Szósta rano, ludzie jeszcze śpią, a tu dzwonek do drzwi. Policja, proszę otworzyć! Pan taki a taki? Jest pan zatrzymany. Ani słowa. W sądzie będzie się pan tłumaczył. Chrzęst zatrzaskiwanych kajdanek. A teraz do radiowozu. Uwaga na głowę.
Kolejny groźny przestępca trafił za kraty – można by skomentować policyjną akcję. Można byłoby tak powiedzieć, gdyby zatrzymany mężczyzna był poszukiwanym mordercą, terrorystą, gwałcicielem lub przywódcą zorganizowanego gangu dilerów narkotykowych. Michał B. nie był żadnym z nich. Po przewiezieniu na przesłuchanie do prokuratury, odpowiedział na przestawione mu zarzuty jednym zdaniem:
– Chciałem tylko pomóc…
Za tę pomoc, decyzją sądu, zastosowano wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Michałowi B. groziło do 15 lat więzienia.
Mimo rozwoju medycyny, są choroby, na które wciąż nie ma skutecznego lekarstwa. Uciec przed rakiem można wtedy, kiedy nowotwór jest we wczesnej fazie rozwojowej i odpowiednio wcześnie rozpocznie się leczenie. Ale przecież nigdy do końca nie wiadomo, kiedy ta choroba zaatakuje człowieka. Programy wczesnego wykrywania raka, owszem dają nadzieję, w wielu przypadkach spełniają swoje zadanie, jednak nie gwarantują wyjścia z choroby. Ponadto są takie nowotwory, wobec których medycyna jest bezradna. Jedyne co można zrobić, to ulżyć choremu w cierpieniu.
Nowotwór z przerzutami
Mieszkanka Lublina, Elżbieta O., zachorowała kilka lat temu na raka żołądka. Zaczęło się od bólów brzucha, mdłości, ogólnego osłabienia. Kobieta udała się do lekarza rodzinnego i dostała skierowanie na onkologię.
Poddano ją prześwietleniu, pobrano wycinek i zbadano go. Pani Elżbieta usłyszała straszną wiadomość: nowotwór z przerzutami, operacja nie pomoże. Spytała, ile jej zostało. Lekarz odparł, że najwyżej rok, a w ostatnich miesiącach życia może cierpieć.
Chociaż kobieta starała się dzielnie znosić wyrok losu, to niestety, sprawdziły się najgorsze prognozy. Z tygodnia na tydzień czuła się coraz gorzej. Traciła resztki sił. Ból był nie do wytrzymania. Syn i synowa pani Elżbiety, którzy skłonili ją, by zamieszkała z nimi, nie mogli spokojnie patrzeć jak się męczy. Postanowili jej pomóc. Oczywiście nie łudzili się, że mama pokona raka, to było niemożliwe, pragnęli natomiast ulżyć jej w cierpieniu. Żeby tak ciężko nie przechodziła ostatniego stadium choroby.
Krzysztof O. udał się z matką do lekarza i poprosił o przepisanie silnego środka przeciwbólowego.
– Mogę pani wypisać morfinę w formie plastrów – zaproponował lekarz.
Wyjaśnił w jaki sposób trzeba je stosować. Powiedział też, że plastry są skuteczniejsze niż morfina przyjmowana doustnie, niestety w przypadku tak silnych bólów, mogą nie pomóc.
Elżbieta O. zgodziła się na plastry. Wszystko, co bodaj trochę mogło zmniejszyć cierpienie, było dobre. Jaką miała alternatywę? Plastry początkowo pomagały. Niestety, na krótko. Gdy przestawały działać, straszliwy ból powracał. A z czasem w ogóle już nie pomagały. Elżbieta O. czuła się po nich jeszcze gorzej.
– Zostawcie mnie. To wszystko na nic, nie ma już dla mnie żadnego ratunku. Im szybciej umrę, tym mniej będę cierpieć, a wy będziecie normalnie żyć – w chwilach zwątpienia prosiła syna i synową.
Problem natury prawnej
Krzysztof O. kontaktował się z lekarzami różnych specjalności. Radził się także przedstawicieli medycyny niekonwencjonalnej. Niestety, środki, które mu polecali, w żaden sposób nie przynosiły ulgi w cierpieniu matki. Ale się nie poddawał. Zaczął szukać pomocy w internecie, udzielał się na forach dyskusyjnych, pytał, prosił. Pewnego razu przeczytał o leczniczym działaniu marihuany. Początkowo potraktował te informacje sceptycznie.
Jednak państwo O. z paru innych źródeł uzyskali potwierdzenie skuteczności działania konopi indyjskich nawet w zaawansowanych stadiach choroby nowotworowej. Żona pana Krzysztofa stwierdziła, że warto spróbować, a on podzielał jej zdanie. W tym momencie wynikł problem natury prawnej.
W roku 2017 (wtedy bowiem miała miejsce opisywana historia) marihuana została w Polsce dopuszczona do stosowania w celach terapeutycznych. Stało się tak po głosach wielu lekarzy i naukowców, którzy pozytywnie wypowiadali się o skuteczności marihuany w leczeniu paliatywnym. W wyniku interpelacji części posłów na Sejm RP marihuana lecznicza mogła więc już być stosowana bez konsekwencji karnych. Ale bynajmniej nie oznaczało to, że była w pełni dostępna. W aptece próżno byłoby jej szukać, nawet mając na nią receptę od lekarza. Nie żeby apteki czy też hurtownie leków z jakichś powodów nie chciały jej zamawiać bądź nie było na nią zapotrzebowania. Przeciwnie: właściciele aptek byli pełni dobrej woli, a zapotrzebowanie było ogromne.
O co więc chodziło? Ano o to, że chociaż marihuana terapeutyczna została dopuszczona do stosowania, to normalny apteczny obrót nią – taki jak na przykład antybiotykami – wciąż był zabroniony. Procedura związana z importem leku, trwała miesiącami. Dla kogoś, komu zostało kilka tygodni życia, nie było to żadne rozwiązanie.
Zatrzymany za dobre serce
Państwo O. rozważali wyjazd do Czech lub Niemiec, żeby tam, z „drugiej ręki”, kupić marihuanę. Wycofali się jednak z tego pomysłu. Obawiali się, że kupią lek, który nie pomoże matce. Albo trafią na oszusta, który wietrząc zysk wypchnie im coś bezwartościowego.
Zdecydowali się na inne rozwiązanie. Krzysztof O. dowiedział się, że jego kolega ze szkoły średniej, z którym nie widział się od lat, zajmuje się ziołolecznictwem. To oczywiście jeszcze nic nie znaczyło, jednak pan Krzysztof postanowił go odwiedzić i zapytać, czy mógłby mu pomóc.
Michał B. mieszkał w małej wsi pod Lubinem. W przydomowym ogrodzie uprawiał różne gatunki ziół. Z uwagą wysłuchał szkolnego kolegi, po czym oznajmił, że jest w stanie pomóc. Pokazał Krzysztofowi O. słoiczek z gęstawym płynem. Był to olejek sporządzony na bazie konopi indyjskiej.
– Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to nie wyleczy mamy, nawet nie przedłuży jej życia. Jestem natomiast prawie pewien, że złagodzi cierpienie – powiedział nie zdając sobie sprawy, że niebawem zostanie zatrzymany.
Dodał, że olejku z marihuaną używa jego partnerka, mająca poważne problemy z kręgosłupem. Substancja skutecznie pomaga zwalczać ból.
Krzysztof O. bez wahania zgodził się na olejek. Zapytał przyjaciela ile ma mu zapłacić. Michał B. odpowiedział, że nic. Nie chce zarobić, tylko pomóc. Nie tylko dlatego, że się znają. Od nikogo, kto byłby w takiej sytuacji, nie wziąłby pieniędzy.
– Nie wiem jak ci dziękować – szepnął wzruszony Krzysztof O.
– To zbyteczne. Jestem pewien, że zrobiłbyś to samo, gdybym to ja cię prosił o pomoc. Każdy porządny człowiek by tak postąpił.
Po jakimś czasie życzliwy mężczyzna został zatrzymany. Zastanawiano się jak policja dowiedziała się o olejku. Przypuszczano, że ktoś doniósł na Michała B. i dlatego został zatrzymany. Były to słuszne domysły. Kto jednak mógł być tak podły?
Odpowiedzi szukaj w Detektywie 5/2021 (tekst Karola Rebsa pt. “Chciał tylko pomóc”). Do kupienia TUTAJ.