Nic nie zapowiadało tragedii. A jednak…

Ranek, 25 czerwca 2015 roku, nie zapowiadał żadnej tragedii. Adrian S. dostał tygodniową wypłatę (był brukarzem), a Elżbieta spodziewała się pocztowego przekazu z alimentami. Mężczyzna kupił ćwiartkę wódki i zadowolony stanął w progu mieszkania swojej kobiety. Powitała go z palcem na ustach – niech nic nie mówi, szybko wyjdzie na klatkę, bo w pokoju siedzi jej matka. Znów zrobi awanturę. Spotkają się, kiedy gość wyjdzie.

Do komendy policji w miasteczku P., na Dolnym Śląsku, zadzwonił lokator domu komunalnego. Słyszał krzyk sąsiadki z parteru, Elżbiety F., i jej wołanie o pomoc. Po chwili ktoś z trzaskiem zamknął tam okno i nastała cisza.

– Zbiegliśmy z żoną na dół – opowiadał mężczyzna – na klatce stał syn Eli, 8-letni Zbyszek, i płakał. Mówił, że mama tak dziwnie leży na łóżku, ma krew na buzi i chyba nie oddycha. Nie może się do niej zbliżyć, bo wujek Adrian kazał mu bawić się na podwórku.

– Rozmawialiśmy na klatce z chłopcem – zeznał ów informator – gdy nagle otworzyły się drzwi od mieszkania Eli i wyjrzał jej facet. Naskoczył na Zbynia, dlaczego nie pilnuje roweru, który został koło trzepaka. Odepchnął mnie, gdy chciałem zajrzeć do środka.

Patrol policji udał się pod wskazany adres. Funkcjonariusze zobaczyli martwą młodą kobietę leżącą na tapczanie. Lekarz stwierdził na jej ciele liczne ślady pobicia. Zgon nastąpił na skutek uduszenia.  W mieszkaniu nie było nikogo innego, ale wkrótce rozemocjonowani lokatorzy budynku wskazali policji mężczyznę, kręcącego się w pobliżu. Był to Adrian S., konkubent ofiary. Doprowadzono go do radiowozu; w chwili wsiadania wyleciał mu z kieszeni tapicerski nóż. Mężczyzna od razu przyznał się do zabójstwa. Został zawieziony do aresztu.

Nie rób tragedii – Chciał ją tylko uciszyć

W czasie przesłuchania podejrzany wyjaśnił, jak doszło do tragedii. Z Elżbietą F. spotykał się od półtora roku. Oboje byli po przejściach. On miał za sobą dwa nieudane małżeństwa i troje dzieci z tych związków. Ona była w podobnej sytuacji. Z powodu sięgania po alkohol (od pewnego czasu wystrzegała się picia, chodziła na spotkania do Klubu Anonimowych Alkoholików), miała nad sobą kuratora sądowego.

Ranek, 25 czerwca 2015 roku, nie zapowiadał żadnej tragedii. Adrian S. dostał tygodniową wypłatę (był brukarzem), a Elżbieta spodziewała się pocztowego przekazu z alimentami. Mężczyzna kupił ćwiartkę wódki i zadowolony stanął w progu mieszkania swojej kobiety. Powitała go z palcem na ustach – niech nic nie mówi, szybko wyjdzie na klatkę, bo w pokoju siedzi jej matka. Znów zrobi awanturę. Spotkają się, kiedy gość wyjdzie.

Od razu popsuł mu się humor. Z matką Eli byli „na noże”. Cały czas wkładała córce do głowy, aby nie zadawała się z kimś takim, jak on: mało zarabiał, mieszkał kątem u brata, był obciążony alimentami.

***

Adrian S. potulnie wyszedł z bloku. Do godziny 3 po południu wałęsał się po mieście. Po wypiciu dwóch piw wrócił pod blok. Od młodszego syna Eli dowiedział się, że babcia wyszła.

Mieli spędzić miły wieczór; przyniósł ćwiartkę żołądkówki, ale Elżbieta nie była usposobiona na intymne spotkanie. Pożaliła mu się, że matka, pod pretekstem zapłacenia zaległego czynszu, zabrała jej prawie całe alimenty, które właśnie przyniósł listonosz. To z tego powodu tak się ociągała z wyjściem. Na pewno po powrocie z poczty wstąpiła do sklepu i za resztę pieniędzy kupiła sobie alkohol.

Zdenerwował się. Zarzucił partnerce, że nie potrafi przeciwstawić się rodzicielce, nie broni go, kiedy przyszła teściowa nazywa go darmozjadem. Jak długo to jeszcze potrwa, przecież we wrześniu mają wziąć ślub! Po co on wybiera się do Niemiec, gdzie ma zarobić na weselne przyjęcie?!

Odpowiedziała, że jeszcze nie wie, czy się z nim zwiąże, matka ma rację, przecież on nic nie ma, nawet własnego kąta, po prostu gołodupiec. Z pracą też mu nie wychodzi. Przez tę znajomość kuratorka wystawi jej złą opinię i zabiorą dzieci do bidula.

***

Padły ostre słowa. Kiedy rzuciła się na niego z pięściami, chwycił ją za włosy. Krzyczała: „Ratunku”, chciał ją uciszyć, ścisnął za gardło. Nie przyszło mu do głowy, że za mocno, ona jest drobna, a on ma wyrobione dłonie, jak to u brukarza. Kiedy zdjął palce z jej krtani, upadła bez czucia na podłogę. Próbował ją ratować metodą usta-usta; daremnie. („Podejrzany płacze, mówi wyłącznie o tym, jak bardzo kochał Elżbietę, protokołowanie wyjaśnień zostało przerwane” – odnotowano w aktach śledczych.)

– Chwilę potem wszedł Zbyszek – zeznał Adrian S., kiedy po ataku szlochu doszedł do siebie – zapytał, co się stało mamie. Wyjaśniłem mu, że trochę wypiła, musi się przespać. Niech wraca na podwórko. Sąsiadce, która z mężem dobijała się do drzwi, powiedziałem, że Ela leży pijana, trzeba ją zostawić w spokoju. Gdy odeszli, pozamykałem wszystko i poszedłem na miasto. Musiałem się napić. Chciałem sobie coś zrobić, ale mnie zmorzyło i usnąłem na ławce. Kiedy się obudziłem, niczego nie pamiętałem poza tym, że Ela czekała na mnie z kolacją.

Pozostanie w moim sercu. To co pozostało po tragedii…

W areszcie S. pisał listy. Do 10-letniej córki: „Moja kochana Zosiu. Już na pewno się dowiedziałaś, co ja zrobiłem Eli. Pokłóciliśmy się, złapałem ją za szyję. Z nerwów przesadziłem, gdy się przewróciła już się nie ruszała. Zrobiłem straszną rzecz, ja ją bardzo kochałem, to wszystko przez alkohol i jej matkę, bo gadała na mnie cały czas.

Zosiu na pewno się wstydzisz przeze mnie. Bardzo tego żałuję i przepraszam. Nie wiem jak będę żył z myślą o tym, co zrobiłem. Ja chciałem Elę uspokoić i złapałem ją za szyję. Co ja narobiłem! Nigdy sobie tego nie wybaczę. Już całe życie będę pamiętać o tym, co zrobiłem. Nie wiem, co dalej będzie, cały się trzęsę i płaczę, bardzo się boję córeczko. Z Elą planowaliśmy, że we wrześniu weźmiemy ślub. Gdybym nie ścisnął jej szyi na pewno by żyła. Przez kłótnie zabiłem swą narzeczoną i przyszłą żoneczkę”.

Do znajomej: „Mogłem wyjść od Eli jak się awanturowała, a teraz już za późno. To wszystko przez jej matkę. Bo ja wziąłem tygodniówkę, a Ela swoje alimenty i było super. Ela była super, cały czas staraliśmy się o dzidziusia, bardzo ją kochałem i będę kochał. Wiem, że straciłem najcudowniejszą najpiękniejszą kobietę, jaką miałem w życiu”.

***

W kolejnym liście do tej samej osoby: „Matka chodziła za córką, bo to był dzień wypłaty alimentów i chciała dostać na wino. Jak przyszedłem do Eli po południu powiedziała mi: „Dziś śpij u brata, stara się naje… i zostanie tu na noc. Teraz wyszła na pocztę, ale wróci”. Ela mnie wyganiała, ja się upierałem, że nie wyjdę, zaczęliśmy się szarpać. Chwyciłem ją za gardło żeby nie mówiła tyle i uspokoiła się. To był wypadek. Moja ukochana Ela na zawsze pozostanie w moim sercu”.

Do Kacpra i Zbyszka, synów ofiary: „Słyszałem, że babcia nagadała wam głupot. Było tak, że ja powiedziałem Eli: „Kochana, uspokój się, w bloku wszystko słychać i znów będą wiedzieli, że pijemy i przyjdzie kuratorka”. I trochę położyłem palce na jej gardle. Potem ja swoje usta przyłożyłem do ust Eli i zobaczyłem, że ona nie oddycha. Zacząłem się trząść, płakałem. Mówiłem: „Kochana, proszę cię, nie rób mi tego. Co ci jest? Teraz siedzę w mamrze. Bez was moje życie jest bez sensu”.

Pół roku później 40-letni Adrian S. stanął przed sądem okręgowym oskarżony o zabójstwo 31-letniej konkubiny.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej tragedii? Sięgnij po Detektywa 10/2021 (tekst Heleny Kowalik pt. “Trzy minuty szaleństwa”). Do kupienia TUTAJ.