Nie płacił robotnikom. Oto co go spotkało

Nie płacił robotnikom. Budowa nowego warsztatu samochodowego w U. ciągnęła się dość długo. 45-letni Zbigniew D. starał się wybudować go jak najmniejszym kosztem. Ściągał do siebie tanie ekipy, a te wiadomo, że czasem więcej piją niż pracują. Dlatego też słabo im płacił, a gdy brakowało mu pieniędzy przerywał roboty na kilka miesięcy.

Ostatnia ekipa zatrudniona przez niego w marcu 2019 roku. W założeniu miała dokończyć budynek i wyszykować go wewnątrz kładąc tynki i terakotę. Był to jednak etap wymagający fachowości i staranności, więc i ekipa zatrudniona przez Zbigniewa D. była lepsza. Prace postępowały szybko, może nawet szybciej niż się spodziewał.

Kiedy w lipcu 2019 roku zbliżała się konieczność zapłaty prawie 150 tys. zł, nastąpiły trudne dla Zbigniewa D. zdarzenia. Przede wszystkim przegrał ciągnący się od lat proces. Musiał pokryć jego koszty i wypłacić zasądzone ponad 200 tys. zł na rzecz osoby, z którą się procesował. Dodatkowo jego dotychczasowy warsztat kilka miesięcy wcześniej stracił zlecenia od dużej firmy, co spowodowało znaczny spadek dochodów.

Krótko mówiąc, Zbigniew D. pieniędzy na zapłacenie ekipie nie miał. A branie kredytu nie wchodziło w grę, bo i tak był zadłużony bardziej niż po uszy. Zwodził więc wykonawców przekładając płatność z tygodnia na tydzień, aż w końcu ekipa zeszła z budowy zostawiając prace zakończone w 95 proc.

1 sierpnia 2019 roku Zbigniew D. przyznał szczerze szefowi i członkom ekipy, że ma kłopot z pieniędzmi, bo musi zapłacić kwotę zasądzoną wyrokiem sądu. Po prostu rozłożył ręce i prosił o zrozumienie. Nie uwierzyli w jego słowa, więc pokazał im wyrok, ale to niewiele dało. Wzburzeni stwierdzili, że to ich nie obchodzi.

Porywacze nie żartują

Ponieważ powiedział nieopatrznie, że pieniądze dla nich miał i ma, ale musi przelać je zgodnie z orzeczeniem sądu, żądali, aby przelał je im, a wyrokiem niech się sam martwi. Zrobiła się z tego awantura i budowlańcy opuścili teren posesji dopiero wtedy, gdy zagroził, że zadzwoni po policję. Oni też mu zagrozili, że tego tak nie zostawią, ale w gruncie rzeczy, co mieli powiedzieć?

Dwa dni później, kiedy rano Zbigniew D. otwierał bramę swojej posesji, podbiegło do niego dwóch mężczyzn, w których rozpoznał pracowników ekipy budowlanej. Po chwili dołączył do nich właściciel firmy. Obezwładnili Zbigniewa D. i związali mu ręce, po czym wprowadzili go do jego domu. Zmusili go do pokazania, gdzie ma komputer i zażądali zrobienia przelewu całej kwoty, która im się należy.

Kiedy odmówił, pokazali mu w telefonie zdjęcie związanej kobiety siedzącej w lesie pod drzewem. Kobieta miała na głowie naciągniętą jakąś torbę na zakupy, ale po ubraniu i charakterystycznym zegarku na ręce rozpoznał swoją żonę. Przerażony zgodził się na to, że włączy komputer i zrobi przelew. Rozwiązali mu ręce i szybko wykonał operację. Wydrukował im nawet potwierdzenie. Obiecali wypuścić żonę w ciągu godziny i wyszli.

***

Natychmiast do niej zadzwonił i zdumiony usłyszał jej spokojny głos. Zapytała, czy coś się stało. Była w pracy w biurze i nic złego się z nią nie działo. Z ulgą rozłączył się i dopiero po chwili zrozumiał, że został sprytnie oszukany. Wpadł w gniew i postanowił całą sprawę zgłosić policjantom.

Później zeznając opowiedział też, jaki był końcowy efekt wykonywania przelewu. Okazało się, że w zdenerwowaniu musiał popełnić jakiś błąd przy wpisywaniu cyfr. Jednak system przelew przyjął i dopiero po jakimś czasie przyszedł komunikat, że nie może zostać zrealizowany ze względu na błędne dane odbiorcy. Zbigniew D. zapewniał policjantów, że nie zrobił tego celowo. Był tak przerażony tym, że żonie grozi niebezpieczeństwo, że nawet przez myśl nie przeszło mu kombinowanie czegokolwiek.

Policjanci następnego dnia po złożeniu przez niego zawiadomienia, zatrzymali całą trójkę „gangsterów-porywaczy”, a potem jeszcze partnerkę jednego z nich, którą ubrano w strój, jaki zwykle nosiła żona Zbigniewa D. i wykonano fotografię, na której udawała jego żonę.

Nie płacił robotnikom

Zatrzymani mężczyźni i kobieta przyznali się do zaplanowania i przeprowadzenia całej akcji. To przyznanie się pozwoliło im na uniknięcie tymczasowego aresztowania.

Sąd już nie był tak łaskawy i skazał wszystkich trzech mężczyzn na kary 3 lat pozbawienia wolności, a kobietę na 2 lata w zawieszeniu na 3 lata za pomocnictwo. Zarzucono im pozbawienie wolności Zbigniewa D.
i zmuszenie do określonego zachowania, a i tak wyroki były mniejsze niż mogli się spodziewać. Dzięki działaniom obrońcy zmieniono im w trakcie procesu kwalifikację czynu. Akt oskarżenia dotyczył rozboju. Prokurator uważał, że stan faktyczny był taki, że napadli i zmusili do wydania pieniędzy Zbigniewa D., co faktycznie mogło być kwalifikowane, jako rozbój. Oskarżyciel twierdził, że nieistotne jest czy te pieniądze należały im się czy nie i czy przelew doszedł do skutku.

Sąd jednak postanowił inaczej i mężczyźni trafili do więzienia z wyrokami 3-letnimi, a mogli spodziewać się co najmniej 5 lat lub więcej. Udało się ustalić, że Zbigniew D. do chwili obecnej nie wypłacił im należnych pieniędzy i pewnie będą musieli dochodzić ich sądownie. Opuścili już więzienne mury.

Nie płacił robotnikom. Chcesz poznać inne podobne historie? Sięgnij po Detektywa 6/2023 (tekst Dariusza Gizaka pt. Majstry kontra klienci). Cały numer do kupienia TUTAJ.