Kochał strzelać. Do zbrodni doszło przypadkiem?

Adaś W. był spokojnym chłopakiem. Nie włóczył się, nie pił.  Kolegów nie miał. Całe dnie spędzał w domu. Siedział zamknięty w swoim pokoju i grał na komputerze. Strzelał do wrogów z gier komputerowych. Matce nie przeszkadzało, że syn żył w swoim świecie. Co w tym złego, skoro nikomu nie wadził? Raz tylko na wsi zrobiło się o nim głośno. Pewnej nocy z domu zabrała go policja, po tym jak w internecie groził, że zabije proboszcza i 50 parafian z miejscowego kościoła. Adaś trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego, jednak po wyjściu nie było z nim już żadnych problemów. Żył nadal w krainie gier, gdzie mógł cały dzień strzelać do wrogów.

Adaś mieszkał z matką i jej partnerem, we wsi w zachodniej Polsce. Naukę zakończył na szkole średniej, pracy stałej nie miał. Imał się różnych drobnych robót co jakiś czas, ale to było wszystko. Matka zresztą wcale nie zmuszała go do pracy. Mieli z czego żyć. Cieszyła się, że synek siedzi w domu i nie sprawia kłopotów.

Strzelać i jeszcze raz strzelać

Taki stan rzeczy trwał przez całe lata. Nie zauważyła, że jej dziecko jest już dorosłym mężczyzną, który jednak nie chce się usamodzielnić. Adam nie miał kolegów, z nikim nie spędzał czasu, nie miał też dziewczyny. Mówił niewiele, ciężko było do niego dotrzeć, uzyskać jakieś zwierzenie. Na wsi ludzie uważali go za dziwaka. Wszyscy wiedzieli, że Adam był „u czubków”, po tym jak w internecie, na Facebooku groził, że ma 50 osób do odstrzału, w tym księdza z lokalnego kościoła. „Wykonam wyrok. Ci na mojej liście mogą żegnać się z życiem, a klecha będzie pierwszy” – napisał w komentarzu. Sprawa trafiła na policję, w nocy wyprowadzili go z domu, laptopa zarekwirowali.

Cała wieś huczała wtedy od plotek. Adaś mógł nawet trafić za kraty za groźby karalne, ale ostatecznie, gdy zeznał, że nie pamięta dlaczego i kiedy to pisał, a ponadto ogarnął go inny stan świadomości, zdecydowano się wysłać chłopaka na obserwację psychiatryczną. W szpitalu spędził kilka tygodni. Wrócił i na powrót zamknął się w domu. Ludzie jakiś czas jeszcze gadali, ale w końcu temat ucichł. Kolejnych gróźb nie było. Adaś – nadal dziwny – ale niegroźny i nieobecny, przestał być atrakcyjnym tematem plotek. Nie sądzili, że w umyśle tego cichego, zamkniętego człowieka, rosło prawdziwe piekło.

Był w tym dobry

Adamowi, odkąd pamiętał, nie po drodze było z otoczeniem. Nie umiał się odnaleźć w środowisku towarzyskim. Czuł lęk, gdy przebywał w grupie. Zdecydowanie lepiej mu było w samotności. A przecież chciał być zauważony, mieć przyjaciół, żyć jak inni. Tylko oni tego mu nie dawali, nie próbowali nawet wejść do jego świata, zapukać, przebić barierę jego izolacji. Świat nie chciał go zauważyć. Pędził dalej pomijając go i jego subtelność. Dla rówieśników był zbyt mrukliwy, dla dziewczyn za mało przebojowy.

Zupełnie inaczej wyglądało to w jego idealnym świecie, tym, w który zanurzał się każdego dnia, gdy tylko włączał komputer i „odpalał” kolejne misje z karabinem w dłoni. Mógł być żołnierzem US Army w Iraku i wśród ruin płonącego Bagdadu, wraz z ekipą komandosów, pacyfikować powstanie dżihadystów, brać ich na celownik i posyłać kule, następnie obserwować jak w zwolnionym tempie pękały ich głowy, wybuchały niczym arbuzy, tyle że zamiast soku tryskała krew.

Adam najbardziej jednak lubił misje do wykonania w samotności, te polegające na opanowaniu placówki wroga, wkradnięciu się po cichu, usunięciu wartowników, tak by wpuścić oddział.

Był dobry – w świecie „strzelanek” był naprawdę kimś. Kochał strzelać. Czasami brał udział w międzynarodowych zawodach przez internet. Zawodnicy z różnych krajów nie szczędzili mu komplementów. Potrafił strzelać wyjątkowo celnie, był opanowany i szybki. Wygrywał na polu wirtualnej bitwy i w misjach dywersyjnych, jako snajper i komandos.

Świat wirtualny, świat realny

Przed komputerem potrafił spędzać całe dnie i zarywać  noce.  Nie czuł upływu czasu. Sława wybitnego strzelca schlebiała mu. Na wirtualnym polu bitwy był mocarzem, na czatach internetowych, w odróżnieniu od bezpośrednich rozmów w realnym świecie, był duszą towarzystwa, lwem salonowym, zwłaszcza, że nie musiał stroszyć piórek przed kobietami. One nie pojawiały się w takich miejscach, nie grały w strzelanki. Za to jego wirtualny wizerunek urósł do miana legendy. Szczególnie u nastoletnich chłopców, którzy tak jak on, całe dnie spędzali na klikaniu w klawiaturę.

– Adam, ciekawe, czy na żywo też byłbyś tak sprawny. Strzelałeś kiedyś z prawdziwej broni? – podpuścił go pewnego razu znajomy z internetu.

– Oczywiście że tak – skłamał. – Nie raz. Jestem mistrzem w strzelaniu.

– A strzelałeś kiedyś do żywego człowieka?

Pytanie go zaskoczyło. Zawahał się, ale wiedział że może sobie pozwolić na blef. W końcu po drugiej stronie miał zaledwie 13-letniego Gracjana z drugiego krańca Polski, dla którego był idolem.

– Tak.

– Serio? Wow! – nastoletni fan, był pod wrażeniem.

– Kiedyś postrzeliłem złodzieja, który się do nas wkradł – zmyślał na zawołanie.

– Wow! Ekstra – młodociany Gracjan nie mógł wyjść z podziwu.

Ego Adama znów zostało połechtane. W wirtualnym świecie gier i znajomości przez internet, był „kimś”. Doceniano go i szanowano. Liczono się z jego zdaniem i wsłuchiwano się w nie, a on nie bał się prezentować samego siebie. Uwierało go tylko jedno – że nie mógł przenieść świata gier i internetu do tego, który dział się poza komputerem i jego pokojem – w tzw.  rzeczywistości.

A gdyby tak spróbować? Gdyby przenieść wirtualną tożsamość do prawdziwego świata?

Uwielbiał strzelać

Otwarcie strzelnicy w małej miejscowości na zachodzie Polski było spełnieniem marzeń małżeństwa G. On, Robert G. – emerytowany policjant, ona Irena G. – wykładowca akademicki, instruktorka strzelectwa, szczęśliwe małżeństwo z 18-letnim stażem, na otwarcie własnej strzelnicy, pracowali całe lata. Odkładali pieniądze, zaciągnęli kredyt. Udało się. Obiekt cieszył się powodzeniem, nie brakowało klientów. Na strzelnicy sukcesywnie odbywały się też zawody i inne imprezy. Wydawało się, że marzenie ich życia się spełniło. Start we własny biznes się powiódł.

Tego dnia – w czerwcowe popołudnie 2019 roku, na strzelnicy był Robert. Jak to w poniedziałki, klientów nie było zbyt wielu. Powoli mijały kolejne godziny. Około południa na teren wszedł młody mężczyzna. Chciał wykonać próbę strzelecką.

– Pan pierwszy raz będzie strzelał? – zapytał Robert G.

– Tak. Po raz pierwszy – odparł tamten.

Właściciel zwrócił uwagę, że chłopak był bardzo wycofany. Mówił mało i cicho, nie patrzył w oczy. Najpierw strzelał z karabinka, potem z pistoletu. Instruktor uważnie mu się przyglądał. Zaskoczyło go to, że ten mrukliwy młody mężczyzna był naprawdę dobry. Strzelał pewnie, tak jakby robił to już nie raz. Był opanowany, precyzyjnie mierzył. Nie spieszył się, jak prawdziwy profesjonalista.

Pierwszy strzał, w sam środek tarczy. Drugi nieznacznie poniżej, trzeci – znów w środek. Instruktor obserwował jak strzelec powoli oddychał, jak mierzył i ze spokojem naciskał spust.

– Ma pan duże predyspozycje strzeleckie  – wyjaśnił mu Robert G.

Tamten nic nie odpowiedział, choć w jego oku pojawił się błysk. Po wykonaniu próby podziękował, oddał broń i wyszedł. Właściciel odprowadził go wzrokiem.

Mogę zastrzelić, kogo będę chciał

Tej nocy Adam długo nie mógł zasnąć. Myślami był ciągle przed tarczą. Widział siebie z bronią i czuł ekscytację. Czuł się jak bohater gry komputerowej, ten który ma władzę, pan życia i śmierci. Ach, jak wspaniałym uczuciem było branie na cel. Mierzenie do żywego celu musiało dawać jeszcze większą satysfakcję.

To mrowienie, które powoli skradało się po jego plecach, gdy brał broń, ta ekscytacja… Gdyby móc w pełni przenieść do rzeczywistości świat z gier komputerowych…

– Chciałbyś zobaczyć jak strzelam do człowieka? – wpisał w okno komunikatora. Po chwili nadeszła odpowiedź.

Ta historia zakończyła się dożywociem dla Adama. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 1/2021 (tekst Krzysztofa Struga pt. “mordercza gra”). Cały numer do kupienia TUTAJ.