Zakochany szaleniec potrafi być nieobliczalny

Zakochany szaleniec. Skrępował jej ręce taśmą izolacyjną i kazał siedzieć na krześle w kącie pokoju. Z torby, którą miał ze sobą, wyciągnął przedmiot, przypominający pistolet. Powiedział, że jakby przyszło jej do głowy np. zacząć krzyczeć, to wówczas może dojść do tragedii.

– Jak się wkurzę, nie odpowiadam za swoje czyny – mówił.

Przerażona Agnieszka milczała.

– Widzę, że zrozumiałaś – ciągnął. – A teraz dotrzymam obietnicy i powiem ci, jak cię znalazłem. To było dziecinnie proste.

Agnieszka Nowicka spędzała w internecie po kilka godzin dziennie. Wcześniej tak nie było; korzystała z niego sporadycznie i wyłącznie w celach użytkowych. Najczęściej ograniczało się to do wysyłania i odbierania maili oraz sprawdzania rozkładu jazdy autobusów miejskich.

W ogóle nie przepadała za komputerami. Zraziła się do nich  pod koniec ubiegłego stulecia, kiedy pojawiły się w jej macierzystym zakładzie pracy, a Nowicka wraz z innymi paniami z działu księgowości musiała obowiązkowo uczęszczać na komputerowe kursy.

***

Z biegiem czasu komputery się zmieniały, stawały się coraz bardziej atrakcyjne i przyjazne w obsłudze, przestawały pełnić rolę jedynie narzędzia pracy, ale Nowicka nadal nie miała do nich zaufania. No bo szkodziły na wzrok, emitowane przez nie promienie mogły wywołać raka, a długie siedzenie przed ekranem w skulonej pozycji groziło garbem i innymi wadami postawy.

Internet? Zło w najczystszej postaci: oszuści, pedofile i hakerzy; setki niebezpieczeństw czyhających na naiwniaków w wirtualnym świecie, który był jeszcze podlejszy i okrutniejszy od tego, który widać za oknem. I jeszcze – jakby tego mało – trzeba było słono płacić za tę wątpliwą przyjemność…

Agnieszka Nowicka na wszelkie sposoby starała się obrzydzić komputery i internet trójce swoich dzieci, które nie wyobrażały sobie już życia bez klikania myszką i prośbami tudzież groźbami wymusiły na rodzicach zakup sprzętu. Przystała na ten wydatek z ciężkim sercem, obiecując sobie, że sama nawet się doń nie zbliży.

Kiedy męża nie ma w domu!

Skąd więc ten nieoczekiwany zwrot o 180 stopni? Przyczyna była prozaiczna. Mąż Agnieszki Nowickiej, Krzysztof, wyjechał do pracy na Wyspy Brytyjskie. Tylko raz w ciągu 2 lat odwiedził żonę i dzieci. Zamiast spotykać się bezpośrednio, rodzina była zmuszona kontaktować się za pomocą nowoczesnej techniki. Zdecydowanie najtańsze były rozmowy przy użyciu internetowego komunikatora. Krzysztof niemal codziennie łączył się z najbliższymi przez internet, przymuszając tym sposobem żonę do przesiadywania o określonych godzinach przed komputerem.

I tak to się zaczęło. Szybko przekonała się, że globalna sieć wcale nie jest taka zła i groźna, jak ją przedstawiali jej przeciwnicy. Można w niej było znaleźć wiele użytecznych i ciekawych informacji oraz wskazówek, często obszerniejszych i bardziej aktualnych niż w tradycyjnej prasie. A ile rozrywki!

Zakochany szaleniec mile widziany

Agnieszka Nowicka była wręcz oczarowana możliwościami, jakie daje internet. Nie chciała jednak przyznać się do tego przed swoimi pociechami, bo przecież do niedawna jeszcze grzmiała, że nie ma nic gorszego i głupszego. Owszem, mówi się, że jedynie krowa nie zmienia poglądów, ale mimo wszystko, chcąc mieć u dzieci bodaj odrobinę autorytetu rodzice nie powinni zbyt często przyznawać się do błędów.

Toteż surfowała po sieci w tajemnicy przed Pawłem, Martą i Gabrysią. Zazwyczaj włączała komputer dopiero, gdy wyprawiła latorośle do szkoły. Cała rzecz szybko się jednak wydała. Agnieszka nie miała pojęcia, że użytkownik internetu zostawia w nim ślady swojej bytności. Choćby w postaci odwiedzonych stron. Pewnego dnia syn Paweł zauważył, że ktoś z domowników podejrzanie często odwiedza portale przeznaczone dla kobiet. Dla pewności zapytał siostry, choć ich nie podejrzewał, bo były za młode na taką tematykę. Zarówno 12-letnia Marta jak i o 3 lata młodsza Gabrysia zaprzeczyły.

– No to już wszystko jasne – mruknął Paweł.

***

Gdy został w pokoju sam z matką, poinformował ją o efektach przeprowadzonego dochodzenia i stwierdził z udawaną surowością, że nie spodziewał się u rodzicielki takiej dwulicowości.

Poczerwieniała jak piwonia i ze spuszczoną głową przyznała się do przewinienia, prosząc syna, by zachował tę wiadomość dla siebie.

– Nie ma sprawy mamo, jesteśmy przecież tylko ludźmi – odparł Paweł.

„Jakie to poczciwe dziecko, prawdziwy anioł” – pomyślała z rozczuleniem o synu. Ten jednak też był tylko człowiekiem. Niczym rasowy szantażysta, w zamian za milczenie, zażądał od matki: po pierwsze – podwyżki kieszonkowego, a po drugie pozwolenia na korzystanie od czasu do czasu z samochodu. Ciągle narzekał, że choć ma od trzech miesięcy prawo jazdy, to bardzo rzadko może sprawdzić się jako kierowca.

– Coś jeszcze? – spytała z przekąsem Agnieszka.

– Nie, to chyba wszystko – odparł. – I co ty na to, mamo? Umowa stoi?

– Stoi – mruknęła, dodając w duchu, że z tym samochodem to jeszcze w przyszłości ponegocjują. Tylu teraz wariatów na drogach…

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2022 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Zakochany szaleniec). Cały numer do kupienia TUTAJ.