Dramat w Wigilię. Wigilia kojarzy się z narodzinami Dzieciątka i zapachem świerkowego drzewka. Tymczasem tego radosnego dnia, obok domu przy ul. Jagiellońskiej 79 w Olsztynie, rozegrały się krwawe sceny, zakończone śmiercią domownika.
Wojciech S. nie był tam nawet zameldowany. Jako bezdomny nie miał konkretnego, stałego adresu, choć już od 8 lat mieszkał w domu nieopodal olsztyńskiego cmentarza. Jest to budynek komunalny, z założenia jednorodzinny, ale podzielony pionowo na pół, przy czym drugą część, o numerze 81, zajmuje inna rodzina. Liczący sobie 41 lat pan Wojtek mieszkał ze swoją konkubiną na piętrze domu, zaś na dole jej matka Hanna J. Starsza o trzy lata Katarzyna T. po rozwodzie ze swoim mężem przygarnęła – jak sama wyznała – pana Wojtka. Dobrze mieć w domu chłopa, choćby bezrobotnego, a takim właśnie bez przydziału był jej nowy partner. Kiedyś żonaty, miał dwójkę dzieci, a że pił za dużo i nie dbał o rodzinę, żona wyrzuciła go z domu. Błąkał się po mieście, aż wreszcie trafił na miłosierną Katarzynę. Czy darzyli się jakimś głębszym uczuciem, trudno dociec. Ani policja, ani prokuratura i sąd o takie wzniosłe sprawy nie pytają. Faktem jest, że Katarzyna i Wojciech spali ze sobą w jednym łóżku, jako że w tym intymnym miejscu zaczęła się wigilijna tragedia, co już w aktach sprawy oficjalnie odnotowano.
Naga ofiara na podwórku
Pierwsza notatka policyjna nie wyjaśniała dokładnie, co się stało przy ul. Jagiellońskiej 79, ale już odnotowała ofiarę. Głęboką nocą dwaj funkcjonariusze dostali zgłoszenie od dyżurnego komendy i pojechali pod wskazany adres, gdzie na podwórku miał leżeć pobity mężczyzna. I to w dodatku nago! Dojechali tam o godzinie 4.45, a więc już pierwszego dnia Bożego Narodzenia. I istotnie, przy budynku gospodarczym, naprzeciw domu, ujrzeli ofiarę pobicia, ale nie do końca nagą. Mężczyzna był bowiem przykryty drewnianą paletą. Z pewnością ta sceneria nie przypominała stajenki betlejemskiej, a policjanci na dodatek stwierdzili, że nagi gość miał widoczne obrażenia głowy, a na betonowych płytkach podwórka ujawnili ślady krwi. Pocieszający był fakt, że człowiek jeszcze oddychał.
Dramat w Wigilię
Funkcjonariusze zaszli do domu kobiety zgłaszającej pobicie, którą okazała się 44-letnia Katarzyna T. Była pod widocznym wpływem alkoholu, jak odnotowano w notatce służbowej, ale oświadczyła, że pobitym jest Wojciech S. Pokazała nawet jego kartę rejestracyjną bezrobotnego i oświadczyła, że mieszka z nim na piętrze budynku, do którego nocą włamali się nieznani sprawcy. Byli zamaskowani, to znaczy mieli kaptury na głowach i byli ubrani na czarno. Chyba nie do końca trafnie oceniła ich wygląd, ponieważ wedle przysłowia „w nocy wszystkie koty są czarne”, tak i ona mogła widzieć napastników w takim to mrocznym wydaniu. Zwłaszcza gdy była zamroczona alkoholem wypitym w piękny wigilijny wieczór. Nie wiedziała natomiast, w jaki sposób wdarli się do domu. Weszli po schodach na górę i wtargnęli do pokoju, w którym spała z nagim Wojtkiem. Bo on zawsze spał nago – dodała. Dlatego znaleziono go bez ubrania na podwórku, choć nie całkiem, co ustalono potem w śledztwie.
Podejrzenia wobec rodziny
Według relacji Katarzyny T. do najścia miało dojść godzinę przed przybyciem patrolu. Co wydaje się trochę dziwne, bo w takich przypadkach natychmiast wszczyna się alarm. Może kobieta musiała ochłonąć, ukoić nerwy jednym głębszym, a potem zadzwoniła pod numer alarmowy? Najpierw opowiadała policjantom, że zamaskowani mężczyźni po wejściu do pokoju zaczęli bić jej partnera, potem wyciągnęli go na zewnątrz i dalej bili, a nawet uderzali taczką!
Jako głównego sprawcę początkowo podejrzewała swego poprzedniego partnera, de facto męża, Krzysztofa T. Ale intuicyjnie, jak dodała, bo w żaden racjonalny sposób nie uzasadniła swego podejrzenia. Wspomniała tylko, że sąsiad obok ma zainstalowany monitoring, który może się przydać w ustaleniu sprawców. Z kolei matka Katarzyny opowiedziała, że w nocy obudziły ją odgłosy awantury. Bała się wejść na górę, żeby zobaczyć co się dzieje. W tym momencie najważniejsze jednak stało się dowiezienie ofiary do szpitala, ponieważ Wojciech S. nie tylko został pobity, ale jego ciało było mocno wyziębione. Co prawda tamtej nocy temperatura wahała się w granicach zera, a wcześniej mżył lekki deszczyk, to jednak godzina bez odzienia na powietrzu swoje zrobiła.
Dramat w Wigilię
W szpitalu udzielono mężczyźnie pierwszej pomocy i przebadano tomografem. Pomoc medyczna okazała się bezskuteczna i mężczyzna zmarł około godziny 15, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. W ten świąteczny dzień drugi policyjny patrol odwiedził panią Katarzynę. Kobieta znów znajdowała się w stanie upojenia alkoholowego, nawet większym niż w nocy. Z pewnym trudem wyznała jednak, że w wigilię odwiedziła ją siostra-bliźniaczka Dorota. Kobieta przyjechała na święta z Otwocka, gdzie mieszka na stałe. Nie było to jednak spotkanie radosne, ponieważ nie znalazła wspólnego języka z panem Wojtkiem. Co więcej – on zwyzywał ją do tego stopnia, że w odwecie został pobity przez jej syna Jakuba – dodała. Czyli Katarzyna wiedziała, że jednym ze sprawców napadu był jej siostrzeniec. Miał on wtargnąć do domu przy ul. Jagiellońskiej 79 wraz z Mateuszem i Patrykiem, też krewnymi, choć w tym momencie nie podała ich nazwisk. Niemniej szybko ustalono adres Doroty T. przy sąsiedniej ul. Poprzecznej, gdzie miała mieszkanie i gdzie wraz z najbliższą rodziną zatrzymywała się podczas przyjazdów do rodzinnego Olsztyna. Jednak policjanci zastali tam tylko jej córkę Aleksandrę. Nie było ani gospodyni, ani jej 17-letniego syna Jakuba, brata Oli, który ze swoją dziewczyną również przyjechał na święta z Otwocka.
Dramat w Wigilię. Chcesz poznać szczegóły tej historii? Sięgnij po Detektywa 12/2023 (tekst Marka Książka pt. Krwawa opowieść wigilijna). Cały numer do kupienia TUTAJ.