Ulica Brzeska w Warszawie. Strzeż się tego miejsca?

Ulica Brzeska w Warszawie to jedna z najważniejszych ulic na Starej Pradze. Powstała w II połowie XIX wieku. Ulica została wytyczona przy nowym Dworcu Terespolskim, zwanym również Brzeskim. Na planie miasta pojawia się w 1873 roku. Najstarszym budynkiem na ulicy jak i okolicy był  murowany dworek zlokalizowany  pod numerem 2. Na Brzeskiej znajdowały się także : Gmach Szkoły Technicznej Kolei Terespolskiej, Gmach Pasty, Szkoła im M. Okońskiego, Dwa młyny oraz dziewiętnastowieczne kamienice.

Kamienice na Brzeskiej zaczęły powstawać na przełomie XIX i XX wieku. Były to budynki, w których zamieszkiwali kolejarze, robotnicy. Nie były to luksusowe budynki, jak j te, które powstawały przez samym wybuchem pierwszej wojny światowej. Na ulicy sporo było lokali użytkowych, sklepów czy barów. Gwar i ruch w tej okolicy zapewniało sąsiedztwo Bazaru Różyckiego. Jakiś czas temu Brzeska cieszyła się złą sławą, była nazywana trójkątem bermudzkim. Obecnie jest miejscem spotkań towarzyskich i cieszy się dużą popularnością ze względu na panującą “modę na Pragę”.

Niewielka uliczka, równoległa do Targowej, to miejsce w które mieszkańcy okolicy boją się zapuszczać po zmroku. Ulica Brzeska w Warszawie nigdy nie cieszyła się zbyt dobrą opinią. Ostatnio też nie jest tam bezpiecznie. Jak wynika z doniesień medialnych narkotykami na Brzeskiej handluje się niemal 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Mieszkańcy mają dość, policja nie możne znaleźć stojących za tym „grubych ryb”, a miasto wstrzymuje się z rewitalizacją.

Kiedy ulica  Brzeska w Warszawie przestanie być narkotykową mekką stolicy Polski, do której pielgrzymują chętni na MDMA, metamfetaminę czy klefedron? To pytanie coraz częściej zadają mieszkańcy Pragi-Pólnoc.

Prezydent Warszawy przyznał, że zdaje sobie sprawę z tego, że na ul. Brzeskiej, w okolicach Bazaru Różyckiego jest niebezpiecznie. – Wiem, że jest to miejsce newralgiczne. Sam po nocach się tam nie szlajam, zdaję sobie sprawę, że sytuacja bezpieczeństwa w tym miejscu jest wyjątkowa. Policja też zdaje sobie z tego sprawę, nawet jeśli kilku handlarzy narkotyków zostanie zatrzymanych, to pojawiają się zaraz nowi – uważa prezydent.

– My z policją współpracujemy na tyle, ile możemy. Wiemy, że w tej okolicy dochodzi do handlu narkotykami, specjalnie dlatego finansujemy dodatkowe patrole policji – dodał Trzaskowski.

„Trójkąt bermudzki” – tak dawniej mówiono o obszarze między Brzeską, Ząbkowską i Targową.

„Gdy tam wchodzisz, to licz się, że wyjdziesz bez pieniędzy i biżuterii”

„Skoro tu mieszkasz to siedziałeś, siedzisz lub będziesz siedział”.

Od zawsze centrum życia był tu Bazar Różyckiego. Od zawsze były gangi, przestępcy i produkty zakazane. Ale w latach 90. bazar podupadł. Ostatnio w okolicy zaczęły powstawać nowe domy, a stare kamienice powoli przejmowane są przez bogatych inwestorów. Zmienia się struktura społeczna Starej Pragi, ale to nie znaczy, że stare problemy znikają.

W ciągu dnia ulica jest znacznie spokojniejsza. W pobliżu – wzdłuż Ząbkowskiej – mieści się sporo modnych restauracji. Przechodzą tędy wycieczki oglądające słynne kapliczki w podwórkach. Wtedy jest zdecydowanie bezpieczniej. Nie oznacza to, że handel ustaje.

Jak to się robi na Brzeskiej? Od osoby zorientowanej w sytuacji dziennikarz portalu naszemiasto.pl usłyszał, w jaki sposób działają dilerzy.

– Podchodzi się do chłopaczka, który tam stoi i mówi się: „chciałbym kupić”. Odpowiada, że w takiej, a takiej bramie będą czekać. Chłopak ma małe urządzenie, którym daje cynk, że zaraz będzie klient. Idzie się w bramę, tam jest domofon. Stoi tam kolejny „stójkowy” i wpuszcza delikwenta. Dalej na klatce schodowej jest stoliczek. Wszystko rozłożone i ładnie popakowane w sreberka. I w bardzo miłej atmosferze się kupuje. Tam jest wesoła kolejka. Nawet przepuszczają tych co się spieszą. I resztę wydają – opowiada nam Pani Katarzyna (imię zmienione).

Jak dodaje, temat dotknął ją osobiście. Partner, obecnie walczący z nałogiem, był klientem tego miejsca. Kobieta była zaskoczona tym, że na Brzeskiej można zaopatrzyć się we wszystko. Nie wierzyła. Poszła sama sprawdzić.

– Tam jest regularny sklep. Od rana do wieczora można się zaopatrzyć we wszystko. Rozumiem, że jest podaż i popyt, ale tam na rogu jest komisariat. Dlaczego nie można postawić patrolu? Może kamery? Żeby tylko ich stamtąd przetrzebić – irytuje się.

Na miejscu widzi sporo młodzieży. Tej z „dobrych domów”. Sama ma syna nastolatka i wie, że w środowisku mówi się o „sklepie na Brzeskiej”. Mało kto się z tym kryje. Na miejsce podjeżdżają taksówki i ubery. Tak, jakby to było zupełnie normalne i naturalne. Jak zakupy w markecie…

Jeszcze 10-15 lat temu nocna wizyta na ulicy Brzeskiej w Warszawie mogła skończyć się nieciekawie. Ta część Pragi Północ od zawsze cieszyła się złą sławą. Teraz jest inaczej: ludzie, którzy tam mieszkają żyją siłą przyzwyczajenia, siłą własnej woli.

Niegdyś Brzeska tętniła życiem, można powiedzieć, w pewnym uproszczeniu, że była samowystarczalna. Przylegający do niej Bazar Różyckiego dostarczał wszelakich, potrzebnych do życia dóbr, począwszy od bimbru i tytoniu skończywszy na broni białej i palnej.

W zabudowaniach działały sklepy, gastronomia, punkty usługowe, kwitło rzemiosło, funkcjonował skład opału, szpital, szkoła, a nawet kaszarnia. Działo się tak dlatego, że w czasie wojny i okupacji ulica nie została naruszona. Nie spadły na nią bomby, a murów nie osmoliły miotacze ognia.

Nieruchomości i ich mieszkańcy przeszli przez ten złowrogi czas suchą stopą. Nie dotyczyło to oczywiście ludności pochodzenia żydowskiego. Ten swoisty mikroklimat utrzymał się także po wojnie. Kiedy Warszawa podnosiła się z kolan i później, gdy piękniała w latach 60. i 70. Praga Północ, w tym Brzeska, żyły swoją estetyką, swoim rytmem.

W drugiej połowie lat 70. na Brzeskiej mieszkało (według ksiąg meldunkowych) dwa tysiące pięćset czternaście osób. Barbara N. Łopieńska, w pochodzącym z tamtych lat reportażu, cytuje p. Ząbkową spod trzynastki: – Dziesięć procent mieszka tu ludzi porządnych. Reszta to kurwy i złodzieje.

Jak mówi Janusz Dziano ze Stowarzyszenia Gwara Warszawska, żyli tu sami ciekawi ludzie, ale najtrwalszy ślad w popkulturze pozostawili: Stasiek Wielanek i Wicek Marynarz, czyli Wincenty Andruszkiewicz – współwłaściciel “Schronu u Marynarza” – “prawdopodobnie najsłynniejszej i najbardziej szemranej knajpy na ulicy Brzeskiej”.

J. Dziano wspomina, że gdy wychodził na balkon ludzie natychmiast przechodzili na drugą stronę ulicy, bo bali się, że balkon z Wickiem spadną im na głowę. Był wielki i gruby, a przy tym “charakterny”.

– Dyrektorów i inżynierów tu nie ma – mówi pan Gęsik, listonosz z Brzeskiej. Już dwadzieścia siedem lat nosi listy, więc wie. Mieszkańcy Brzeskiej nie dostają zbyt dużo listów, ale pan Gęsik bardzo o nich dba. W sklepie rozmienia tysiączłotówki, bo renciści ich nie chcą, a jedną adresatkę nauczył pisać. Chciał nauczyć jeszcze kilkanaście osób, nawet kupił im zeszyty, ale tylko tę jedną mu się udało.

Pan Gęsik nosi na Brzeską głównie renty i wezwania do sądu. Codziennie około czterdziestu wezwań. Więc, jak mówi, widać, że jeszcze nie wszyscy siedzą.

Spod piątego siedzi piętnastu (jednemu Czekalski zabił okna dyktą, jak wyjdzie, to sobie odbije), spod trzynastego ze dwudziestu, z szóstki tylko czterech, a z dziesiątki też zaledwie kilku.

Ale właśnie wyprowadzają Hankę spod osiemnastego. Niefart miała ta Hanka. U Hanki jest taki jakby domek (pani rozumie: mężczyzna mieszka – kobiety przychodzą; kobieta mieszka – mężczyźni przychodzą). No i właśnie przyszła do niej znajoma po zapalniczkę i trzech ją zgwałciło.

Dwadzieścia jeden kamienic zbudowanych przed I wojną światową ząb czasu naruszał stopniowo, acz konsekwentnie. Już jakiś czas temu do większości tubylców trafiły nakazy eksmisji, a wielu budynków zostało wyłączonych z użytkowania. Ulica jest w agonii.

Teraz, przechodząc obok ciemnych gardzieli bram łatwiej usłyszeć język ukraiński, czy rosyjski niż warszawską gwarę. Gdzieniegdzie widać żywą istotę, najczęściej w mocno wyeksploatowanym samochodzie, gdy wjeżdża na podwórko.

Czasy, kiedy Praga Północ i inne dzielnice położone po prawej stronie Wisły cieszyły się złą sławą, odchodzą już do przeszłości. Dzieje się tak m.in. za sprawą prężnie rozwijającej się ulicy Ząbkowskiej, którą od warszawskiego Starego Miasta dzieli 5 min jazdy tramwajem. Warto tam pojechać! Naszą wycieczkę po tej ulicy rozpoczynamy od strony Targowej, gdzie witają nas niebieskie anioły, znak rozpoznawczy Pragi Północ. Te rzeźby można spotkać w różnych miejscach dzielnicy – mają zwracać uwagę na jej atrakcje i zachęcać do odkrywania nowych.

Przy Ząbkowskiej 2 wstępujemy do słynnego „Baru Ząbkowskiego”. Ten bar mleczny jest znany nie tylko z pysznych, tradycyjnych polskich dań w przystępnych (jak na Warszawę) cenach, lecz także stolika, który przywodzi na myśl kadr z filmu „Miś” – ze sztućcami przytwierdzonymi do blatu łańcuchem. Zaraz obok Baru Ząbkowskiego, przy Ząbkowskiej 6, mieści się prawdziwa gratka dla zwolenników miejsc spotkań artystycznej bohemy, do których niewątpliwie można zaliczyć bar „W oparach absurdu”. 

Przy Ząbkowskiej znajdziemy więcej takich niebanalnych miejsc – wystarczy wspomnieć o „Łysym Pingwinie” czy „Mucha nie siada”. Wegan ucieszy zapewne informacja o istnieniu „BalBaru” – niewielkiej knajpy przy Ząbkowskiej 9. Wielbiciele kuchni wschodniej (rosyjskiej i gruzińskiej) koniecznie powinni odwiedzić „Skamiejkę” – knajpę przy ul. Ząbkowskiej 37, prowadzoną przez rodowitą Rosjankę, panią Tamarę, która słynie z gościnności i wspaniałej kuchni.

Spacer po tej ulicy to też niemała gratka dla wielbicieli historii – ich uwagę przyciągną zapewne zrewitalizowane kamienice oraz fragment ulicy, na której pozostawiono bruk i fragment torów tramwajowych sprzed prawie 100 lat. Na odcinku Ząbkowskiej, który biegnie między ulicą Targową a Brzeską, możemy podziwiać architekturę od lat 60. XIX wieku do lat 30 XX wieku.

Źródło: naszemiasto.pl, gazetatrybunalska.pl, all.accor.com/