Aresztował majstrów. Został skazany

Aresztował majstrów. Policjanci z komendy rejonowej w R. byli bardzo zdziwieni, kiedy 25 lipca 2020 roku do ich siedziby, wbiegł mężczyzna w roboczym ubraniu i poprosił o ratowanie jego kolegów. Najpierw go uspokojono i dopiero później wypytano o wszystko.

24-letni Roman S. poinformował policjantów, że jest jednym z robotników prowadzących remont domu Bogdana K. przy ulicy Słowackiego w G. Działają w tym miejscu w pięciu od trzech miesięcy z krótkimi przerwami. Skuwają tynki i kładą nowe, kładą gładzie, glazurę, malują, a potem mają jeszcze położyć terakotę i panele na podłogi. Robili to do tej pory dość sumiennie, ale mają też robotę w innym miejscu, więc co jakiś czas znikali na dwa-trzy dni, aby podgonić w tamtym miejscu.

***

Niestety, trzy dni temu, gdy przyszli do pracy, właściciel domu podstępem zabrał im telefony, niby do naładowania, a następnie poinformował, że mają zostać w domu dopóki nie skończą przynajmniej glazury. Ostrzegł ich przed ucieczką informując, że wypuścił na podwórko psy, a miał dwa: owczarka niemieckiego i rottweilera, które dzień spędzały zamknięte w kojcu.

Zapewnił ich, że dostarczy jedzenie i picie, a materiału do pracy mają w domu pod dostatkiem. Stwierdził, że zrobił tak, bo ma już dość czekania, kiedy oni łaskawie przyjdą do pracy i dokończą to, co obiecali dawno zrobić.

Roman S. opowiedział, że początkowo uzgodnili bunt i niczego nie robili. Właściciel domu powiedział, że to im nic nie da, najwyżej będą dłużej siedzieli w  zamknięciu. Wzięli się więc za robotę, a on wieczorem przyniósł im jedzenie. Nadal jednak psy pilnowały, żeby nie uciekli.

Aresztował majstrów. Ponoć tylko na chwilę

Dopiero trzeciego dnia wieczorem, gdy właściciel gdzieś pojechał, koledzy Romana S. wpadli na pomysł, że uchylając drzwi z jednej strony domu będą drażnić psy, aby tam przybiegły, a on z drugiej strony, jako najmłodszy wyjdzie oknem i dobiegnie do parkanu, a następnie ucieknie przeskakując przez niego. Potem ma pojechać do komendy i o wszystkim zameldować.

I udało się, choć niewiele brakowało, aby skończyło się źle. Jeden z psów, rottweiler, usłyszał chyba zeskok z okna i dogonił go, gdy już wspinał się na parkan. Złapał go za nogawkę, ale Roman S. podciągnął się w górę i wyrwał nogawkę z zębów psa. Na dowód pokazał policjantom świeżo rozerwane spodnie w okolicach łydki. Powiedział, że miał dużo szczęścia, że spodnie były luźne i pies chwycił za materiał, a nie za jego łydkę.

Jeden z policjantów zaczął spisywać zeznania Romana S., a inni pojechali uwolnić pozostałych „majstrów”. Jednak na miejscu zastali tylko 68-letniego Bogdana K. Psy były zamknięte w kojcach, a on udawał, że nic dziwnego się tutaj nie działo.

***

Dopiero postraszony zatrzymaniem i spędzeniem nocy w areszcie, przyznał, że „na trochę aresztował majstrów”, bo przychodzili na dzień lub dwa, trochę pogrzebali przy robocie i znikali na tydzień. Bał się, że znikną na stałe, a dał im sporą zaliczkę. Opowiedział też policjantom, że kiedy zorientował się, że jeden uciekł, natychmiast zamknął psy i wtedy uciekli też pozostali.

Policjanci w ciągu najbliższych dni przesłuchali pozostałą czwórkę robotników i przekazali materiały do prokuratury.

Bogdan K. za bezprawne pozbawienie wolności pięciu osób został skazany na karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Sąd orzekł też konieczność wypłaty zadośćuczynienia dla każdego z uwięzionych po kwocie 3 tys. zł za każdą dobę pozbawienia wolności.

Chcesz poznać inne tego typu historie? Sięgnij po Detektywa 6/2023 (tekst Dariusza Gizaka pt. Majstry kontra klienci). Cały numer do kupienia TUTAJ.