Alkohol zmieszany z lekami. Oto efekty

Wówczas na przeszkodzie stała matka mężczyzny. Kiedy kobieta zmarła, Renata N. zaczęła działać. Wraz z kolegą partnera, Mariuszem B., uknuła plan zamordowania swojego 46-letniego męża. Do zbrodni doszło w listopadzie 2006 roku, kiedy cała grupa spotkała się w celach towarzyskich. Wówczas kobieta wraz z Mariuszem B. podała mężowi alkohol zmieszany z silnymi środkami psychotropowymi. Po pierwszej dawce mężczyzna nadal żył. Kolejne dozy leków kobieta aplikowała mu za pomocą dziecięcej butelki ze smoczkiem. Morderczy drink spowodował upośledzenie ośrodkowego układu nerwowego, śpiączkę, a w konsekwencji śmierć. Wtedy grupa postanowiła wywieźć zwłoki i porzucić je w okolicach cmentarza Batowickiego w Krakowie.

Następnego dnia ciało mężczyzny znalazł przypadkowy przechodzień. Z uwagi na brak zewnętrznych obrażeń, uznano, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Po pewnym czasie do sprawy wróciło jednak Archiwum X, dzięki któremu udało się namierzyć sprawców zbrodni. Renata N. została skazana na 12 lat więzienia za otrucie swojego męża. Jej kochanek, który pomagał w wywiezieniu zwłok z mieszkania, usłyszał wyrok 2 lat więzienia. Mariusz B. popełnił samobójstwo jeszcze przed ogłoszeniem wyroku.

Poszła do sklepu kupić czarny materiał na suknię. – To na pogrzeb męża – powiedziała do sprzedawczyni. Ta odparła: – Moje kondolencje. Kiedy małżonek umarł? – Za dwa tygodnie – odparła Tillie. Najsłynniejsza czarna wdowa i seryjna morderczyni w dziejach amerykańskiej Polonii. Wyróżniała się ponadprzeciętnym talentem kucharskim i szczyciła zdolnością przepowiadania przyszłości, a konkretniej daty śmierci. Umiejętność ta ograniczała się jedynie do jej mężów, a wszystkich łączyło jedno – arszenik, którym ich karmiła. Tillie Klimek, urodzona w Polsce jako Otylia Gburek, oskarżono ją w Chicago w latach 20. XX wieku o otrucie arszenikiem 20 osób. Czasy się zmieniły, a zabójcy nie zawsze ograniczają się do „prostego” mordowania. Śmierć z rąk truciciela nie jest tylko wspomnieniem z tamtych lat.

Związek łączący kobietę i truciznę znany jest od starożytności. Słowo „trucizna” wywodzi się od łacińskiego venenum i – według niektórych – pochodzi od Wenus, czyli starożytnej bogini miłości, piękna i pożądania seksualnego. Dziś, gdy do głosu dochodzi żądza odebrania życia drugiemu człowiekowi, sprawdzoną bronią wydaje się ona – owa trucizna. Ta, wbrew pozorom, nie jest jedynie domeną płci pięknej. W rękach mężczyzny ma ona dokładnie taką samą moc.

Paracelsus, zwany ojcem medycyny nowożytnej, badał wiele substancji chemicznych i analizował je pod kątem wykorzystania ich jako leki. Sprawdzał także ich właściwości trujące. To z jego ust padła słynna wypowiedź: „Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną”.

Chcesz poznać więcej podobnych historii? Sięgnij po Detektywa 11/2023 (tekst Anny Rychlewicz pt. Miligram arszeniku,  kropla rtęci). Cały numer do kupienia TUTAJ.