ZAGADKA KRYMINALNA: Policjant twierdził, że Irena kłamie

Roztrzęsiona kobieta zadzwoniła do komisariatu. Policjant, który odebrał telefon usłyszał roztrzęsiony głos pani Ireny, która twierdziła, że właśnie wystraszyła złodzieja…

Irena K. pracowała jako prywatna sprzątaczka, chociaż wolała się nazywać pomocą domową. Lepiej brzmiało. Nie miała etatu. Ot, zarabiała u kilku rodzin, odwiedzając ich mieszkania kilka razy w miesiącu w zależności od potrzeb i pory roku. Nowych klientów pozyskiwała tzw. pocztą pantoflową i niebawem obracała się w kręgu zaprzyjaźnionych ze sobą rodzin. Ich relacje były na tyle zażyłe, że swego czasu zakupili kilka sąsiadujących ze sobą działek w miejscowości Nowatkowice. Pobudowali tam domki letniskowe. Działki były oddalone od ich mieszkań o około 30 km. Chętnie spędzali tam weekendy, a niekiedy urlopy.

Kilka razy w roku Irena K. jeździła tam, aby przygotować domki do otwarcia lub zamknięcia sezonu. Czasami pracy było tak wiele, że nie opłacało jej się wracać do domu i zostawała na noc. Tylko i wyłącznie wtedy, kiedy towarzyszył jej mąż albo któryś z właścicieli przebywał akurat w jednym z sąsiednich domków. Sama bała się spędzać tam noce, bo budynki były na odludziu.

Sprzątanie przed sezonem

Była połowa marca, kiedy Ludwik P. zadzwonił do pani Ireny i poprosił, aby w tygodniu pojechała posprzątać ich domek. Przewidywała, że nie zajmie jej to wiele czasu, bo była w Nowatkowicach tuż po 14 lutego, kiedy pan Ludwik urządził tam żonie walentynkową niespodziankę. Marta P. była zachwycona. Pani Irena już mniej, kiedy przyszło jej szorować każde okno wymalowane serduszkami ze sztucznego śniegu i czerwonej pomadki. Sporo czasu zajęło jej też odkurzanie domu z niezliczonej ilości złotych i czerwonych papierowych serduszek, zamkniętych w tubach, które pan Ludwik radośnie wystrzelił na cześć ukochanej żony. Pracy było dużo, ale wynagrodziła to podwójna stawka.  Tym razem Irena K. wiedziała, że chodziło o rutynowe wytarcie kurzu i umycie podłóg.

W piątek rano miała jeszcze drobne zajęcia, z których ruszyła prosto do Nowatkowic. Pojechała swoim starym audi. Auto miało już dobrze ponad 20 lat i lakier łuszczył się coraz większymi płatami. Silnik działał jednak bez zarzutu. Pani Irenie to wystarczyło. Nie miała wymagań co do samochodów, cieszyła się, że jest niezależna i sama może jeździć, gdzie dusza zapragnie.

Policjant przy telefonie

Tego samego dnia w komisariacie policji niedaleko Nowatkowic zadzwonił telefon. Roztrzęsiona kobieta powiedziała, że właśnie wystraszyła złodzieja. Patrol policji przyjechał pod wskazany adres. Okazało się, że po mundurowych zadzwoniła pani Irena. Ze szczegółami opowiedziała co się stało:

Przyjechałam do domku państwa K., przygotować działkę przed sezonem. Kiedy przybyłam na miejsce, zorientowałam się, że jestem tu sama. Przy żadnej z sąsiednich działek nie parkował samochód. Znam wszystkich ludzi, którzy mają tu domy, bo sprzątam u nich. Zrobiłam co do mnie należy. Nie było tego dużo – odkurzanie, umycie podłogi. Okna były czyste, bo szorowałam je po tych przeklętych walentynkach… Potem zamknęłam wszystko jak trzeba i ruszyłam do samochodu. Niestety nie mogłam go odpalić, bo padł akumulator. Znowu zapomniałam wyłączyć radia i świateł, jak wysiadałam. Akumulator jest słaby i kilka godzin zrobiło swoje. Zadzwoniłam po męża, aby przyjechał z pomocą. Powiedział, że zaraz kończy pracę i już jedzie. Wróciłam do domku państwa K., zrobiłam sobie herbatę i chwilę posiedziałam. Potem, kiedy robiło się już ciemno, postanowiłam, że pójdę do samochodu i tam poczekam na męża.

Kobieta na chwilę zawiesiła głos:

Z moich wyliczeń wynikało, że niebawem powinien nadjechać. Kiedy tak siedziałam w aucie i patrzyłam przed siebie, wprost na posesję państwa J., zamajaczyła mi jakaś postać, która wychodziła z ich domu. Dziwne, bo przed bramą nie było żadnego pojazdu. Domyśliłam się, że to może być złodziej. Tym bardziej, kiedy osobnik zrobił kilka susów i już był przy bramie. Na ramieniu dźwigał dużą torbę. Nagle znieruchomiał i zaczął wpatrywać się w moją stronę. Tak przynajmniej mi się wydawało. Zdenerwowałam się i oślepiłam go długimi światłami. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam. Odruchowo. Nie raz czytałam, że napastnika trzeba zaskoczyć swoim zachowaniem. Zrobić coś, czego się nie spodziewa…

Tu pani Irena urwała swoją opowieść, bo właśnie nadjechał jej mąż.

Podejrzenia

– Irenko, co się stało? – dopytywał, widząc zdenerwowaną żonę w towarzystwie policjantów. – Nic ci nie jest? Przepraszam, że tyle musiałaś czekać, ale były straszne korki. Jak to w piątek…

– Ktoś okradł państwa J., a ja widziałam złodzieja – wydukała Irena P.

– Szanowna pani chyba jednak mija się trochę z prawdą – powiedział policjant.

Dlaczego policjant twierdził, że pani Irena kłamie?

Chcesz poznać rozwiązanie zagadki? Sięgnij po Detektywa nr 2/2021. Do kupienia TUTAJ.