Pluszowy króliczek przy ofiarach zabójstw

La Jonquera to miasto w Katalonii, na granicy z Francją, od lat cieszące się złą sławą. Prostytucja to plaga, z którą kolejni zarządcy małej gminy nie potrafili sobie poradzić. 26 maja 2007 roku, na górskim zboczu, policja odnalazła ciało młodej Rumunki. Kobieta prostytuowała się w miasteczku. Poderżnięto jej gardło i została wielokrotnie pchnięta nożem. Morderca zostawił przy ofierze charakterystycznego pluszowego króliczka. Pluszowy króliczek to maskotka, którą sprzedawała jedna z popularnych sieci stacji benzynowych. Nie był to pierwszy atak mordercy. Funkcjonariusze Europolu określali go „Króliczkiem z autostrady”.

Osiem cywilnych radiowozów i 25 funkcjonariuszy francuskiej policji kryminalnej oczekiwało na scanię prowadzoną przez Marka K. aż przekroczy granicę i znajdzie się na terenie francuskiej jurysdykcji. Oddział szturmowy wtargnął do kabiny gdańszczanina, obezwładnił go i zakutego w kajdanki położył na asfalcie. Polski kierowca był tak zdumiony, że kilka godzin nie był w stanie wydusić z siebie składnego zdania. Zapis z kamer na stacji benzynowej z trasy A9 wskazywał, że to on, dzień przed zamordowaniem 23-letniej Mariny C., kupował pluszowe króliczki, a nadajnik GPS z jego ciężarówki potwierdzał, że noc z 25 na 26 maja spędził na parkingu obok La Jonquera.

***

Marek K. przy pomocy tłumacza odrzucał oskarżenia, uznając je za absurdalne, a wręcz śmieszne. Tłumaczył, że z pewnością kilkudziesięciu kierowców nocowało tamtego dnia na tym parkingu i kupowało popularne maskotki. Kiedy jednak prokurator przedstawił mu resztę materiału dowodowego, nie było mu już do śmiechu.

Na trop polskiego kierowcy policja wpadła po kilku miesiącach analiz zapisów wideo ze sklepów na stacjach benzynowych, w których sprzedawano charakterystyczne maskotki. Podejrzanych wytypowano kilku, ale po prześledzeniu tras Marka K., on jako jedyny pasował na sprawcę.

Rzeźnik z parkingu i pluszowy króliczek

14 września 2006 roku, w pasie zieleni oddzielającym autostradę od łąki w okolicy Vinassan, we francuskiej Oksytanii, kierowcy odnaleźli zmasakrowane zwłoki młodej kobiety. 26-letnia Ann-Marie P., według ustaleń policji, nie była prostytutką. Jej zachowanie na stacji benzynowej wskazywało, że Hiszpanka jako autostopowiczka próbowała dostać się do granicy z Hiszpanią. Pracownicy sklepu zeznali, że niemówiąca po francusku kobieta zaczepiała kierowców pytając „La Jonquera?”. Wielu z nich uśmiechało się dwuznacznie, ale nie sprawiała wrażenia, jakby oferowała seks za podwózkę. Kilkaset metrów od stacji, Ann-Marie P. została najpierw pobita, a następnie, po rozcięciu jamy brzusznej, oprawca wyciągnął jej wnętrzności. Na piersi morderca zostawił maskotkę z pobliskiej stacji benzynowej. Stan rozkładu zwłok przy panującym upale wskazywał, że do zbrodni nie mogło dojść wcześniej niż dzień przed odnalezieniem ciała. Nadajnik z ciężarówki Marka K. wskazywał, że przebywał na tym parkingu od godziny 22.06 12 września do 6.04, a o 22.34 zakupił dwa króliczki.

28 listopada tego samego roku, na parkingu pod Paryżem, grupa trzech kobiet o romskich korzeniach oferowała kierowcom usługi seksualne. Zostały dwukrotnie przegonione przez policję, jednak wróciły po raz trzeci. Kiedy jedna z nich, 24-letnia Pola C., zniknęła za szeregiem tirów, patrol podjechał kolejny raz. Kobietom groził areszt, więc uciekły na autostradę. Do Poli wysłały wiadomość tekstową, by poinformować o sytuacji ze stróżami prawa i umówić się na odebranie jej. Ta jednak nie odpisała.

Zaniepokojone koleżanki dopiero rano rozpoczęły poszukiwania Poli. Kierowcy, którzy przebywali na parkingu tamtej nocy, zdążyli już wyjechać. Po kobiecie ślad zaginął. Prostytutki nie zdecydowały się zawiadamiać policji, lecz swojego opiekuna. 37-letni Ovidiu S., w godzinach południowych, zlokalizował wyrwę w ogrodzeniu parkingu i idąc tym tropem natrafił na ogromną plamę krwi na śniegu. Kilka metrów dalej leżała Pola C., z poderżniętym gardłem i rozległymi cięciami na całym ciele. Jej czaszka była zmiażdżona. Przybyła na miejsce policja po raz kolejny odnalazła przy zwłokach maskotkę. Pluszowy króliczek “pilnował” ofiary. Kupujących maskotki było wielu, ale jedynym, który pojawił się na filmie ze stacji po raz drugi, był 45-letni Marek K.

Wzorowy mąż

Gdy do mieszkającej w Gdańsku rodziny K. dotarły szokujące wieści o aresztowaniu 45-latka, spotkały się one z niedowierzaniem. Jego żona spokojnie czekała aż owa pomyłka wyjaśni się sama. Bardziej zdenerwowany był właściciel firmy transportowej, w której pracował K., gdyż ciężarówka, która powinna być w trasie i zarabiać pieniądze, stała unieruchomiona na policyjnym parkingu ponad 2000 km od bazy. Uważał także, że zatrzymanie kierowcy jest absurdalną pomyłką tamtejszej policji. Teodor S. cenił swojego pracownika za rzetelność i uczciwość. Kiedy sprawa przedłużała się, nie ze względu na straty finansowe, ale na poczciwego Marka K., zdecydował się wynająć adwokata, który miałby przyśpieszyć uwolnienie mężczyzny. Pierwsze sprawozdanie prawnika z Francji znacznie pogorszyło nastroje rodziny i pracodawcy. Twarde dowody wskazywały, że o pomyłce nie może być mowy, a scania została zabezpieczona jako możliwe miejsce zbrodni.

Nikt z bliskich nie dawał wiary, że Marek K. mógł być perwersyjnym i brutalnym mordercą. Teodor S. i Mariola K. wielokrotnie dyskutowali, czy to realne, że przeoczyli u Marka jakieś dyssocjalne zachowania. Inni członkowie rodziny i znajomi także wyrażali się o nim w samych superlatywach. Czy było zatem możliwe, że Marek K. tak skrupulatnie ukrywał swoją drugą twarz?

Czy Marek K. faktycznie był mordercą? Odpowiedź znajdziesz w Detektywie Wydanie Specjalne (tekst Konrada Szymalaka pt. “Goniąc króliczka”). Cały numer do kupienia TUTAJ.