Zdzisław Beksiński znał swojego mordercę!

Czarna kartka z kalendarza: 21 lutego. 21 lutego 2005 roku został zamordowany malarz Zdzisław Beksiński. Artysta zginął od 17 ciosów nożem, które zadał mu 19-latek – syn zaprzyjaźnionego z nim mężczyzny.

Późnym wieczorem, 21 lutego, Robert K. wybrał się ze swoim 16-letnim kuzynem Łukaszem K. do mieszkania Zdzisława Beksińskiego. 19-latek chciał pożyczyć od artysty pieniądze. Na  spotkanie zabrał ze sobą nóż… Artysta nie zgodził na udzielenie mu wsparcia finansowego, powiedział, że o wszystkim poinformuje jego ojca. Próbował nawet dodzwonić się do niego. Niestety bezskutecznie. Ojciec Roberta K. od wielu lat wykonywał drobne naprawy w mieszkaniu Beksińskiego. Pomagał mu także w zakupach, a jego żona raz w tygodniu sprzątała  mieszkanie. Zresztą Robert czasami pomagał rodzicom.

19-latek wyciągnął nóż i zaczął godzić nim Zdzisława Beksińskiego. Ciosów było w sumie 17. Po wszystkim napisał SMS-a do stojącego na czatach 16-letniego kuzyna, aby pomógł mu z ciałem. Zaciągnęli zwłoki na balkon. Posprzątali, zabrali dwa aparaty, kilka płyt CD i wyszli z mieszkania. Po powrocie do Wołomina, gdzie mieszkali, Robert ukrył łupy w zaspie śniegu przed domem kuzyna.    

Zdzisław Beksiński próbował dzwonić do Krzysztofa

Ciało malarza znalazł Krzysztof K. – ojciec Roberta K., który zaniepokoił, ponieważ zobaczył w telefonie nieodebrane połączenia od Zdzisława Beksińskiego, a teraz artysta nie odbierał od niego telefonu. Dlatego postanowił do niego pojechać…

Jedna z sąsiadek malarza przypomniała sobie, że tego dnia widziała na klatce schodowej chłopaka w niebieskiej kurtce, który mijając ją, chował przed nią twarz. Podobną kurtkę miał Robert K. Z racji tego, że rodzina Krzysztofa K. była zaprzyjaźniona z malarzem, policjanci przyglądali się jej członkom. Kiedy przesłuchiwali Roberta chłopak twierdził, że tego dnia był u swojej dziewczyny. Ona jednak zaprzeczyła, przecież zerwali ze sobą! Wreszcie nastolatek przyznał, że to on zadał 17 ciosów nożem panu Zdzisławowi, bo potrzebował gotówki.

Początkowo twierdził, że nie potrzebował pieniędzy na nic konkretnego. Jednak po kilku miesiącach spędzonych w areszcie napisał list do matki w którym tłumaczył, że zrobił to, ponieważ był szantażowany. Raz od kogoś pożyczył 200 złotych. Pieniędzy nie oddał w umówionym terminie, dług rósł w gigantycznym tempie.

Robert K. został skazany na 25 lat więzienia, a jego kuzyn na 4 lata.