Zdzisław Najmrodzki – 10 faktów z życia króla złodziei

Zdzisław Najmrodzki już za życia stał się legendą. Powiedzieć o nim, że był największym złodziejem PRL-u, to mało.

Zdzisław Najmrodzki pochodził z Kielecczyzny, z biednej rodziny. Urodził się w 1954 roku. Skończył zawodówkę i został mechanikiem samochodowym. Fach w ręku przydał mu się w późniejszej działalności. O autach wiedział nieomal wszystko – także to, jak się do nich włamać..

1. Wymykał się milicji i organom ścigania 29 razy

Na przykład w 1980 roku, kiedy stanął przed sądem. Miał odpowiedzieć za ponad 70 napadów. Proces rozpoczął się, jednak nie potrwał długo. We wszystkim pomogła mu matka. To ona, która kochała syna nad życie, nie bacząc na jego przestępczą kartę, zapewniała mu kontakt z kumplami z gangu. To ona podczas widzenia przeszmuglowała synowi flamastry i kartkę papieru. Plan był prosty i zakładał ucieczkę podczas rozprawy sądowej. W jej trakcie, gdy zarządzano przerwę, oskarżony był prowadzony do tzw. celi tymczasowej. Najmrodzki z pierwszej rozprawy znał jej dokładne położenie oraz cały układ sądowych pomieszczeń. Wszystko rozrysował na kartce dostarczonej przez matkę, następnie przystawił do okna w areszcie. Z budynku po drugiej stronie ulicy, za pomocą lornetki wiadomość odczytali kompani.

Był sierpień 1980 roku, a Najmrodzki ulotnił się z celi, podczas własnej rozprawy sądowej. Wszystko rozegrało się perfekcyjnie. Po kilku godzinach przesłuchań zarządzono przerwę. Oskarżony został odprowadzony do celi tymczasowej. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, wszedł na łóżko i otworzył okienko. Po drugiej stronie, od ulicy znajdowała się krata, ale nie była to żadna przeszkoda. Kumple z gangu zadbali o to, by żeberka były przepiłowane. Najmrodzki wyrwał ją bez problemu i przecisnął się przez wąskie okno. Do ostatniego, nieprzepiłowanego żeberka, przywiązana była lina. Po niej, w środku miasta w biały dzień, uciekinier zszedł na ziemię. Następnie wsiadł do czekającego na niego auta.

2. Zdzisław Najmrodzki był celebrytą

Był złodziejem i przestępcą, a zarazem człowiekiem sławnym, do tego stopnia, że kiedy trafił do szpitala, inni pacjenci i personel brali od niego autografy.

W 1986 roku po pijanemu spowodował wypadek samochodowy na jednej z ulic w Warszawie. Rozbił się na drzewie. Karetka na sygnale zabrała go na oddział ratunkowy. Na wszelki wypadek ściągnięto pacjentowi linie papilarne. Gdy okazało się, że to Najmrodzki, plotka rozniosła się błyskawicznie po oddziale. Pielęgniarki rumieniły się na jego widok i prosiły o autograf. Wkrótce po podpis króla ucieczek ustawił się sznur pacjentów.

3. Zdzisław Najmrodzki lubował się w polonezach

W sumie ukradł ich ponad 100. Do kradzieży wybierał tylko nowe, świeżo odebrane z salonów auta. Wiedzę gdzie takich szukać, miał od przepłaconych urzędników – z wydziałów ewidencji pojazdów. Szajka kradła auta w sposób banalny. Najpierw odrywało się uszczelkę przy oknie, następnie za pomocą wepchniętego do środka pręta, zahaczało bolec blokady i otwierało drzwi. Później taki samochód był odpychany kilkaset metrów, z reguły spod okien właściciela i odpalany na sucho, czyli poprzez zwarcie przewodów pod stacyjką. Następnie trafiał do jednej z kilku melin, które na Mazowszu posiadał gang. Tam przebijano mu numery rejestracyjne. Każdy samochód zyskiwał komplet sfałszowanych dokumentów. Wszystko było przygotowane z największą precyzją. Dzięki włamaniom do urzędów gminy gang dysponował odpowiednimi blankietami i pieczątkami.

Tak „zrobiony” polonez był wystawiany na sprzedaż na giełdzie samochodowej, gdzie Najmrodzki udawał właściciela auta. Jako miłośnik motoryzacji oczywiście nie mógł się zadowolić polonezem, dlatego na własny użytek ukradł najpierw forda granadę, potem podwładni donieśli mu, że po Warszawie jeździ lepsza bryka – BMW, model 827. Niewiele było takich aut w ówczesnej Polsce. Najmrodzki nie namyślał się długo. Samochód (własność afrykańskiego dyplomaty) udało mu się zlokalizować i ukraść.

4. Zdzisław Najmrodzki napadał na Pewexy

W tym celu opracował nawet specjalną metodę kradzieży – na plakat. Polegała ona na tym, że najpierw rabusie wycinali w szybie Pewexu dziurę, następnie dostawali się do środka. Kiedy już byli wewnątrz, członek gangu, który stał na czatach, naklejał na dziurze w szybie plakat, zerwany wcześniej z ulicznego słupa. Wynoszono z Pewexów dosłownie wszystko – biżuterię, odzież, zabawki, kawę, alkohole, nawet batoniki Mars. Cały skradziony towar sprzedawano później na lokalnych bazarach. Skoki tak dobrze im szły, że przestali się ograniczać. Jeździli po Polsce, wybierali Pewexy oddalone od lokalnych siedzib Milicji Obywatelskiej i kradli na potęgę. Po roku mieli już na koncie ponad 70 napadów. Zdzisław Najmrodzki wyrósł na liczącą się postać w przestępczym światku. Tymczasem władza ludowa miała nie lada problem. O pladze rabunków w Pewexach zrobiło się głośno na cały kraj.

5. W wojsku dostał pierwszą przestępczą propozycję

Jeden z oficerów dorabiał, szmuglując odzież z Europy Zachodniej. Spodobał mu się ten bystry, pewny siebie, wygadany młody człowiek, z błyskiem w oku. Zaproponował mu pracę, jakby „w cywilu się nie układało”. Dlatego kilka lat później Zdzisław Najmrodzki skorzystał z oferty.

6. Przylgnęła do niego ksywa „Szaszłyk”

Ze względu na zamiłowanie do tej potrawy oraz wadę wymowy, która powodowała, że jak Najmrodzki zamawiał szaszłyk (wymawiając: saszłyk), to cały stolik pokładał się ze śmiechu.

7. Arsen Lupin po polsku

Na kanwie historii Najmrodzkiego wyprodukowano nawet film dokumentalny pt. „Arsen Lupin po polsku”. Narrator przypominał w nim wszystkie brawurowe kradzieże i ucieczki. Prorocze okazały się słowa, które pod koniec filmu wypowiedział aktor grający Najmrodzkiego. Zwrócił się wtedy do kamery mówiąc:  I tak wam ucieknę. Kilka miesięcy od emisji filmu, aresztant Najmrodzki miał zeznawać na komendzie w Pałacu Mostowskich w Warszawie. Idąc długimi korytarzami w towarzystwie tylko jednego oficera, skorzystał z okazji i gdy nikogo nie było w pobliżu, uderzył funkcjonariusza rękami skutymi kajdankami. Siła ciosu była tak duża, że ofiara upadła i straciła przytomność. Najmrodzki wyciągnął kluczyki od kajdanek i oswobodził się. Zarzucił na siebie milicyjną marynarkę, zabrał służbową legitymację i nie niepokojony przez nikogo wyszedł z komendy.

8. Najsłynniejszym jego wyczynem była ucieczka z więzienia w Gliwicach

3 września 1989 roku Zdzisław Najmrodzki pojawił się na zakładowym spacerniaku. W pewnym momencie zatrzymał się obok wystającej z gleby gałęzi. Nagle podskoczył, a gdy upadał ziemia pod nim po prostu się rozsunęła. Wpadł do głębokiego na dwa metry dołu. Wszystko rozegrało się w ułamku sekundy. Nim więzienni strażnicy zorientowali się, co się stało, Najmrodzki przebiegł wydrążonym pod więzieniem tunelem. Wyszedł po drugiej stronie ulicy, na terenie miejscowego technikum, które było akurat w remoncie. Tam – na odpalonym motorze – czekał na niego kumpel z gangu.

To była chyba najsłynniejsza, najbardziej bezczelna ucieczka Zdzisława Najmrodzkiego. Później okazało się, że w jej zorganizowaniu pomogła mu mama. Podpłaciła miejscowego emerytowanego górnika, który nocami z terenu szkoły drążył tunel pod ulicą i zakładem karnym. Grunt, który zapadł się pod Najmrodzkim, był utrzymywany tylko na niezbyt grubych listewkach. Wystarczyło skoczyć na nie, by pękły.

9. Zamierzał zrobić sobie operację plastyczną

Chciał zmienić wygląd twarzy. Zmiana wizerunku i fałszywe dokumenty, mogły doprowadzić do tego, by prawdziwy Najmrodzki raz na zawsze zniknął. Wszystko było umówione. Dogadał się z lekarzem spod Warszawy. Nie wiedział tylko, że od dawna był już namierzany przez milicję, a lekarz działał jako przynęta. Zasadzka się powiodła. Najmrodzki pojawił się w gabinecie. W tym czasie dom otoczyły jednostki milicyjne. Gdy wtargnęli do środka, znów próbował uciekać. Wyskoczył nawet z balkonu na pierwszym piętrze.

Tym razem jednak ucieczka się nie powiodła, dlatego znów stanął przed sądem. Skazano go na 20 lat więzienia. Został osadzony w zakładzie karnym w Strzelcach Opolskich. Był więziennym celebrytą. Często przyjmował dziennikarzy, udzielał wywiadów. Za kratami napisał nawet tomik poezji, który został wydany i rozszedł się w nakładzie 7 tys. egzemplarzy. Tym razem nie udało się już uciec. Za to doczekał łaski ze strony wolnej Polski. W 1994 roku ułaskawił go prezydent Lech Wałęsa.

10. W 1995 roku “kariera” króla złodziei zakończyła się na zawsze

Zginął w wypadku samochodowym w okolicach Mławy. Jak zwykle przesadził z prędkością. Na łuku drogi auto straciło przyczepność, zjechało na przeciwległy pas i zderzyło się z jadącą z naprzeciwka ciężarówką. Oprócz Najmrodzkiego w wypadku zginęli też dwaj nastoletni synowie jego przyjaciela. Podczas oględzin miejsca wypadku okazało się, że zupełnie roztrzaskane BMW był kradzione.