Spadek doprowadził do tragedii…

Któregoś dnia, pod drzwiami balkonowymi, ustawił przyczepę bez kół, tarasującą drogę ewakuacyjną. Kiedy Agnieszka G. urządziła w jednym z jej lokali pracownię artystyczną (rzeźbiła aniołki), wyłączał energię elektryczną, hałasował. Do tego pisał donosy do sanepidu w sprawie nowego szamba współwłaścicielki. Jego agresja narastała, aż osiągnęła apogeum, gdy skierował broń w stronę kuzynki. Spadek doprowadził do tragedii.

Pies, z którym mężczyzna wyszedł w lipcowe przedpołudnie 2019 roku na spacer, nie chciał wracać do domu. Byli już bardzo blisko znajomej furtki, gdy kundel wyrwał z rąk swego właściciela smycz i pognał w odwrotnym kierunku. Mężczyzna ruszył w pogoń za pupilem. Ledwo zrobił dwa kroki, ogłuszył go potężny huk. Odwrócił się. To, co zobaczył, sprawiało wrażenie nagrywania gangsterskiego filmu. W pobliżu jego domu płonął zaparkowany samochód, ulicą z krzykiem: „Ratujcie moją matkę!” biegł nastolatek, podtrzymujący dłonią krwawiącą ranę na brzuchu. A na balkonie pierwszego piętra kamienicy, w sąsiedztwie której mieszkał, stał starszy mężczyzna z wycelowaną bronią. Właściciel psa zrozumiał, że jego stary, czworonożny przyjaciel wyczuł tragedię.

Spadek punktem zapalnym

Nie była to scena filmowa. Funkcjonariusz z wezwanego patrolu policyjnego odnotował dwie ofiary: 49-letnią Agnieszkę G., zastrzeloną w lokalu domu na warszawskim Targówku, i jej syna Adriana, zranionego nożem. Sprawcą był współwłaściciel tej kamienicy, 55-letni Andrzej K.

Postrzelenia szczęśliwie uniknął obecny na podwórku inspektor nadzoru budowlanego. To on, choć zagrożony, dostrzegł, że w pokoju, w którym zginęła Agnieszka G., leży na stole 3-tygodniowe dziecko Adriana G., uciekającego przed atakującym go nożem współwłaścicielem domu. Matka niemowlaka była w tym czasie w łazience na piętrze, brała kąpiel. Nie wiedziała, co dzieje się na parterze. Szum wody zagłuszył wystrzały. W pewnej chwili budynkiem wstrząsnął wybuch, spowodowany podpaleniem i wysadzaniem w powietrze zabudowania gospodarczego znajdującego się koło kamienicy. W łazience uniosła się podłoga i młoda kobieta, ubrana tylko w szlafrok, zbiegła na dół. Tam inspektor podał jej dziecko i kazał schronić się w jego samochodzie. Biegnąc we wskazanym kierunku słyszała, jak jej partner Adrian słabnącym głosem błagał przechodniów, aby wezwali pogotowie, bo mama leży postrzelona na podłodze.

Zmylił terrorystę i uciekł

Jak się później okazało, inspektor nie mógł zatelefonować, gdyż agresor z bronią ostrzegł go – ujdzie z życiem, jeśli nie sięgnie po komórkę. Andrzej K., wyposażony w bańkę z benzyną, kazał mu iść przodem w kierunku zabudowań gospodarczych. W pewnej chwili urzędnikowi udało się zmylić terrorystę i uciec.

Wkrótce potem przyjechały karetka pogotowia i policja. Lekarz stwierdził zgon postrzelonej kobiety na skutek dużego wykrwawienia. Pociski rozerwały większość narządów wewnętrznych kobiety.  Adrian G.
został odwieziony do szpitala na oddział chirurgii. Jego dziewczyna, spazmatycznie tuląca, swe dziecko dostała zastrzyk uspokajający.

Na polecenie policjanta: „Odrzuć broń!”, Andrzej K. zszedł na dół bez pistoletu. Nie wyglądał na wystraszonego rozwojem wypadków. Widząc zbiegowisko mieszkańców z jego ulicy powiedział głośno:

– Chciałem zrobić rozpierduchę i kobietę zabić. Produkowała aniołki, to sobie poszła do aniołków.

Założono mu kajdanki.

Spadek doprowadził do tragedii. Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa 4/2022 (tekst Heleny Kowalik pt. Nie chciał podzielić się spadkiem). Cały numer do kupienia TUTAJ.