Rozbity samolot. Co stało się na pokładzie?

Samoloty są uznawane za najbezpieczniejszy środek transportu. Wypadki z ich udziałem są relatywnie rzadkie i z reguły spowodowane usterką bądź błędem człowieka. Zdarza się również, że człowiek ingeruje w inny sposób. Zaślepiony własną sprawą, decyduje się na tragiczny w konsekwencjach krok. Tragiczny nie tylko dla niego… Rozbity samolot. Co stało się na pokładzie?

Wprawdzie grudzień w Los Angeles jest najzimniejszym miesiącem, jednak tamtejsza pogoda, w tym okresie, ma niewiele wspólnego z tą w Polsce. Termometry wskazują nawet kilkanaście stopni Celsjusza, jest sucho i pogodnie. Tak też było 7 grudnia 1987 roku. Kontrolerzy lotów na miejscowym lotnisku mieli jak zwykle dużo pracy, ale pogoda im nie przeszkadzała w wypełnianiu obowiązków.

Jedną z maszyn, którą mieli wypuścić z pasa startowego był samolot linii Pacific Southwest Airlines (obecnie US Airways). Na pokładzie British Aerospace 146 (BAe 146) znajdowały się 43 osoby – 38 pasażerów i 5 członków załogi, w tym kapitan Gregg N. Lindamood i pierwszy oficer James Howard Nunn. Pilot spokojnie czekał na swoją kolej i o godzinie 15.31 czasu miejscowego wzbił maszynę w powietrze. Lot 1771 do San Francisco miał trwać nieco ponad godzinę – lądowanie było zaplanowane na 16.43.

Początkowo podróż przebiegała spokojnie, nie była długa i nikt nie sądził, że w tak krótkim czasie mogłoby wydarzyć się coś złego. Jednak w pewnym momencie kontroler na wieży usłyszał, że pilot lotu 1771 zgłasza sytuację awaryjną:

– Na pokładzie padły strzały – powiedział Lindamood.

– Strzały? Jesteś pewien? Czy chcecie zawrócić do Monterey? – spytał kontroler niedowierzając w to, co przed chwilą usłyszał.

***

Nie doczekał się jednak odpowiedzi. Kontakt z maszyną BAe 146 się urwał. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy kontroler wzywał pilota, mieszkający w pobliżu Cayucos w stanie Kalifornia, Paul Wiley zobaczył nurkujący samolot. Przecierał oczy ze zdumienia, bo maszyna zmierzająca prosto do zderzenia z ziemią nie jest normalnym widokiem. W dodatku wytwarzała niemożliwy do zniesienia hałas:

– Brzmiało to tak, jakby samolot przekroczył barierę prędkości dźwięku. Po chwili po prostu wbił się w ziemię i rozpadł na tysiące kawałków – opowiadał później Wiley.

Mężczyzna natychmiast udał się na miejsce katastrofy. Miał nadzieję, że odnajdzie kogoś żywego. Jednak, gdy tam dotarł, zrozumiał, że nie ma na to szans. 

– Rozejrzałem się wokoło. Zobaczyłem szczątki, mnóstwo szczątków – zarówno ludzkich, jak i samolotu. Wtedy zrozumiałem, że nikt nie przeżył – dodaje Wiley.

Rozbity samolot: ktoś maczał w tym palce

Na miejscu zdarzenia zjawili się policjanci oraz agenci FBI. Jak zawsze w takich przypadkach wezwano również pracowników Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), którzy zajmują się wyjaśnianiem katastrof lotniczych. Na całym świecie było wtedy w użytkowaniu 90 maszyn BAe 146 (w tym dwa w brytyjskiej rodzinie królewskiej). Nie było wprawdzie planów uziemienia ich wszystkich, ale należało wyjaśnić przyczynę tej katastrofy i ustalić, czy została spowodowana przez usterkę techniczną czy czynnik ludzki.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 8/2022 (tekst Marty Jurkiewicz-Rak pt. Siedem kilometrów nad ziemią). Cały numer do kupienia TUTAJ.