby sobą, gdyby nie spróbował ich ograć. Po drugim etapie zaczął opowiadać, że opóźni wypłatę transzy za wykonane prace, bo nie może zerwać lokaty. Obiecywał zrobić to za tydzień. Szefostwo firmy było jednak konsekwentne i natychmiast przerwało prace. Pracownicy nie wrócili na budowę do czasu aż inwestor dokonał pełnej wpłaty z karą za każdy dzień opóźnienia. Ta próba sił chyba wystarczyła, bo tego rodzaju kłopoty już się więcej nie powtórzyły. Janusz G. chyba czekał na zakończenie budowy, aby zacząć swój wypróbowany sposób z żądaniem poprawek przed wypłaceniem reszty należności. Tymczasem  rozpoczęto prace we wnętrzach. Z zewnątrz wszystko wyglądało na ukończone.

Chcesz wiedzieć jak zakończyła się tak historia? Sięgnij po Detektywa 6/2023 (tekst Dariusza Gizaka pt. Majstry kontra klienci). Cały numer do kupienia TUTAJ.