Ania Jałowiczor zaginęła po karnawałowej dyskotece

Ania Jałowiczor 24 stycznia 1995 roku nie wróciła do domu po szkolnej dyskotece w Szkole Podstawowej w Simoradzu. Była pod opieką babci, bo rodzice wyjechali „za chlebem” za granicę. Niedawno sprawę przejęli policjanci z tzw. Archiwum X. Czy uda się rozwikłać zagadkę jej zaginięcia sprzed tak wielu lat. Niewykluczone, że ktoś z naszych Czytelników może pomóc w rozwikłaniu tej sprawy…

Simoradz to wieś w gminie Dębowiec, położona przy szosie do Skoczowa, na Śląsku Cieszyńskim. Jej nazwa pochodzi od określenia słów „ziemię orać” w gwarze morawskiej. Jest jedną z najstarszych wsi w regionie. Pierwsze zapiski o niej pochodzą z 1286 roku. Obecnie ludzie żyją tu głownie z rolnictwa. I pewnie nigdy nazwa wsi nie trafiłaby na pierwsze strony gazet, gdyby nie zaginięcie przed ponad ćwierć wiekiem 10-letniej dziewczynki.

Tamtego tragicznego dnia Ania Jałowiczor poszła na szkolną dyskotekę. W czasie karnawału podobne imprezy odbywają się w całej Polsce. Ania dobrze się bawiła… ale do domu już nigdy nie wróciła. Dlaczego? Co stało się tego feralnego wieczora? Do dzisiaj nie wiadomo. Pojawiały się różne informacje i jeszcze więcej hipotez,  ale wszystkie prowadziły w ślepy zaułek.

Policjanci mówią, że takiej sprawy nigdy nie było, nawet w kronikach Księstwa Cieszyńskiego. Ania przepadła jak kamień w wodę – żadnego śladu, mnóstwo domysłów i znaków zapytania.

Dziewczynka oraz jej  o rok młodszy brat przebywali w Simoradzu  od września 1994 roku pod opieką dziadków. Przeprowadzili się do nich do Simoradza, bo ich rodzice wyjechali do Francji. Planowali budowę domu, to była jedyna szansa by w miarę szybko zarobić większe pieniądze. zarobić . Ania musiała zostać w Polsce. Na szszczęście szybko jednak zaaklimatyzowała się w domu babci i nowej szkole.

Ania Jałowiczor: ostatnie dni przed zaginięciem

21 stycznia tradycyjnie przypada Dzień Babci. Tego dnia – w sobotę – Ania cały czas przebywała w domu, podobnie było w niedzielę, 22 stycznia, kiedy opuściła go tylko raz, udając się do kościoła.

W poniedziałek, 23 stycznia 1995 r. Ania jak co dzień rano udała się do podstawówki, gdzie przebywała do godziny 13:30. Potem wróciła do domu i przygotowywała się na sprawdzian. Tego dnia nauczyciele simoradzkiej szkoły przekazali swoim podopiecznym komunikat o dyskotece karnawałowej, która miała się odbyć kolejnego dnia, tj. we wtorek 24 stycznia w godzinach popołudniowych. Ani bardzo spodobał się ten pomysł i poprosiła babcię, aby mogła tam pójść. Kobieta początkowo była sceptycznie nastawiona, lecz po krótkiej dyskusji wyraziła zgodę.

Minęła noc, był wtorek, 24 stycznia 1995 r. Dzień był wyjątkowo ciepły.  Na dworze szaro i ponuro, wszystko przez brak śniegu. W dzień temperatura dochodziła do plus 5 stopni Celsjusza.

Rano Ania została zawieziona do szkoły przez kuzyna. Podczas jednej z przerw rozmawiała chwilę ze swoją babcią, pracującą w szkole na stanowisku woźnej. Babcia zaproponowała, że około godziny 20 przyjdzie pod szkołę, by odprowadzić wnuczkę do domu. ta jednak odrzuciła propozycję wskazując, że będzie wracała do domu w towarzystwie koleżanki.

Ania jak zwykle wróciła do domu, zjadła obiad i ok. godz. 17 udała się na dyskotekę. Wiadomo, że kilkukrotnie przychodziła do opiekującego się młodzieżą nauczyciela, prosząc o podanie godziny. Wiadomo też, że nerwowo przegryzała zawieszony na szyi łańcuszek. Jedni uczniowie opowiadali potem, że tego wieczora Ania była niespokojna, spacerowała po korytarzu, dopytywała o godzinę. Inni mówili, że wręcz przeciwnie, świetnie się bawiła, tańczyła z kolegą. Nie da się dociec, która wersja jest prawdziwa.

Ania Jawowiczor: droga na skróty

Karnawałowa dyskoteka zakończyła się ok. godz. 20. Wtedy to jedna z koleżanek Ani zaproponowała jej odwiezienie do domu, ponieważ w samochodzie szwagra było wolne miejsce. Ania odmówiła i tej ofercie podnosząc, że przyjdzie po nią babcia. Jak ustalono, z budynku szkoły dziewczynka wyszła z kolegą Jackiem. Ten odprowadził ją kilkaset metrów. Kiedy znajdowali się w okolicy grobli miejscowego stawu dziewczynka powiedziała, że dalej pójdzie już sama i kazała uczynnemu koledze wracać do domu. Gdy zapytał ją, czy nie boi się iść sama, odpowiedziała, że owszem, ale i tak dalej poszła sama. 

Droga na skróty nie była ani łatwa, ani przyjemna. 

– Dorosły chłop miałby strach tamtędy przejść, a co dopiero dziecko, które czyta bajki o duchach. Chciała wyjść po nią babcia, chciał ją odprowadzić kolega. Uparła się, że wróci sama – mówił później „Wyborczej” Stanisław Trzciński, dyrektor podstawówki.

Pamięta, jak przed południem tego dnia rozmawiał z Anią. – Zapytałem, jak się teraz czuje w szkole. Odparła, że jest zadowolona, ma nowe koleżanki. Była w naszej szkole od września, kiedy po wyjeździe rodziców za granicę zamieszkała u babci – wspominał dyrektor szkoły.

Niestety, tego wieczoru Ania do domu już nie dotarła. Bardzo to zaniepokoiło jej bliskich, gdyż w styczniowe noce nie zachęcają do spacerów. Początkowo poszukiwano dziewczynki na własną rękę, jednak te działania nie doprowadziły do oczekiwanego sukcesu. W tym stanie rzeczy ok. godz. 22 powiadomiono dyżurnego Komisariatu Policji w Skoczowie.

Policja rozpoczęła rutynowe działania i spenetrowała Simoradz i jego okolice. Pierwsze działania przeprowadzopno go godz. 3 nad ranem już we wtorek, 25 stycznia, a następnie kontynuowano od świtu. Niestety, nie natrafiono na żadną wiadomość o losie dziewczynki. Jej ślad urywał się nad stawem, kiedy pożegnała się z Jackiem.

Uwaga! Obcy we wsi

Czy związek z tą sprawą mogą mieć nieznani mężczyźni, którzy kilka dni wcześniej zaczepiali dziewczynki wychodzące ze szkoły podstawowej.

Tydzień wcześniej obcy mężczyźni zaczepiali dziewczyny ze szkoły. Podobno widział ktoś podejrzany pojazd, ktoś inny słyszał krzyk dziecka z auta, które gwałtownie odjechało. Do Czech było bardzo blisko, około 15 km. Pomimo istnienia przejść granicznych mogła zostać wywieziona z Polski.

Tamtego wtorkowego wieczora, około  godziny 20. do domu wracała jedna z mieszkanek Simoradza, Kobieta usłyszała głos zatrzaskiwanych na siłę drzwi do samochodu oraz krzyk przerażonego dziecka. Wcześniej widziała stojący samochód osobowy w kolorze kawy z mlekiem, był to prawdopodobnie Fiat 125p lub radziecka Łada. Kobieta zapamiętała, że miał tablice rejestracyjne „BBN” lub „BBM” oraz cyfry 3 i 2. Samochód ruszył na drogę Skoczów – Dębowiec.

Ania Jałowiczor: kulisy śledztwa

Następnego dnia, z samego rana, zaginięciem 10-letniej dziewczynki zajęli się policjanci. Bielsko-Biała wtedy była jeszcze stolicą województwa. Komendant Komendy Wojewódzkiej Policji powołał specjalną grupę operacyjną, zawiadomione zostały policje i służby graniczne Czech i Słowacji. Funkcjonariusze Komendy Rejonowej Policji w Cieszynie założyli kilka wersji zdarzeń. W pierwszej hipotezie przyjęto, że doszło do uprowadzenia dziewczynki w celach przestępczych. Od początku mieli ku temu podstawy.

Tamtego wtorkowego wieczora, około  godziny 20. do domu wracała jedna z mieszkanek Simoradza, Kobieta usłyszała głos zatrzaskiwanych na siłę drzwi do samochodu oraz krzyk przerażonego dziecka. Wcześniej widziała stojący samochód osobowy w kolorze kawy z mlekiem, był to prawdopodobnie Fiat 125p lub radziecka Łada. Kobieta zapamiętała, że miał tablice rejestracyjne „BBN” lub „BBM” oraz cyfry 3 i 2. Samochód ruszył na drogę Skoczów – Dębowiec.

W drugiej wersji przyjęto, że uprowadzenia dokonał ktoś z kręgu osób znanych dziewczynce, a to celem zaspokojenia dewiacji seksualnych, pragnienia zemsty, czy z chęci uzyskania okupu.

Nikt nigdy nie zażądał jednak okupu za jej uwolnienie. Bielsko-Biała wtedy była jeszcze stolicą województwa, komendant Komendy Wojewódzkiej Policji powołał specjalną grupę operacyjną, zawiadomione zostały policje i służby graniczne Czech i Słowacji.

W trzeciej wersji przyjmowano, że czwartoklasistka padła ofiarą nieszczęśliwego wypadku.

Archiwum X

W wyniku prowadzonych czynności operacyjnych i procesowych uznano, że najbardziej prawdopodobna jest druga z założonych wersji. Zdaniem cieszyńskich policjantów, Ania nie była przypadkową ofiarą. Jak ustalono, opisany samochód stał w miejscu porwania przez 4 minuty. Ania była dzieckiem nieufnym i skrytym, wykluczono też, aby wsiadła do przygodnie napotkanego samochodu z nieznanym kierowcą.

Przyjęto wersję, że dziesięciolatka była z kimś umówiona. Świadczy o tym fakt, że zachowywała się nerwowo, dopytywała pedagoga o godzinę, odmawiała kolejnym ofertom wspólnego powrotu do domu.

Ćwierć wieku później sprawa Ani znowu trafiła do mediów. Zainteresowali się nią znowu policjanci z Archiwum X.

Eksperci mówią, że w zaginięciach najgorsze są właśnie przypadki dzieci. Gdy rodzinie zgłasza zaginięcie dorosłego, zawsze pozostaje nadzieja, że była to świadoma decyzja, ucieczka od przeszłości, a może od siebie. Gdy ginie dziecko, sytuacja jest niemal beznadziejna, bo zwykle oznacza najgorsze. Historia słyszała tylko o kilku cudownie odnalezionych po latach dzieciach.

Może w tej sprawie stanie się właśnie taki cud?!

Źródło: gazeta.pl, newsweek.pl, policja.pl, policja.pl

Na zdjęciu: progresja wiekowa Ani. Tak dziewczynka może wyglądać obecnie (fot. Policja.pl)

Jeśli chcesz kupić wszystkie e-wydania miesięcznika „Detektyw”, które wydaliśmy w 2021 roku, mamy dla Ciebie atrakcyjną propozycję. 12 numerów w cenie 9! Kupując pakiet, dostajesz trzy numery GRATIS. Kup TUTAJ

2 komentarze do wpisu „Ania Jałowiczor zaginęła po karnawałowej dyskotece”

  1. Dziwaczna sprawa. No bo jeśli świadomie zgodziła się na spotkanie, o czym by świadczyło jej zachowanie, to z kim się spotkała? Wtedy nie było “sponsorów”. Sataniści? Musiało a wcześniej (na starym miejscu zamieszkania?) mieć z nimi kontakt. Naprawdę jakiś pedofil?
    A propos-a psy tropiące? A rejestracja? Chyba coś słabo się starali.

  2. Przeczytałam o tej sprawie pierwszy raz w książce Tochmana. Być może do informacji publicznej nie zostały podane wszystkie informacje, ale bazując na tych udostępnionych wygląda to na porwanie i na zaniedbania policji… Ktoś musiał wiedzieć, że Anią zajmuje się babcia, że często wraca przez rzadko uczęszczaną drogę na skróty. Nieznany samochód był widziany na miejscu zdarzenia i parę dni ktoś z niego obserwował szkołę.
    Najgorsze, że policja prawdopodobnie niewystarczająco dokładnie zbadała sprawę i skupiono się na poszlakach, że dziewczynkę porwał ktoś spoza tej miejscowości. Gdyby nie zaniedbania policji może losy dziewczynki byłyby nam dzisiaj znane…

Możliwość komentowania jest wyłączona.