Zabójstwo Moniki Pawłowskiej: sądowy finał

Czarna kartka z kalendarza: 8 grudnia. 8 grudnia 2011 roku Sąd Okręgowy w Słupsku wydał wyrok w sprawie opisywanej jako zabójstwo Moniki Pawłowskiej. Temida okazała się łaskawa dla zabójcy. Mężczyzna usłyszał wyrok 15 lat pozbawienia wolności.

Zabójstwo Moniki Pawłowskiej wstrząsnęło Słupskiem wiosną 2011 roku. 51-letnia kobieta zginęła w nocy z 25 na 26 marca w piwnicy domu przy ul. Prostej, w biurze wspólnoty mieszkaniowej. Ostatnie godziny życia spędziła ze swoim byłym konkubentem. Tylko on wie, co wydarzyło się naprawdę. Miała dwoje dorosłych dzieci: 23-letnią Paulę i 27-letniego Piotra. Wychowywała jeszcze 14-letniego Pawła. Pracowała w Jantarze jako sprzątaczka.

Jej ciało leżało w kałuży krwi. Kobieta miała siedem ran kłutych, w tym dwie śmiertelne – brzucha i tę, która przebiła serce na wylot. W biurze była wódka z colą, puste opakowania po lekach i nowe buty…

58-letni Leszek D. wpadł w ręce policji po publikacji w mediach jego wizerunku. Mężczyzna odpowiadał za zabójstwo Moniki Pawłowskiej oraz za grożenie jej dzieciom i uderzenie Pawła głową w bark. Przyznał się tylko do gróźb. Resztę z pamięci zabrał mu alkohol wypity w dniu zabójstwa.

Po śmierci męża zamordowanej oskarżony zamieszkał z nią i dziećmi. Nić miłości się zawiązała, a on sprawiał wrażenie dobrego człowieka. Sielanka trwała do marca 2011 r.  Okazało się, że jest apodyktyczny. Stawiał warunki odnośnie do wychowania Pawła. Chciał wszystkich podporządkować sobie.

Zabójstwo Moniki Pawłowskiej: decyzja Temidy

Według oskarżenia, Monika Pawłowska dojrzała do rozstania, ale para rozstawała się i znowu schodziła. 15 marca po interwencji policji rodzina Pawłowskich wyrzuciła Leszka D. z mieszkania.

Oskarżony twierdzi, że w biurze przy ul. Prostej rozmawiali, pieścili się, żegnali. On brał tabletki. Ona swoich zapomniała. Ta wersja to linia obrony. Zaplanował, że zabije Monikę, bo w swoim umyśle wypracował sobie, że ona jest jego kobietą, ale dzieci przeszkadzają – twierdziła prokurator. – Celowo wziął inny nóż niż ten, który zawsze nosił. A tabletek mógł najeść się po fakcie. Dzwonił na policję, ale dla teatralności. To był spektakl.

Sąd skazał go na 15 lat oraz orzekł zadośćuczynienie: dla córki ofiary 30, a młodszego syna – 70 tys. zł.

– Bezsprzeczne jest to, że po zdarzeniu oskarżony zatelefonował na policję, mówiąc, że zabił z miłości, ale kierował się dziwnie pojętą miłością – uzasadniała sędzia Klaudia Łozyk, która zaznaczyła, że sąd rozpatrywał możliwość i 25 lat, i nadzwyczajnego złagodzenia kary, ale wybrał złoty środek.

– Sąd nie usprawiedliwia oskarżonego, ale ze względu na jego wyrzuty sumienia kara 25 lat byłaby za wysoka.

Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz  w miesięczniku „Detektyw” i kwartalniku „Detektyw Wydanie Specjalne”. Zapraszamy do naszego esklepu: TUTAJ

Fot. pixabay.com